piątek, 19 grudnia 2014

9. Przecież lepiej utopić się raz a dobrze

Leżała na łóżku. Jej ciało było ułożone na wznak, a oczy były wlepione w sufit. Chłopak stał przez dłuższą chwilę w drzwiach pokoju, ale ona chyba go nie zauważyła. Podszedł do łóżka i położył się na nim w tej samej pozycji co ona. Zdziwiona odwróciła do niego głowę i spojrzała na Nialla, by po chwili wrócić do gapienia się w ten sam punkt. Teraz oboje mieli oczy wlepione w sufit. 
- Wiesz, że jest dopiero siedemnasta? – rzucił jej ukradkowe spojrzenie. – To jeszcze nie ta pora, o której powinnaś się znaleźć w łóżku.
- Mhm. -Usłyszał tylko ciche mruknięcie.
- Powiesz o co chodzi? – spytał z nadzieją, że uzyska jakąś dłuższą odpowiedź. Jednak dziewczyna milczała.  – Jade, proszę. – Myślał, że tym razem usłyszy coś typu „Niall nie musisz o wszystkim wiedzieć” lub „Nie interesuj, się to nie twoja sprawa i jeśli raczysz, to rusz swój tyłek i stąd wyjdź”, to byłoby całkiem w jej stylu, ale zdziwił się.
- Już nie pobiegnę. – Mogłoby się zdawać, że to już koniec jej wypowiedzi, bo zrobiła długą pauzę. Jednak tak nie było. – Nie żebym wcześniej jakoś lubiła to robić. Szczerze mówiąc, nie bardzo za tym przepadałam. Wiesz przychodzi lekcja WF-u, i nauczyciel mówi „No to dziś biegamy”, a w moich umyśle od razu pojawia się myśl: „znowu?”. Uwierz, bieg na kilometr, to była dla mnie katorga. Miałam wrażenie, że równie dobrze mogłabym wypluć płuca. Biegnę, wiatr świszczy mi w uszach. Z oczu zaczynają mi lecieć łzy. Nie, nie myśl, że płaczę, to nie to. To tylko krople, które uwalnia wiatr. Włosy obijają się o moją twarz. Przeszkadzają mi. Zaczyna mnie boleć głowa, a okazuję się, że to dopiero dwieście metrów. I po prostu mam dość. Zresztą kogo, jak nie mnie, może zacząć boleć głowa podczas biegu? Mam okropną kondycję. Miałam. Tak naprawdę nienawidzę biegać, ale teraz wiem, że już nigdy tego nie zrobię. Nie mogę tego znieść. I właśnie teraz chciałabym to zrobić. Wstać i pobiec. Niech włosy lecą w każda możliwą stronę, niech wiatr zacznie świszczeć mi w uszach. Niech łzy spadają po moich policzkach i niech zacznie mnie boleć głowa. Niech moje nogi zaczną biegnąć, aż zabraknie im sił, by postawić następny krok, ale nie mogą. Nienawidzę tego jeszcze bardziej niż biegu na tysiąc metrów.  – Oczy dziewczyny powoli stawały się szkliste. – Ale oprócz tego były przyjemne rzeczy. Spacer, łyżwy, narty, rower, rolki i pewnie jeszcze wiele innych. Dwa lata temu byłam pierwszy raz na łyżwach. Trochę się bałam. Jak weszłam na lód to okazało się tak przyjemnie proste. Potem byłam jeszcze dwa razy, a późnej już nigdy. Nie mogłam. Czasami budzę się rano i myślę, że to dobry dzień na spacer, ale chwile po tym przypominam sobie, że to dobry dzień tylko dla kogoś, kto może chodzić. – Teraz łzy, przed chwilą jeszcze powstrzymywane siłą woli i próbami niemrugania, spadały swobodnie po twarzy Jade. – Wiesz, jeszcze nigdy z nikim nie tańczyłam. Zawsze się wstydziłam. Pewnie podeptałabym komuś palce. To bardziej niż pewne. Albo nie, raz w życiu tańczyłam. – Brunetka wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk, coś na kształt śmiechu wymieszanego z płaczem. – Z Leą. To było straszne, a nawet więcej niż straszne. Ona jest okropną nauczycielką. I wtedy pomyślałam sobie „nigdy więcej” tylko nie miałam pojęcia, że moje życzenie się spełni.  


Czasami zaczynasz myśleć, że już ci przeszło,  i już wszystko z tobą w porządku. A potem nagle i niespodziewanie,  to znów na ciebie spada. Nie masz siły tego powstrzymać, więc tylko analizujesz kolejny i kolejny już raz.  Nie chcesz tego robić, ale to nie ty wybierasz. To twój umysł, któremu się poddajesz.  Topisz się we własnych myślach, zapadasz się  i już chcesz po raz ostatni utonąć.  Teraz, tak właśnie czuła się Jade. Ale wtedy ktoś wskakuje do wody przeszytej goryczą i wyciąga rękę. Już wiesz, tym razem zostajesz wyłowiony.  Czy ratownikiem ma się okazać  oprawca? Co jeśli mu się nie uda, a ona znów zacznie tonąć. Przecież lepiej utopić się raz a dobrze.    

- Przepraszam, Jade… tak bardzo cię przepraszam.- Niall przysunął jej drobne ciało do siebie i odwrócił w swoją  stronę. Teraz byli do siebie zwróceni twarzami.  Mocną ją przytulił. Dziewczyna miała ręce splecione na klatce piersiowej, i tylko powoli kręciła głową.  Przytrzymał ją jeszcze mocniej i oparł podbródek na jej włosach.   – Za każdym razem kiedy odpalam samochód w moich myślach pojawisz się ty  i to co ci zrobiliśmy. Przestrzegam każdego przepisu drogowego.  Cały czas sprawdzam czy ktoś nie idzie poboczem, bo boję się, że się zagapię i to znów się powtórzy. Mam w domu listę miejsc, w których najczęściej zdarzają się wypadki i omijam je szerokim łukiem.  Mam obsesję, cholerną obsesję. Ale to tak mało w porównaniu z tym co ty przeżywasz.  Uwierz mi naprawdę staram się to wszystko naprawić. I już nie robie tego dla siebie. To wszystko dla ciebie, tylko dla ciebie. – wyszeptał dając jej nadzieję, że już nigdy nie będzie tonąć.


