poniedziałek, 12 stycznia 2015

10. Nie lubi słuchać

- Niall jaka jest twoja ulubiona książka?  - chłopak siedział na kanapie i przeglądał coś na swoim laptopie, gdy do jego uszu dobiegły słowa Jade.
-Hmm? - mruknął, nie odwracając głowy od komputera.
- No jaką książkę lubisz najbardziej?
 - Nie mam ulubionej  - tym razem spojrzał na nią,  ze zdziwionym wyrazem twarzy  - A co?
- Nie mam już co czytać, więc pomyślałam,  że może ty mi coś podpowiesz.
- Nie jestem wielkim fanem książek, w zasadzie ich nie czytam.  Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio coś przeczytałem.  - Dziewczyna wydała jęk zawodu, który wywołał u niego śmiech – No co?
- Zawiodłeś moje wszelkie oczekiwania. Jak możesz nie czytać książek?  To jedna z najlepszych rzeczy!  -  Spojrzała na niego jakby usłyszała najbardziej zadziwiająca rzecz w świece.
- Ej, nie patrz tak na mnie. Zwyczajnie jakoś mnie do nich nie ciągnie.  I zdecydowanie nie uważam, żeby to było najbardziej interesujące zajęcie.  
- Straszne, straszne, straszne i straszne!
- O cztery straszne za dużo – zaśmiał się.
- Chyba o 10 za mało. Nie mogę się z tym pogodzić.  Zadaję się z  takim ignorantem.  Książki to… -  nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa zaczęła gestykulować wymachując rękami w jedną i drugą stronę.
- Jakim ignorantem? I niby co te ruchy mają oznaczać? 
- Właśnie próbuję ci zobrazować potęgę literatury, głupcze.
- No dobrze, więc jaka jest twoja ulubiona książka? – Dziewczyna rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
- Przecież nie czytasz.
- Poświęcę się  - powiedział jednocześnie robiąc minę, jakby miał zrobić coś nieosiągalnego.
- Nikt nie potrzebuje twojego poświęcenia – przewróciła oczami.
- Przecież nie mogę być całe życie ignorantem i nie doceniać istnienia książek, czyż nie? -  Jade zaśmiała się, słysząc jego pozornie poważny ton. – No więc, moja droga, zdradzisz mi swój sekret,  i powiesz która to? Chyba, że nie chcesz mówić, słyszałem o ludziach którzy nie lubią dzielić się takimi rzeczami. Nie wnikałbym, gdybyś chciała to przede mną ukryć.  – Poruszył zabawnie brwiami.
-  Północne poranki.
- Co? - nie zrozumiał.
- To tytuł.
-  Tak bez żadnego zastanowienia? Bez dogłębnego przemyślenia  i zwlekania z wyborem ulubionej?
- Bez - wyszczerzyła zęby.


***


Zostały ostatnie trzy dni w Denver. Tym samym były to trzy dni jeszcze bardziej wytężonej rehabilitacji. Ostatnie wskazania lekarzy i ostatnie dobre rady. Jade miała wracać do Londynu z znacznie lepszą sytuacją.  Kiedy dziewczyna miała zajęcia Niall zaszywał się w mieszkaniu i czytał. Początkowo podchodził do tego sceptycznie, ale w miarę upływających stron coraz bardziej się wciągał. Wziął ołówek i kartkę, która potargał na kawałki, zaczął coś podkreślać i po bokach pisać jakieś notatki. Pourywane fragmenty papieru powstawiał między  strony, a kiedy skończył czytać wiedział, że ma świetny plan.