***


Niall niedawno wrócił z kliniki do której zawiózł Jade.  Wyciągnął z lodówki mleko i położył je na blacie. Sięgnął do jednej z szafek i wyciągnął płatki. Wsypał je do miski, która leżała na stole i zalał je zimnym mlekiem.  Wziął jedzenie do ręki, po drodze wyciągnął z szuflady łyżkę i ruszył w stronę salonu. Usiadł na kanapie i po chwili wstał gdy zobaczył, że pilot jest na fotelu.  Wziął go  i wrócił na sofę.  Włączył telewizor, przeskoczył kilka kanałów i zatrzymał się na jakimś muzycznym programie. W chwili gdy sięgnął po płatki w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi . Chłopak odłożył miskę i  niechętnie wstał by otworzyć.  Przekręcił zamek, nie zdążył jednak nacisnąć klamki, osoba za drzwiami pchnęła drzwi. Do przedpokoju z impetem wkroczył jego przyjaciel. Przyjaciel, o ile mógł go jeszcze tak nazywać.  Ostatnio wszystko między nimi się psuło. Jednak Niall dobrze wiedział, że nie była to jego wina, Louis też to wiedział. Mógł winić tylko siebie. Przecież blondyn wcale nie chciał go wykluczyć ze swojego planu, on sam wolał się ulotnić zanim zaczęło się to dziać. A potem zwyczajnie nie chciał przyznać , że się mylił. Widok Louis’a tutaj, zaskoczył Niall’a. Zaskoczył, to chyba jednak za mało powiedziane. Zdecydowanie lepiej brzmi: zaszokował, to słowo trafniej opisywało to, co właśnie czuł.
- Posłuchaj nie mam zamiaru cię dłużej kryć.  Przeginasz! Rozumiesz? Przeginasz. Miesiąc? Porąbało cię? Myślisz, że ludzie nie zaczną się zastanawiać gdzie przepadł ich kochany Niall? – wypalił szatyn.
-  Może lepiej mi wytłumacz co ty tu robisz?
- Martwię się o nasz tyłek, skoro ty nie jesteś sam w stanie o niego zadbać. Przecież tu też mieszkają fani. Co jak cię zauważą z jakąś laską na wózku? Wszyscy będą o tym mówić, dosłownie wszyscy.  Ciesz się, że Paul o tym nie wie, bo by ci nakopał do dupy.  – blondyn przewrócił oczami.
- Jak widzisz do tej pory jeszcze nic się nie wydało, więc nie masz się o co martwić. Dzięki za troskę. 
- Nie wydało się, bo ja i chłopaki tłumaczymy się za ciebie. – Niall spojrzał na przyjaciela i już wiedział, że wcale nie chodzi o to.
- Och, jak już mówiłem wielkie dzięki.   A teraz możesz mi powiedzieć po co naprawdę tu jesteś?- Szatyn nie spodziewał się, że chłopak tak szybko zorientuje się, że  przyjechał  po coś innego.  – Przecież nie jesteś tu tylko po to, żeby mi to powiedzieć, prawda? Równie dobrze mogłem to usłyszeć przez telefon.   – Louis zdjął kaptur z głowy i przeczesał włosy ręką.  Oparł się o drzwi i wlepił oczy w ścianę. Po chwili się odezwał.
- Chcę ją poznać.  – Rzucił szybkie spojrzenie blondynowi.
- Genialny pomysł! – wykrzyknął Niall zbyt entuzjastycznie. -  Szczególnie po twoim zachowaniu w studio. Jade będzie zachwycona.
- Niall poważnie. Chcę ją poznać.
- Wydawało mi się, że już to zrobiłeś. Zresztą w bardzo delikatny, jak na ciebie sposób  – powiedział z wyrzutem.
- Nie wiedziałem, nie miałem pojęcia jak się zachować. Nie rozumiesz? Wystraszyłem się tego, jak może zareagować kiedy mnie zobaczy… - Louis próbował się tłumaczyć przed przyjacielem i samym sobą.  Jednak tu nie było dobrego usprawiedliwienia.  Wstydził się, cholernie się wstydził tego co zrobił .
- I dlatego zachowałeś się jak skończony dupek?
- Co mam ci powiedzieć? Że żałuję? Tak żałuję  i to cholernie. I chcę to naprawić, więc daj mi szansę.  Chcę w tym uczestniczyć.
- To nie ja przydzielam tutaj szanse   – Nie mógł przecież mu obiecać, że Jade go wysłucha. Nie mógł go zaprosić do salonu, posadzić wygodnie na fotelu i przyprowadzić do niego niczego nieświadomą Jade.  
- Ale możesz z nią porozmawiać.  Proszę cię tylko o to. Nie chcę wchodzić do jej życia bez jej zgody. Muszę wiedzieć, że ona jest gotowa na to, by uporać się też ze mną. Nie mam zamiaru jej znów skrzywdzić.  Chcę, żeby wiedziała, że na mnie też może liczyć. Nie mogę  być tym, który nie zrobił nic żeby jej pomóc.  – Niall dobrze wiedział, co czuje jego przyjaciel. Jeszcze niedawno on był w tej samej sytuacji.  Nie mógł mu nie pomóc.
- Spróbuję, ale musisz mi dać czas . Ona się ciebie boi. Nie widziałeś jej, kiedy dowiedziała się, że też możesz być w studiu. To  nie jest dla niej łatwe. Najpierw ja, a teraz ty.  – Wszystko co ostatnio działo się życiu Jade nie było łatwe.  I Niall nie chciał tego jeszcze bardziej utrudniać. Ale to mogła być już ostatnia szansa Lousi’a. Może na nią nie zasługiwał , ale on nie miał prawa mu jej odbierać.  Zrobić mogła to tylko ona.
- Wiem, Niall, dobrze o tym wiem.


***


Powrót czucia głębokiego w stopach u pacjentów z urazem rdzenia notowany jest najczęściej podczas pierwszej doby po wypadku. Śladowe czynności porażonych kończyn pojawiają się zazwyczaj w pierwszym , czasami jednak wiele tygodni po urazie.  Ruchy czynne są jeszcze później coś między  szóstym na dwunastym tygodniem  intensywnej rehabilitacji. Jednak u części pacjentów dzieję się to trochę później. Do tych poszkodowanych należała Jade. Dlatego w pierwszej dobie po wypadku lekarze nie mieli zbyt ciekawych min.  Jednak czucie głębokie powróciło w trzecim dniu.  Ale wiadomo każdy przypadek  jest inny.  Nie można  się do nikogo porównywać.  Ta informacja była trudna „Nie będziesz chodzić,  nie wiadomo czy w ogóle kiedyś to się zmieni”. Jade uwierzyła. Uwierzyła na słowo. Nie żądała żadnego pytania. Po prostu przyjęła to do wiadomości.  I znienawidziła adresatów koperty leżącej na szpitalnej półce. Nie wiele można zdziałać, kiedy się nie wierzy, że to może pomóc.  Pierwsze tygodnie, jak to zwykle bywa, były najgorsze. To co czuła to jedno, to do czego musiała się przyzwyczaić to drugie. Na początku długi pobyt w szpitalu.  Naprawdę trudno było tam wytrzymać.  Potem przyzwyczajenie się do nowego sposobu „poruszania się”, co nie było tak łatwe, jak mogło się wydawać.  Po pierwsze utrzymanie poprawnej pozycji na wózku. Potem uczenie się jazdy, najpierw na płaskim terenie przodem i tyłem. Poruszanie się na dwóch kołach. Bezpieczne upadanie i podnoszenie się po to, by z powrotem znaleźć się na wózku. Nauczenie się poruszać po powierzchniach pochyłych.  I to ciągle jeszcze nie wszystko.  Oprócz tego Jade musiała się nauczyć  radzenia sobie w codziennych czynnościach.  Przechodzenie z wózka na krzesło, podnoszenie się z leżenia do pozycji siedzącej,  ubieranie się, przemieszczanie się do wanny i wiele innych rzeczy.  To wszystko nie było łatwe, ale możliwe do opanowania . Poza tym wszystkim była jeszcze rehabilitacja.  Bardzo intensywna rehabilitacja. To nie tak, że to nic nie pomagało. Brunetka jednak nie potrafiła dostrzec postępów. Czasami udawało jej się napiąć mięście lub delikatnie poruszyć nogami na boki. To wcale nie było takie nic. Ale wciąż był to zbyt mały powód, by uwierzyć, że coś może się zmienić.  Ćwiczenia w Denver  dawały większe postępy. Ktoś mógłby pomyśleć, że miesiąc to mało, ale właściwie udało im się coś osiągnąć.  Na początku trzeciego tygodnia pobytu zaczynała chodzić za pomocą balkonika z asekuracją. Sama próba stania na nogach to i tak przełom w tym wszystkim. Można to było odnotować jako sukces. Oczywiście nie było tak, że dostała balkon, wstała z wózka i poszła, to wersja możliwa może w snach. Przynajmniej nierealna jak na ten czas. Jednak wreszcie spróbowała czegoś nowego, czegoś co dawało nadzieję, że do tej pory niewyobrażalne rzeczy mogą się dziać naprawdę. Jade nie była by sobą, gdyby po tym nie próbowała ćwiczyć sama, na własną rękę. Im więcej, tym lepsze efekty, więc gdy tylko Niall wychodził ona próbowała powtarzać to, co robią w klinice.  Dziewczyna podjechała w stronę  szafy i wyciągnęła zza niej kule inwalidzkie, które opierały się o ścianę. Tam była dla nich idealna skrytka.  Niall nie miał pojęcia o ich istnieniu. Wreszcie przyszła pora, by je wypróbować. Chłopak pojechał po zakupy, więc trzeba było to wykorzystać.  Brunetka postawiła kule na krześle i przesiadła się z wózka na krzesło. Tak będzie łatwiej wstać. Wzięła do rąk kule. W myślach powtarzała sobie „dasz radę, dasz radę Jade… to nie może być takie trudne.” Przesiedziała na łóżku jakieś dziesięć minut, przekonując samą siebie, że to wcale nie głupi pomysł.  Wdech, wydech to już czas. Postawiła kule na ziemi. I jeszcze sekundę trwało zastanowienie.  Pierwszy raz:  źle przeniesiony ciężar ciała. Upadek - na szczęście z powrotem na łóżko. Jeszcze jeden raz, tylko jeden raz.  Wstała, tym razem przenosząc ciężar ciała na ręce.  Udało się. Teraz krok, to zmieni wszystko.  Ale czy mogła dać sobie radę nie mając pojęcia, jak poruszać się z kulami? Czterotaktowy, trzytaktowy, dwutaktowy  - rodzaje chodu o których ona nie ma pojęcia.
Klucz przekręca się w drzwiach. Krok. Otwierane drzwi mieszkania. Upadek. Zdezorientowanie. Podłoga. Bieg.
Chłopak wleciał do jej pokoju i prawie się potknął o kule leżące u drzwi. Spojrzał na nie zdziwiony, a potem na dziewczynę, leżącą na podłodze. Miała mocno zaciśnięte oczy, które tamowały  napływające łzy.
- Boże, Jade nic ci się nie stało? – Dziewczyna oparła ręce na parkiecie i podniosła się do pozycji siedzącej.  – Dlaczego – blondyn nie zdążył skończyć.
- Idź, wynoś się stąd! Rozumiesz? Wynoś się! –   szlochała.
-  Jade, proszę, daj mi… - znów nie pozwoliła mu skończyć.
- Wypieprzaj! Słyszałeś co powiedziałam?! Masz się wynosić! – Krzyczała na niego, a on stał osłupiały. Po chwili rzeczywiście wyszedł. Zakryła usta ręką, próbują powstrzymać płacz. Znowu poniosła klęskę. Przecież wiedziała, że to nie może być takie łatwe.  Podniosła głowę gdy usłyszała, że Niall z powrotem wchodzi do pokoju.
- Mówiłam ci coś – zaczęła, jednak nie powiedziała nic więcej, kiedy chłopak przykucnął koło niej i popatrzył jej głęboko w oczy. Jakby chciał powiedzieć, że już nie musi się o nic martwić, bo jest przy niej . Wziął ją na ręce i posadził na łóżku. 

- Nie jesteś w tym sama, wiesz?  - a ona tylko skinęła głową. 

________________________________________________________________________

Nie znam się na porażeniach kończyn, i całego związanego z tym żargonu medycznego. Wszystkie informacje związane z tym znalazłam w internecie. I nie koniecznie to co pisze pokrywa się z  tym jak to jest w rzeczywistości jeśli chodzi o odzyskiwanie władzy w nogach. No ale w końcu to tylko fikcja literacka. 
Mam nadzieję, że spodoba wam się ten rozdział.Tak jak pisałam, prawdopodobnie jest to ostatni jaki tutaj dodaje, dlatego naprawdę zależy mi żeby poznać opinię każdego kto czyta to opowiadanie, więc proszę zróbcie mi taki prezent na święta i zostawicie komentarz. 



piątek, 5 grudnia 2014

8. Niezaprzeczalnie nieprzewidywalna

Minął tydzień od ich przyjazdu do Denver. Zdążyli już wejść w rutynę. Pobudka o ósmej trzydzieści w porywach do dziewiątej. Godzina dziesiąta: punktualnie na miejscu, w klinice pod salą numer 238. Godzina szesnasta: koniec zajęć. I tak codziennie. Aż do dnia ósmego.  Jade obudziła się o normalnej porze.  Niall  chyba jeszcze nie wstał, przynajmniej w mieszkaniu nie było słychać żadnych kroków.  Zupełna cisza. 
- Niall wstajesz? – krzyknęła do sąsiedniego pokoju. Jednak chłopak  nic nie odpowiedział.  Przesiadła się na wózek, ruszyła do jego pokoju.  Blondyn leżał zwrócony głową do poduszki.  Jade podjechała do jego łóżka.
- Nie wiem, czy wiesz, ale robi się późno i jeżeli zaraz nie wstaniesz, to się spóźnię.  – Na jej słowa Niall wydał tylko jakiś dziwny dźwięk.  –Mówię serio, wstawaj!
- Co? – głos chłopaka wydał się jakiś zachrypnięty. Dziewczyna przyjrzała mu się. Teraz zauważyła, że jego podkoszulka była mocno przepocona. A on sam był cały czerwony.
 - Albo jesteś pijany, albo chory. Pokaż czoło – chłopak uniósł się do pozycji siedzącej. Jade przyłożyła mu rękę do czoła, które tak jak podejrzewała było rozpalone. – Masz niezłą gorączkę. Jest tu w ogóle jakiś termometr?
- Nie sądzę.
- Lekarstw pewnie też żadnych nie ma. – brunetka podjechała do jego szafy, wyciągnęła jakąś podkoszulkę i rzuciła mu ją na łóżko. – Ściągnij tę koszulkę i ubierz tą, jesteś cały mokry.   Jak sądzę dzisiaj nigdzie nie pojedziemy, więc…
- Czekaj, to jakoś się pozbieram i cię zawiozę. – przerwał jej.
-  Dobra, dobra lepiej leż. Zadzwonię do kliniki, że dzisiaj mnie nie będzie.  – Nie czekała, aż Niall zaprotestuje tylko opuściła pokój.  Wzięła telefon do ręki i poszukała odpowiedniego numeru.  Przekazała wiadomość  komuś z recepcji, że nie może dzisiaj przyjechać.  Miała nadzieję, że w kuchni znajdzie jakieś lekarstwa , ale nie było niczego oprócz jakiegoś środka przeciwbólowego, który na nic się nie zda.  Wzięła laptop i poszukała apteki internetowej. Znalazła odpowiednią stronę i zamówiła potrzebne lekarstwa, które miały do nich trafić w przeciągu godziny.  Kiedy była chora jej mama zawsze robiła jej mleko z miodem i czosnkiem. Może to by jakoś mu pomogło. Na razie tylko tyle mogła dla niego zrobić. Wyciągnęła potrzebne składniki z lodówki.  Dorze, że chociaż zakupy były robione na bieżąco.  Przygotowała prowizoryczne lekarstwo  i ostrożnie, żeby nie wylać zawiozła mu je.
- Mleko, miód i czosnek. Obrzydliwe, ale powinno trochę pomóc. – Podała mu kubek, który chłopak niezdarnie chwycił. – Uważaj bo zaraz to wylejesz.
- Dzięki – wziął łyk i skrzywił się. – Racja, obrzydliwe.
- No, teraz masz efekty chodzenia w samym podkoszulku, na taką pogodę. Nie, żebym wcześniej nie wspominała nic na ten temat, ale najwyraźniej ty zawsze wiesz lepiej. No nie?
-  Będziesz się teraz naśmiewała z obłożnie chorego?
- Chyba nie tak bardzo chorego, skoro ma siłę jeszcze  żartować.
- Tak na poważnie,  to czuję się okropnie. Jest mi na przemian zimno i gorąco. – Jego głos wciąż był zachrypnięty.
- Zamówiłam lekarstwa, będą tu za jakąś godzinę. Do gardła nie będę ci zaglądać, ale po twojej chrypce domyślam się, że też cię pewnie boli.  Oddajesz już ten kubek, co? – chłopak kiwnął głową i podał jej go.  – Śpij teraz, potem przyniosę ci leki.
- Dziękuję Jade. – usłyszała wyjeżdżając z pokoju.