***

Nowy Jork był jej miastem marzeń. Jeżeli miałaby wskazać jedno miejsce na świecie, które chciałaby zobaczyć , był to właśnie Nowy Jork. Przez cały miesiąc w Denver z niecierpliwością czekała na jego koniec, który miał oznaczać właśnie obiecany wyjazd.  Mieli polecieć tam na dwa dni. W Nowy Jorku wylądowali późnym wieczorem i byli na tyle zmęczeni, że nie było sensu zaczynać zwiedzania, więc pojechali prosto do hotelu.  Mimo znużenia Jade nie mogła zasnąć przez długi czas, rozpierało ją podekscytowanie, które jak wiadomo jest uczuciem skutecznie powstrzymującym sen. Za to Niall po tym jak tylko znalazł się w swoim łóżku, zasnął. W końcu był tu już wiele razy. Pomimo tego, że to chłopak spał o wiele dłużej, to Jade wstała wcześniej, obudziła go i zmusiła do szybkiego zebrania się. Nie było czasu do stracenia. Zdecydowanie wiedziała co chce zobaczyć. Pokazała Niallowi szczegółową listę, a on tylko pokiwał głową. Wychodząc założył kaptur i ciemnie okulary na co Jade spojrzała kpiącym wzrokiem. On tylko wzruszył ramionami mówiąc, że dobry kamuflaż to podstawa, szczególnie w takim mieście jak Nowy Jork. Po chwili zastanowienia wyciągnął z plecaka jeszcze jedną parę okularów i założył je na nos Jade.  Skomentowała to po swojemu, ale ich nie ściągnęła, przyznając w duchu rację Niallowi. 
   Obserwowanie Jade, jej ochów, achów i tym podobnym okrzykom zachwytu sprawiło Niallowi niemałą radość. Ona promieniała. Pierwszy raz zobaczył na jej twarzy ten prawdziwy uśmiech, który okazał się być naprawdę piękny. Każde miejsce, które zobaczyli było kwitowane prze nią serią zachwytów: Central Park, Madison Square Garden, Statua Wolności, Time Square, Manhattan. Niall okazał się dobrym przewodnikiem.
Po powrocie do hotelu zamówili kolację do pokoju i odświeżyli się po całym dniu na mieście.
- I co, jesteś zmęczona? 
- Właściwie to nie – powiedziała przeglądając zrobione dziś zdjęcia.
- To całkiem dobrze się składa – chłopak zrobił tajemniczą minę, a ona popatrzyła na niego zdziwiona.
- Dlaczego?
- Bo Nowy Jork nocą jest najpiękniejszy.
***
- Przedtem zwiedzaliśmy według twojego planu teraz zrobimy to po mojemu.
- Ok?
- Wyczuwam w twoim głosie wątpliwość, lecz nie martw się, moja droga, spodoba ci cię – posłał jej szeroki uśmiech, a ona zmierzyła go niepewnym wzrokiem, mając tylko nadzieję, że nie wymyślił nic głupiego.
- No więc prowadź, chłopcze. – Skinął głową.
- Zacznijmy od kawy.
Na początku zabrał ją na Crosby Street, gdzie weszli do jednej z kawiarni. Chłopak rozglądnął się po niezbyt wielkim pomieszczeniu i wypatrzył odpowiedni stolik, który znajdował się w kącie kawiarni. Zostawił Jade samą, nie pytając ją, co by ewentualnie chciała i poszedł złożyć zamówienie. Dziewczyna rozglądnęła się po kawiarni, było tu przytulnie i ciepło, a cudowny zapach kawy roznosił się po pomieszczeniu.  Wrócił z dwoma kubkami. Jade sięgnęła po podany jej napój i oplotła dłonie wokół kubka i zamknęła na chwilę oczy. Podmuchała trochę napój w obawie, że będzie zbyt gorący i wzięła łyk.
- Siedzieliśmy w tej kawiarni na Crosby Street. Jak zwykle zamówiła czekoladę, a ja latte, jak zwykle dziwiła się jak mogę to pić. Ona nie potrafiłaby przełknąć nawet łyka,  uważała że kawa jest zawsze gorzka nawet, jeśli mocno ją posłodzisz. Jak zwykle śmiałem się, że to tylko latte, mało kawy - dużo mleka; prawie jak nie kawa, ale ona i tak upierała się przy swoim.  – Jade przełknęła łyk czekolady i wlepiła zszokowane oczy w chłopaka siedzącego naprzeciw niej. – Uwielbiałem tę kawiarnianą rutynę, tak jak uwielbiałem jej opadające na twarz włosy, jej wielkie oczy i ten specjalny uśmiech. Miałem nadzieję, że przeznaczony tylko dla mnie. – Chłopak przerwał, biorąc łyk latte i posyłając spojrzenie Jade.
- Jesteśmy tu? – wyszeptała. Skinął głową i uśmiechnął się do niej, a ona nie mogła uwierzyć. – Przeczytałeś! – Zabrał ją  w jedno z miejsc, gdzie rozgrywa się akcja „Północnych poranków”. Czuła się, jakby wylądowała w fikcyjnym świecie Noaha i  Rosie, siedząc przy ich stoliku i sącząc jej ulubioną czekoladę. To było najbardziej magiczne uczucie.
- Tak i nie musimy się spieszyć, ale wiedz, że mamy jeszcze kilka przystanków.