***


- No wreszcie, ty stara małpo! Ile można czekać, aż pogadasz z najlepszą przyjaciółką! -  usłyszała Jade na wstępie rozmowy z Leą. Wreszcie miała czas, żeby się z nią skontaktować. Dlatego zadzwoniła do niej na skypie.
- Nie miałam czasu wcześniej, ale jak widzisz teraz wygospodarowałam audiencję dla ciebie.  – Jade wyszczerzyła zęby do ekranu laptopa.
-  Jestem wielce  zaszczycona,  pomijając fakt, że tutaj jest godzina 7.23 rano.  Ty się wyspałaś, a ja biedna zrywam się z łóżka i pędzę do komputera, żeby sprawdzić czy jeszcze tam żyjesz.  Nie odzywałaś się przez ponad tydzień. Hańba ci. Tak w ogóle, co robisz w mieszkaniu. Powinnaś mieć jeszcze zajęcia. Nie myśl, że tego nie spostrzegałam. Wszystko dokładnie wyliczyłam. Masz szesnastą dopiero za półtora godziny.  – Potok słów wypłynął z ust Lei.
- Nie byłam dziś na rehabilitacji. Niall jest chory, więc zostałam w mieszkaniu.
- Niall jest chory? – przyjaciółka powtórzyła po niej.
- Tak, ma gorączkę i w ogóle wygląda źle.
- A ty pewnie  wielkodusznie się nim teraz opiekujesz? – Lea zrobiła wszystkowiedzącą minę.
-  A co mam udawać, że nie widzę, że jest chory?
- Nie, nie skądże znowu, musisz pomóc biednemu chłopcu.  – Jade miała wrażenie, że dziewczyna z niej kpi.  – Z pewnością musi się cieszyć, że ma taką dobrą opiekę.
- Ta, z pewnością…
- No dobrze, dobrze. Wiem, ktoś w końcu musi się nim zająć.  Ale powiedz mi moja droga, jak to jest z nim mieszkać?   - mina Lei mówiła wszystko.
- Nie wiem, co oczekujesz usłyszeć, ale jest zwyczajnie normalnie. Jest miły, bo jak wiesz, musi taki być.
- A może jest miły, bo po prostu naprawdę jest miły, a nie udaje? Zawsze wszystko czarno widzisz.  – Może Lea miała rację. Jade zwykła przypisywać Niallowi złe cechy, jeżeli tylko nadarzyła się taka okazja. W końcu nie może tak łatwo dać się przekonać do niego.  – A tam gdzieś daleko w podświadomości  wiesz, że go lubisz.
- Teraz to go lubię? Już nie wmawiasz mi, że się mi podoba? O jak miło z twojej strony. – zaśmiała się Jade.
- A tego to wcale nie powiedziałam.  Dalej trwam przy swoim stanowisku. Oczywiście, jest pewne prawdopodobieństwo, że jeszcze sobie tego nie uświadomiłaś i dlatego wciąż zaprzeczasz. Ale ja swoje dobrze wiem,  w końcu znam cię lepiej niż ty samą siebie. – Brunetka przewróciła oczami.
- Jak zwykle pełna psychoanaliza...


***


- Niall wstań, mam lekarstwa. – lekko go szturchnęła. Chłopak przewrócił się  na  bok w jej stronę i otworzył oczy.  – Masz zażyj to – podała mu lekarstwo do ręki. – Tu masz wodę.  - Blondyn wziął i przepił tabletkę.  
– Za godzinę musisz zażyć jeszcze to. – pokazała mu nowe opakowanie leków i położyła je na szafce nocnej. Wzięła do ręki reklamówkę, która leżała na podłodze i wyciągnęła z niej kolejne rzeczy. – Tu masz coś na ból gardła, weź od razu. No i jeszcze tu kładę ci zapas chusteczek.  Kupiłam też termometr, więc zmierz temperaturę. 

-  Widzę, że to bardzo nowoczesny model  – zachrypiał.
- O co ci chodzi? Ja uważam, że rtęciowy jest najlepszy  – zaśmiała się.
- Nie, nic. Oczywiście w pełni się z tobą zgadzam . 
-  Głos, to ty masz piękny. Chrypisz jak nie wiem co. No, mierz tę temperaturę. -  Chłopak włożył termometr pod pachę.
- Ile mam to trzymać?
- Sama nie wiem. Ej, no ale nie przesadzaj. Dziesięć sekund to jednak za mało. – chłopak westchnął i wsadził termometr z powrotem.
- Teraz wystarczy?  – powiedział, gdy minęły jakieś dwie minuty.
- No może. Pokaż. – Blondyn podał jej termometr.
-  Trzydzieści dziewięć i trzy. Zadowolony?  Przysięgam, wiedziałam, że tak się skończy twoje nieubieranie się.  – Dziewczyna popatrzyła na niego z politowaniem.
- Tak, już zdążyłem zauważyć, że zawsze wszystko wiesz najlepiej  – przewrócił oczami.
-  To co przed chwilą zażyłeś powinno obniżyć gorączkę  – zignorowała jego słowa.  – Najlepiej by teraz było, gdybyś wziął gorącą kąpiel.  – Niall przytaknął i zaczął się zbierać z łóżka.  – Zrobię nam coś do jedzenia.  


***


Dziewczyna właśnie parzyła herbatę, gdy do kuchni wszedł Niall. Na stole  stały dwa talerze z jajecznicą i koszyczek z chlebem.  Chłopak podszedł do szafki ze sztucami, z których wyjął widelce, po czym podszedł do Jade, wziął od niej kubki i położył je na stole.
- Szafki są do mnie przystosowane ale lodówka nie chce ze mną współpracować. Mogę sięgnąć najwyżej do drugiej półki, więc jest do jedzenia to, co jest. 
- Lubię jajecznicę. W zasadzie w ogóle lubię jeść.
- To akurat chyba nic nadzwyczajnego jeżeli chodzi o waszą płeć – zaśmiała się Jade.
- Chyba masz rację – przytaknął. – Z mlekiem? – Niall spojrzał na swoją herbatę.
- Z trzema łyżeczkami cukru. Wszystko według przepisu. – Więc zapamiętała. Chłopak posłał jej wdzięczny uśmiech.   – Lepiej się czujesz?
-  Tak, przynajmniej nie mam już dreszczy i gardło trochę mniej mnie boli.
- To dobrze, chyba spadła ci już gorączka, wyglądasz lepiej. Tylko pamiętaj o tym lekarstwie, które zostawiłam ci na półce. – Tego dnia miała poczucie, że tym razem, to nie ona jest od niego zależna tylko on od niej.  Wreszcie miała wrażenie, że jest do czegoś potrzebna, że tym razem może w czymś pomóc. Wreszcie nie była bezużyteczna. I było jej z tym dobrze.