***


Już drugi raz tego dnia znajdowali się w Central Parku, tym razem byli na Bow Bridge. Chłopak sięgnął po swój plecak i wyciągnął z niego książkę, a Jade uśmiechnęła się wiedząc, które słowa zaraz usłyszy.  Odnalazł odpowiednią stronę i zaczął czytać.
- Staliśmy oparci o murek mostu i milczeliśmy. Lubiła tu przychodzić, jeśli tylko nie roiło się tu od turystów. Ja zaś lubiłem na nią patrzeć, i nie kryje, że sprawiało mi to nieodpartą przyjemność. Wszystko było w niej tajemnicze, nawet ten malutki pieprzyk na jej policzku. I myślę, że to był moment w którym zacząłem się w niej zatracać. Chciałem wierzyć, że będę jedynym, któremu uda się ją poznać. Posłała mi, krótkie spojrzenie i przez chwilę miałem wrażenie, że zna mnie bardziej niż ja sam - zamknął książkę.
- Podobała ci się?
- Podobała mi się.

***

- Dziękujemy – powiedział wręczając taksówkarzowi pieniądze. Mężczyzna się ukłonił, a Niall zatrzasnął drzwi samochodu. Odwrócił się w stronę chodnika, gdzie czekała na niego Jade.  Znajdowali się przed schodami jednej z wielu kamienic w tej dzielnicy. Jednak zarówno schody jak i kamienica nie było przypadkowe. W końcu to na nich tak często siedzieli  Rosie i Noah.
- Myślę, że możemy na chwilę na nich usiąść – podszedł do niej bliżej i wziął ją na ręce, po chwili kładąc ją na schodach. Usiadł koło niej i ponowie tej nocy wyciągnął książkę. Jade czuła się jakby była świadkiem historii jej ukochanych bohaterów.  Nie mogła uwierzyć, że chłopak siedzący koło niej wpadł na taki pomysł. I być może wstydziła się przed sobą przyznać, ale była szczęśliwa, że jest tu właśnie z nim. Niall zaczął przerzucać  strony powieści,  w poszukiwaniu tej odpowiedniej.
- Daj, ja chcę przeczytać  ten fragment – wyciągnęła do niego rękę, a on podał jej książkę.  W tym  jednym  prostym geście kryło się tyle niewypowiedzianych słów. Spojrzeli na siebie, jednak dziewczyna po chwili spuściła wzrok.  Znalazła stronę  i uśmiechnęła się do zapisanej kartki papieru. Zaczęła czytać.  - Myślę, że na tych schodach zapisana jest większa część naszej historii.  A już na pewno jej początek. Jak dziś pamiętam tamtą dziewczynę z granatową filiżanką w ręce. Siedziała na schodach, obok niej stał  czerwony dzbanek w białe kropki. Przechodziłem obok jej kamienicy i nie dało  się nie zauważyć tej dziewczyny. Było w  niej coś magnetycznego. Podniosła wzrok i przyłapała mnie na przyglądaniu się jej. Uśmiechnęła się, jakby zobaczyła kogoś znajomego. Obróciłem się, myśląc, że może ktoś idzie za mną, ale tak nie było. Zdecydowanie uśmiechała się do mnie.  Za chwilę miałem usłyszeć po raz pierwszy jej głos, i słowa które już na zawsze ze mną zostaną. „Zapraszam na filiżankę herbaty”.  Poklepała miejsce obok siebie, zachęcając mnie, żebym do niej dołączył. Usiadłem,  a ona podała mi tym razem zielona filiżankę, jak później się przekonałem żadna z części jej zastawy nie pasowała do siebie. Nalała mi herbaty z czerwonego dzbanka i mógłbym przysiąc, że była to najlepsza herbata w moim życiu. Spytałem czy zaprasza każdego obcego człowieka,  a ona odpowiedziała z przekornym uśmiechem, że sprawia jej wielką przyjemność zapraszanie nieznajomych na filiżankę herbaty.  Długo po tym wyznała mi, że byłem  jedynym nieznajomym.  - Jade zamknęła książkę i podała ją powrotem Niallowi - To mój ulubiony fragment. - Chłopak pokiwał głową - Chyba najbardziej kocham w tej książce to, że Noah opowiadając ich wspólną historię, wcale nie skupia się na sobie. On opowiada o niej, to ona jest tu najważniejsza. Nie opowiada o sobie szaleńczo zakochanym chłopaku, tylko o dziewczynie którą kocha i to sprawia, że jeszcze bardziej lubię Noaha. Wiesz… on kocha naprawdę.  - Oboje odwrócili się w stronę drzwi, słysząc ich otwieranie. W progu stanął mężczyzna w papciach i niepierwszej młodości szlafroku, w ustach trzymał papieros.
- Przeszkodziłem? – facet z pewnością był nietrzeźwy i być może nie był to pierwszy raz, kiedy ktoś siedzi na jego słynnych schodach. W każdym razie albo z jednego albo z drugiego powodu nie wydawał się zbytnio zdziwiony ich obecnością.
- Skądże, dwie minutki i się zmywamy - Mężczyzna popatrzył na nich w dziwny sposób, pokiwał kilkakrotnie nie tylko głową, ale całym ciałem, po czy wkroczył z powrotem do mieszkania zamykając za sobą drzwi.  Oboje nie mogli powstrzymać śmiechu. - Myślałem, że nie wierzysz w miłość. – Chłopak powrócił do tematu.
- W książkach wszystko jest możliwe, nawet miłość.
- W prawdziwym świecie nie wiele rzeczy jest możliwych, ale miłość nie lubi słuchać, co jest możliwe, a co nie- odchrząknął i po chwili dodał. - No ruszamy dalej, mam jeszcze jeden ulubiony fragment.