***


Dwa dni później z Niall’em było już całkiem w porządku. Może jeszcze tylko katar, tak, katar to jednak była zmora. Nie mógł nigdzie wyjść bez zapasu chusteczek. Ale poza tym, naprawdę było dobrze. Jade przywróciła go do stanu używalności. I trzeba było nazwać szczęściem, że przy tym  się nie zaraziła, a przecież mogło być blisko. Teraz oboje siedzieli na kanapie i oglądali kolejny już serial. Właściwie odkąd wrócili z kliniki nie ruszyli się z miejsca. Jade usłyszała dzwonek swojego telefonu, obróciła się, by po niego sięgnąć, ale zapomniała o misce z chipsami, która była za nią i niechcący ją wywaliła.
- Jeśli myślisz, że to teraz pozbieram, to od razu uprzedzam, że strasznie mnie dzisiaj bolą nogi. Normalnie jak z kamienia! Kompletnie mi zdrętwiały. Chyba nic z tego nie będzie – zażartowała Jade. Niall nagle poczerwieniał, następnie zatkał sobie usta dłonią, wydał dźwięk podobny do prychnięcia, a potem zwyczajnie wybuchnął śmiechem.
- Boże, Jade nie chcę się z tego śmiać, to okropne.
- Litościwie pozwalam ci się śmiać z mojego kalectwa. 
- Jesteś straszna, naprawdę jesteś straszna. Może jeszcze powiesz, że jeżeli jednak bardzo chcę to mogę użyć twoich nóg jako miotły?  - Jade odwróciła głowę być ukryć uśmiech, który wkradł się na jej twarz. Teraz należało przybrać poważną minę.
-  Nie no, proszę bardzo. Nie krępuj się. Użyj sobie, użyj. – Chłopak popatrzył na poważny wyraz  twarzy Jade, której jednak nie udało się go długo utrzymać. Zaczęła się histerycznie śmiać, a on z nią.
- Masz bardzo wyrafinowany poczucie humoru, Jade.  
- I chlubię się tym. 

 Nigdy nie przyszło by mu na myśl, że będzie kiedyś drwił razem z nią z jej kalectwa. To wykraczało poza wszelki normy, ale widocznie Jade była właśnie taka.  Niezaprzeczalnie nieprzewidywalna. 

__________________________________________________________________________________

Jest to prawdopodobnie przedostatni rozdział, który dodaje. Nie oznacza to, że następny jest ostatnim. I nie znaczy , że przestaje pisać. Odpowiedzią są wasze komentarze. Jedno słowo trudno nazwać opinią. A ich potrzebuję. Pewnie sądzicie, że w tym miejscu powinnam podziękować za to, że w ogóle coś piszecie.  Ale uwierzcie, że to to jedno słowo nic nie wnosi. Nie mówi, co się wam podobało i nie mówi, co wam nie pasuje. 

Dziękuję L  i JoannieK za komentarze, które można nazwać komentarzami. 

piątek, 21 listopada 2014

7. Niewiele mniej niż wiele

- Myślę, że to już odpowiedni moment? – chłopak  zrobił tajemniczą minę.
- Odpowiedni moment  na co?
- Na to, żebyś dała mi swój numer. 
- Nie udzielam poufnych danych obcym mężczyzną.  – posłała mu sarkastyczny uśmiech.
-  A ja nie zabieram nieznajomych kobiet do Nowego Jorku  – Jade przewróciła oczami.
- No dobrze, chłopcze. Chyba nie mam wyjścia.  – Wzięła do ręki  komórkę leżącą na stole i wpisała numer . Oddała telefon blondynowi . Po chwili dziewczyna usłyszała dźwięk swojego telefonu.
-  Tylko sprawdzam  – chłopak wyszczerzył zęby.
- Myślałeś, że specjalnie podałam ci zły numer?
- Skądże znowu. To tylko takie rutynowe działania – uniósł ręce w obronnym geście.
Dotarli na miejsce jakieś trzy godziny temu. Niall zdążył wcześniej wynająć samochód, dlatego prosto z lotniska pojechali to kliniki. Teraz siedzieli w poczekalni, czekając na swoją kolej.
- No, Jade, o co chodzi? - Dziewczyna westchnęła.
- Ja po prostu nie chce znów mieszkać w szpitalu.
- Ale to nie szpital, tylko klinika.
- No, czyli wychodzi na to samo. Mam dość szpitali, czy jak wolisz klinik po dziurki w nosie. Nienawidzę tego zapachu, tych dźwięków wszędzie takich samych.  Mam tu być przez miesiąc i to mnie zwyczajnie przytłacza.  
Niall zamilkł na chwilę.
-  Dobra. Możemy zrobić tak: będziesz ze mną mieszkać, a codziennie rano będę cię tu przywoził. Wynająłem mieszkanie niedaleko stąd, więc jeżeli pasuje ci taki układ, to możemy ten problem rozwiązać w ten sposób.  – Jade posłała mu wdzięczne spojrzenie. Jeżeli kiedyś miała mu wybaczyć  to był na dobrej drodze.
-  Tak, możemy tak zrobić.

                                                                               ***

Wizyta u lekarza nie trwała długo. Ustali wszystkie szczegóły dotyczące rehabilitacji. Jade miała mieć zajęcia codziennie, nie licząc niedziel od godziny dziesiątej do szesnastej.  Kiedy przyjechali do mieszkania obje byli padnięci.  Nie tracili czasu na wzięcie prysznica lub zjedzenie czegokolwiek. Jedyne co zdążyli ustalić to który pokój jest kogo.  Żadne z nich nie miało tej nocy problemów z bezsennością. Tak szybko jak znaleźli się w łóżkach tak szybko zasnęli.  Sen był dziś ich sprzymierzeńcem, z którym mogliby się nigdy nie rozstawać.  Tak dobrym sprzymierzeńcem, że prawie zaspali. Niall obudził się o 9.35, półprzytomny odszukał telefon. Gdy zobaczył, która jest godzina, zerwał się z łóżka i po chwili wpadł do pokoju Jade. 
- Szybko, wstawaj!  - dziewczyna tylko coś wymruczała. Najwyraźniej jeszcze nic do niej nie dotarło. – No ruszaj się, jest późno musimy jechać!
- Co?  -  powoli następowało przebudzenie.
- Mówię, że musimy za chwilę, jechać więc  lepiej się rusz, chyba że chcesz żebym władował  cię do auta w piżamie.
- Ok, już się zbieram. Nie marudź – powiedziała do poduszki.
- Masz 10 minut.

                                                                               ***

Ostatecznie spóźnili się 15 minut. Mogli jednak odetchnąć z ulgą, gdy okazało się, że rehabilitant też był po czasie. Wszedł do kliniki zaraz po nich. Wydawał się młody. Wyglądał na kogoś, kto ma 25 lat.
- Przepraszam długo musieliście czekać? – powiedział zdyszany.
- Właściwie to dopiero przyszliśmy. Trochę zaspaliśmy.
- Och, to w porządku.  Ja też. Budzik mnie dziś zawiódł.  Jestem Wren  – Mężczyzna podał im rękę na przywitanie.
-  Miło cię poznać. Jestem Niall, a to Jade.
- To co Jade, będziemy zaczynać?
- Tak jasne  – Dziewczyna lekko się do niego uśmiechnęła.
- Przyjadę po ciebie o 16. Jeśli bym się spóźnił, to dzwoń.  – powiedział Niall.
- Ok.
- No to lecę. Pa. – wychodząc uścisnął jeszcze dłoń Wren’a.  Gdy był na końcu korytarza pomachał  im.
- Gotowa?  - zapytał Wren.
- Chyba tak – niepewnie powiedziała Jade.

                                                                           ***

Chłopak stał oparty o ścianę i  wpatrywał się w swój telefon.  Za pięć minut Jade miała skończyć zajęcia.  Specjalnie wyjechał z mieszkania wcześniej, żeby się  nie spóźnić.  Teraz czekał już od  15 minut. Wszystkim czym się zajmował było sprawdzanie co chwilę, która godzina. Kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi  wyprostował się i  włożył komórkę do kieszeni.  Z pomieszczenia wyjechała brunetka. Rozejrzała się po korytarzu i dostrzegła Niall’a przy ścianie. Ten do niej podszedł. Wziął jej torbę i przełożył sobie przez ramię. 
- Jak było? – zapytał.
- Męcząco.  Nie widać? – dziewczyna była cała czerwona z wysiłku.  Wyglądała na wykończoną.
-  Widać. Tak tylko pytałem. Ubierz czapkę, żeby cię teraz nie zawiało.
- Powiedział  człowiek w podkoszulku.  – odparła sarkastycznie.
-  To nie ja jestem po wysiłku fizycznym. No ubieraj się  – powiedział poważnie.
- Stara zrzęda z ciebie – zażartowała, ale on na to nie zareagował.
-  Dbam tylko, żebyś nie zachorowała.
- Pan dzisiaj jakoś bez humoru? – Jade zauważyła , że chłopak zachowywał się inaczej niż zazwyczaj.
- Za to pani chyba aż w za dobrym  – Nie wiedziała o co mu chodziło. Postanowiła dać sobie spokój z utrzymaniem tej rozmowy.
- Ok, nie wnikam.  Jedźmy już, muszę się wreszcie ukąpać.

                                                                              ***

Jeśli był jakiś powód dlaczego Niall był zły to był nim Louis. Zadzwonił po tym, jak blondyn odwiózł dziewczynę do kliniki.  Zaczął mówić na temat jego lekkomyślnej decyzji o tym wyjeździe, i co będzie kiedy ktoś się dowie co on tu robi i dlaczego ma zamiar przebywać w tym miejscu przez tak długi czas. Czy jest tak głupi, że myśli, iż nikt nie zainteresuję się co właśnie robi? Chłopak nie mógł dłużej tego słuchać i się rozłączył.  Przez cały dzień chodził zdenerwowany. Dał to nawet odczuć Jade. Teraz stał w kuchni  i czekał aż woda na herbatę się zagotuje. Jade brała jeszcze prysznic, ale powinna nie długo wyjść.  Wyciągnął dwa kubki z półki.  Zalał torebki z herbatą wrzątkiem. Dolał mleka i  mocno posłodził.  Postawił kubki na stole i usiadł.  Chwycił jeden i wziął łyka.  Taka herbata była najlepsza. Dużo mleka, dużo cukru.  Zamek drzwi łazienki właśnie się przekręcił. Do kuchni wjechała dziewczyna.  Blondyn spojrzał na nią. Miała na sobie spodnie od dresu i za duży sweter. Jej włosy były mokre.  Uśmiechnął się do niej.
- Zrobiłem herbatę. 
- Dzięki.  – dziewczyna podjechała do stołu. Wzięła do ręki kubek i zaplotła na nim palce.  Niall zauważył, że wcześniej widział taki sam ruch u jej ojca. – z mlekiem? – zdziwiła się.
- Nie lubisz?
- Piłam taką może raz w życiu. 
- Jak chcesz to zrobię ci inną – Dziewczyna pokręciła głową.
- Ta może być – napiła się i zrobiła dziwną minę. – Ile ty słodzisz?
- Trzy łyżeczki. Wtedy dobrze smakuje  – Jade zaśmiała się.
- Trochę mocna przesada, ale rzeczywiście nawet dobrze smakuje  – chłopak wyszczerzył zęby.
- Wszyscy to mówią. Co jemy? -   Niall otworzył lodówkę i zaczął analizować jej wnętrze.
- Co mamy?
- Niby zrobiłem dziś zakupy, ale z racji tego, że nie potrafię zbyt dobrze gotować, to może płatki?
- Może być. – Chłopak zamknął lodówkę i zaczął grzebać w półkach.
- Nesquik? - odwrócił się w stronę Jade.
- Nesquik.  - przytaknęła.
- Ciepłe,  zimne?
- Ciepłe  – Blondyn skinął głową. Włączył palnik i postawił na nim garnek, do którego wcześniej nalał mleka.  Znów odwrócił się do Jade.
- Przepraszam, że byłem dziś niemiły. – Dziewczyna spojrzała na niego.
 -Spoko,  to nie był twój największy grzech. -  Nic nie odpowiedział, wiedział co miała na myśli. – Lepiej uważaj  na to mleko, bo ci wykipi  – powiedziała, by przerwać cisze.  Nie spodziewała się jednak, że rzeczywiście się tak stanie. Zanim chłopak zdążył wyłączyć palnik, mleko wykipiało.  Jade zaczęła się śmiać.  – Rzeczywiście niezły z ciebie kucharz.
- Nie ma się z czego śmiać, tu się właśnie tragedia wydarzyła  – chłopak złapał za ścierkę.  – Okazuję się, że nawet mleka nie umiem przypilnować.  – Jade wciąż nie mogła się przestać śmiać.  Niall wylał resztę do zlewu. – Nawet garnek przy okazji przypaliłem.  – Powiedział rozżalonym głosem. Popatrzył się na Jade i zrobił najbardziej rozpaczliwą minę, jaką  brunetka widziała w swoim życiu. Już miała go pocieszać, gdy ten zaczął się śmiać. Pokręciła tylko głową i zawtórowała mu.  Jade miała wrażenie, że dostała głupawki. Kiedy w końcu  doszli do siebie,  Niallowi udało się zagrzać nowe mleko, tym razem bez przeszkód. Wyciągnął miski z półki i postawił je na stole. Jade nasypała płatków do obu naczyń i zalała je mlekiem.  Wzięła łyżkę do ręki i zaczęła topić kulki w mleku.
- Wolę jak są takie bardziej rozmoknięte  – powiedziała.
- Ja też  - spojrzała na Niall’a i zdziwiła się, kiedy zobaczyła, że robi on praktycznie to samo ze swoimi płatkami.  Kiedy  wystarczająco nasiąkły mlekiem zaczęli jeść.    – Jesteś leworęczna?
- Jak widać.  – teraz spostrzegła, że on też je lewą ręką – Ty też?
- Też – uśmiechnął się.
- Nie myśl sobie. Wcale tak wiele nas nie łączy.
- Mi się wydaje, że niewiele mniej niż wiele.

_______________________________________________________________

Liczba komentarzy jest naprawdę powalająca, aż zaczyna się zastanawiać co ja tu jeszcze robię. Może lepiej pisać do szuflady? Tak myślę, że to dobry pomysł.