***


Ostatnim przystaniem był most brookliński, dotarli na miejsce kilka minut przed północą, a liczba ta wcale nie był bez znaczenia. Kolejny już raz tej nocy książka została otwarta a odpowiednia strona odnaleziona.  Chłód nocy sprawiał, że ich ciała drżały, ale żaden z nich nie żałował, że się tu znajdują.  Wiatr porywał do tańca włosy Jade i strony książki w rękach Nialla.

- Rosie, nie przepadała za sylwestrem i tym całym odliczaniem do północy, wolała włożyć ciepłe skarpetki, zakryć się po czubek głowy ciepłym kocem i jak zwykle pić gorącą czekoladę. Ale tym razem zgodziła się na spacer. Poszliśmy na most Brooksliński gdzie zgodziliśmy się oboje dotrwać do północy, zostało jeszcze tylko  kilka minut.  Było zimno, jak to zwykle bywa w grudniu. Rosie zaczęła tańczyć, przynajmniej tak mi się wydawało, że miał być to taniec. Zdecydowanie nie była w tym najlepsza, ale najwyraźniej był to dobry sposób na przywrócenie ciepła. Obserwowanie jej pokracznych kroków, jej włosów wirujących wraz z nią  i mojego ulubionego uśmiechu, było jedyną rzeczą której potrzebowałem.  Zawsze wydawała mi się tak drobna i bezbronna. Wydawało mi się, że muszę ją chronić, że muszę przy niej być, bo inaczej beze mnie zginie. Ale wraz z przyjściem północy uświadomiłem sobie, że to nie prawda.  Obudziłem się. Przeżyłem swój pierwszy poranek o północy. To nie ona była słaba, to ja miałem zginąć bez niej.  Uprzytomnienie sobie tego było jak zachłyśnięcie się zimną woda. Jak wybudzenie się ze śpiączki, jak ukończenie maratonu. Ani serce ani umysł nie kłamał. Po raz pierwszy powiedziałem „kocham cię”.  - wypowiadając dwa ostanie słowa serce Nialla nie wiedziało czy mówi je  Noah do Rosie czy on do Jade. 
Szablon by S1K