piątek, 31 października 2014

6. Zobaczymy

Tak jak było w umowie Jade miała, zapewnionych najlepszych rehabilitantów w Londynie.  Jednak nawet oni nie mogli zapewnić, że ich pomoc  przywróci jej władze w nogach.  Nikt nie mógł.   Wszyscy mówili: Trzeba mocno wierzyć. Zawsze pozostaje nadzieja.  Wszystko w rękach Boga. Słowa typowe w tej sytuacji. Słowa, które powinny podbudowywać , a w rzeczywistości wywołujące odwroty skutek. Jeśli jednak był choć cień szansy Niall chciał go wykorzystać.  Utrzymywał stały kontakt z lekarzami prowadzącymi Jade, którzy informowali go o jej postępach . Nie pozostawiali jednak złudzeń, że stan dziewczyny nie ulegnie zmianie w najbliższym czasie, jeżeli kiedykolwiek to się stanie.  Ale on za wszelką cenę chciał jej pomóc.  W przeglądarce na komputerze miał otwarte dziesiątki  kart, które przedstawiały przypadki podobne do Jade. Czytał wszystko, co dotyczyło tego tematu.  Jeżeli tu nie mogą jej pomóc, gdzieś musi być takie miejsce. Zaczął szukać placówek, które stosowałby nowatorskie techniki leczenia. Zdawałoby się, że przeglądnął tysiące ofert. Znalazł klinikę w Denver w stanie Kolorado, która miała wysokiego osiągnięcia w dziedzinie kinezyterapii i ortopedii. Przedstawiała interesującą ofertę rehabilitacyjną. Pomyślał, że może tam mogliby coś zdziałać, więc warto byłoby spróbować. Musi tylko przekonać  Jade  i jej rodziców do tego pomysłu. Miał świadomość, że pewnie nie będzie łatwo, bo namówić rodziców dziewczyny to jedno, a ją samą, to całkiem inna sprawa. W głowie zaczynał układać sobie różne scenariusze rozmowy na ten temat. Argumenty, które zdołają przekonać ją do tego. Wcześniej zadzwonił do głównego lekarza Jade, żeby zapytać o jego opinię. Doktor stwierdził, że może być to dobrym rozwiązaniem. Wizyta w klinice na pewno nie zaszkodzi Jade, a jeśli tylko może polepszyć jej stan to warto tam polecieć. Zaproponował, że może przedzwonić do kliniki i przedstawić przypadek dziewczyny, na co Niall chętnie przystał. O swoim pomyśle najpierw postanowił powiedzieć rodzicom brunetki. Rozmowę z nią wolał zostawić na później. Wiedział, że to właśnie Jade będzie najtrudniej do tego przekonać. Zadzwonił do ojca dziewczyny i poprosił o spotkanie. Mężczyzna był zdziwiony telefonem Nialla, ale zgodził się z nim zobaczyć jeszcze tego samego dnia.  Zaraz po pracy, pan Seattle przyjechał do chłopka. Po drodze zastanawiał się o co może mu chodzić. Kiedy wcześniej rozmawiali przez telefon nie powiedział żadnych szczegółów. Ten chłopak powoli zaczyna mieszać w ich życiu. Kiedy po raz pierwszy odwiedził Jade myślał, że to będzie również jego ostatnia wizyta, jednak mylił. Blondyn był teraz coraz częstszym gościem w ich domu. Nie wiedział o co chodzi w tych spotkaniach między Niallem a Jade, ale najwyraźniej mieli jakiś układ. Wolał jednak nie wnikać . Rozmowy z jego córką nie szły mu najlepiej. Nie należał do ojców, którzy mają idealne relacje ze swoimi dziećmi. Jeżeli w ogóle można to było nazwać jakąś relacją. Słowa ograniczające się do „cześć” – „cześć”, to nie zbyt wiele. 
Dzwonek drzwi rozbrzmiał w całym mieszkaniu. Niall wstał od stołu i poszedł otworzyć. Zaprosił ojca Jade do salonu. Mężczyzna usiał na kanapie, a blondyn naprzeciw niego w fotelu.
- Chciałby się pan czegoś napić?
- Tak, poproszę herbatę. Ta pogoda mnie kiedyś wykończy. Jest tak strasznie zimno i jeszcze ten deszcz…  - rzeczywiście wyglądał na zmarzniętego. Blondyn ruszył do kuchni i po chwili wrócił z dwoma herbatami. 
- Dziękuję. To o czym chciałeś porozmawiać, Niall? – mężczyzna owinął ręce wokół gorącego kubka, by choć trochę się ogrzać.
- Wie pan, dużo myślałem, czy nie dałoby  się zrobić czegoś jeszcze dla Jade. Tutaj lekarze nie obiecują zbyt wiele.  Dlatego szukałem różnych miejsc,  gdzie zajmują się takimi przypadkami i znalazłem świetną klinikę w Denver. Dzwoniłem nawet do lekarza pana córki i powiedział, że to może być bardzo dobry pomysł i..
- Niall my nie mamy tyle pieniędzy żeby wysłać ją  do Stanów – przerwał mu.
-  Dlatego ja to opłacę, nie musi się pan martwić o pieniądze, to tak jakby dalsza część naszej umowy. Opłacamy całą rehabilitację.  Jade mogłaby tam polecieć już za tydzień.  Państwo też. – Na stole była wydrukowana oferta i opinie na temat kliniki. Ojciec dziewczyny dokładnie przeglądnął wszystko.
- Nie wiem, muszę porozmawiać o tym z żoną. Zresztą jaką mamy pewność, że Jade się na to zgodzi? Sam wiesz jaka jest uparta. 
-  Ja z nią porozmawiam. Jakąś ja przekonam.
-  Dobra, pomyślimy nad tym. Dam ci znać jak podejmiemy jakąś decyzje.  Możesz dać mi te papiery o klinice?
- Tak, jasne  – Niall pozbierał dokumenty ze stolika i podał  je mężczyźnie. 

***

Pomieszczenie było oświetlone  słabym światłem lampy kuchennej. Była już druga w nocy, mężczyzna i kobieta siedzieli przy stole i cicho rozmawiali. Oboje lekko zgarbieni, wpatrywali się w papiery leżące na blacie. Spędzili tu już dwie godziny, analizując wszystkie plusy i minusy wyjazdu. 
-  Jeżeli to coś pomoże, to chyba warto…
-  Tak tylko, że oboje nie możemy pojechać. Ani tobie, ani mi nie dadzą teraz urlopu. Dopiero co zaczęłam pracę, nie mogę powiedzieć po dwóch tygodniach,  że potrzebuję wolnego – Kobieta pokręciła głową.
- Wiem, ale myślę, że Jade zasługuje na szanse, a co jeśli to właśnie ta jedyna? Musi tam pojechać. Nas nigdy nie było by stać na coś takiego, a skoro Niall oferuje pomoc, to trzeba z niej skorzystać.
- I co chcesz ją wysłać tam samą?
- Nie, ale może on mógłby z nią pojechać…

***


Niall jeszcze spał, kiedy w jego pokoju rozdzwonił się telefon. Niechętnie zaczął go szukać po omacku. Kiedy zlokalizował komórkę, otworzył oczy i popatrzył  na  wyświetlacz. Chłopak poderwał się do pozycji siedzącej i odebrał.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. – głos ojca Jade rozbrzmiał w słuchawce -  Rozmawiałem z żoną o wyjeździe Jade. Zgodziłaby się na twoją propozycje tylko, że wygląda na to, że ani ona, ani ja nie możemy z nią pojechać, a samej jej nie puścimy. Nie jesteśmy w stanie wziąć teraz urlopu.
- Czyli ten wyjazd odpada? – chłopak był zawiedziony.
- Nie, jeżeli ty byś z nią pojechał – Zamurowało go. Ufają mi, oni mi ufają – pomyślał. Nie przyszło by mu wcześniej przez myśl, że on sam mógłby zabrać Jade do kliniki. Za krótką się znają, nikt by na to nie pozwolił. Mylił się. – Chyba, że ty też nie możesz. Pewnie macie dużo pracy?
- Właściwie to teraz mamy przerwę. Mogę z nią pojechać, ale myślałem, że państwo się na to nie zgodzą.
- Oczywiście był bym spokojniejszy gdybym to był ja albo moja żona. Ale jeżeli tylko ty możesz jechać, to musimy na to pozwolić. Czyli co zgadzasz się?
- Tak.
- No to jeszcze tylko pozostaje ci przekonać Jade do tego pomysłu.
- Jakoś to załatwię.\

***

Chłopak i dziewczyna siedzieli na przeciwko siebie. Milczeli. Ona zastawiała się o czym, tym razem, chce ją poinformować. On układał sobie w głowie to, co za chwilę miał powiedzieć.
- Długo jeszcze? – brunetka w końcu postanowiła przemówić.
- Hmm? – słowa Jade zbiły go z tropu.
- Czy długo, jeszcze będę musiała, czekać aż wyjawisz mi powód twojej wizyty? – krzywy uśmieszek pojawił się na jej twarzy. Wiedział co ten uśmiech oznacza. Dosłownie:  „ Och, czy naprawdę jesteś taki głupi?”. Mimo to lubił go, bo jeżeli tylko takie uśmiechy mogły być skierowane do niego, to trzeba było brać co jest. Przynajmniej nie była to  twarz bez wyrazu.
-  Mam propozycje nie do odrzucenia.
- Czyżby? Wydaje mi się, że każda twoja propozycja jest nie do odrzucenia.  – i znowu, znowu ten uśmiech.
-  I nie mylisz się, ale ta szczególnie jest nie do odrzucenia.  – Popatrzyła na niego, a jego oczy się śmiały, choć na twarzy próbował utrzymać powagę.
- No to słucham. Proszę, poświecę dla ciebie mój cenny czas.
- Ok Jade, ale teraz już na poważnie.
- Oczywiście powaga, pamiętaj to jedna z moich głównych cech.  
- Jasne – chłopak westchnął.
- Jasne, jasne. Jestem  poważna jak nigdy w życiu.
-  No, to słuchaj. Dokładnie za tydzień, godzina 10.20 mamy samolot do Denver.  Będziesz tam miała rehabilitację przez miesiąc. Twoi lekarze mówią, że jeżeli gdzieś mogą ci pomóc to właśnie w tej klinice. Dlatego tam polecimy  – Wyraz kpiny na twarzy Jade zmienił się w oburzenie.
- Kto w ogóle ci powiedział, że gdzieś polecę? Pytał się mnie ktoś wcześniej o zdanie? Nie! Oczywiście, że nie! Przecież zawsze najlepiej jest mnie postawić przed faktem dokonanym. Co ty sobie myślisz? Pewnie przeprowadziłeś jakąś durną rozmowę z moim rodzicami, przekonałeś ich, a teraz do mnie przychodzisz  z poleceniem  „wykonać zadanie”. No więc powiem ci mój drogi chłopcze, że nigdzie się nie wybieram. Te całe rehabilitacje są gówno warte!
- Zrozum, że wszyscy chcą ci pomóc, a ty ich odrzucasz. Nie rób tego, bo to nie jest wymierzone przeciwko tobie. Raz, proszę cię, raz mnie posłuchaj.
- Już raz cię posłuchałam i nie wspominam tego dobrze.
- To zrób to dla siebie. Co mam jeszcze powiedzieć, żeby cię przekonać?  - W głowie Jade zakiełkowała myśl, że może on ma racje. Może tam jej się uda. Czy ma odrzucić jego propozycję tylko, żeby zrobić mu na przekór?  I zawsze chciała polecieć do Ameryki. To trochę jakby spełniał jej marzenie. Gdyby jeszcze tylko, jedna mała rzecz.
- Pod warunkiem.
- Stawiasz mi warunki? – uśmiechnął się wiedząc, że się udało.
- Tak, pod warunkiem, że przy okazji zobaczymy też Nowy Jork – roześmiał się.
- Mówisz przy okazji? Wiesz, że z Denver do Nowego Jorku jest ponad tysiąc siedemset mil?
-  Wiem,  ale przecież dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych, prawda?
- Cóż, masz rację. 

                                                                                ***

Cały poprzedni tydzień upłynął na przygotowaniach do wyjazdu. Niall co chwilę dzwonił, czy spakował to, czy spakował tamto siamto i owamto. W końcu nie mogła niczego zapomnieć. Mimo szczerych zapewnień Jade, że  zabrała wszystko, rodzice, każdy z osobna sprawdzili po dwa razy, czy aby na pewno. Dzień przed wyjazdem na wszelki wypadek przyjechał też Niall z listą rzeczy, które Jade koniecznie musi mieć i kazał sobie pokazywać wyczytane przedmioty w walizce. Jej paszport zabrał ze sobą, bo był przekonany, że na pewno zapomni.
Jade bała się, że gdy znajdą się na lotnisku wszyscy ludzie będą się na nią gapić. Jednak gdy tam dotarli nikt nawet na nią nie spojrzał. Ludzie z walizkami, torbami służbowymi. Wszyscy zabiegani, wszyscy zajęci swoimi własnymi sprawami. Brunetka poczuła ulgę.
Kiedy znaleźli się w samolocie, Niall przybrał sobie wygodną pozycję, za to Jade zupełnie odwrotnie do niego, siedziała cała spięta. Chłopak spojrzał na nią z wszystko wiedzącym wyrazem twarzy.
- Nigdy nie leciałaś samolotem, prawda? – dziewczyna pokiwała głowa – Czyżby nieustraszona Jade się bała?  - tym razem zmierzyła go wściekłym wzrokiem.
- Lepiej już się zamknij – Powiedziała z zaciśniętymi zębami.
- Ależ proszę, już milczę – W tym momencie samolot ruszył. Brunetkę aż wbiło fotel. Automatycznie chwyciła rękę Niall’a i wpiła mu paznokcie w skórę – Ej! To boli – dziewczyna rozluźniła uścisk, ale dalej trzymała rękę blondyna.
- Przysięgam, przysięgam jeżeli wyjdę z tego cało, jak wylądujemy, ucałuję ziemię.
-  Może lepiej mnie?  - Jade puściła rękę Nialla.
- Nigdy!  Nawet za milion lat.

- Zobaczymy.

_______________________________________________________________

Przepraszam za tak długą nie obecność, może jeszcze nie zdążyliście o mnie zapomnieć :)

piątek, 15 sierpnia 2014

5. Największy przegrany

Niall podszedł do niej  i kucnął przy jej wózku.
- Dasz radę. – Posłał jej pokrzepiający uśmiech.  - A ja przypilnuję, żebyś go nie spotkała. Nawet nie będzie wiedział, że tu jesteś . Nie martw się.
- Jak chcesz to zrobić?
- Dzisiaj nagrywamy solówki, więc on będzie w innym pomieszczeniu – dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- W takim razie okej.
Kiedy znaleźli się w budynku Jade zobaczyła zagracony korytarz prowadzący do wielu sal, na których drzwiach były wypisane tabliczki informujące co gdzie się znajduje. Nie miała pojęcia, że studio nagrań może być tak wielkie. Niall pokierował ją do jednego z pomieszczeń. Otworzył przed nią drzwi, a potem wszedł zaraz po niej.  W sali siedziało dwóch mężczyzn.
- Cześć – przywitał się blondyn. – to Jade, pobędzie dzisiaj trochę z nami. – Mężczyźni wstali, by podejść do brunetki przywitać się.
- Cześć, Jade. Jestem Mark, a to Jake. Ja jestem tekściarzem, a on dźwiękowcem.
- Miło was poznać, panowie – uśmiechnęła się Jade po uściśnięciu dłoni.
- Przyjemność jest po naszej stronie. W końcu przyszło nam spędzić czas z kimś normalnym – powiedział Jake, a Mark przytaknął mu, śmiejąc się.
- Sugerujecie coś? – wtrącił się Niall z udawaną irytacją - Jestem nienormalny?
- Skoro tak mówisz, to… no cóż Horan przyznam ci rację. – Kolejne 5 minut minęło na wzajemnych docinkach. Jade próbował się nie śmiać, ale słysząc to, co do siebie mówią po prostu nie mogła. Zastanawiała się, czy to zawsze tak wygląda. Po jakimś czasie w końcu się uspokoili.
- No Nialler! Koniec tego, bierzemy się do roboty. Chyba, że chcesz tu siedzieć do rana – Niall przytaknął na znak, że jest gotów. Podszedł do dziewczyny.
- Zostawiam cię tu z tymi frajerami, ok? 
- Horan słyszałem! – krzyknął Mark, a Jade roześmiała się.
- Może być.  – Dziewczyna została wraz z dwoma mężczyznami w reżyserce, a Niall wszedł do studia nagraniowego, które było oddzielone grubą szybą.  W pomieszczeniu, w którym była, znajdowały się przeróżne urządzenia do nagrywania, obróbki i miksowania dźwięków. Mark powiedział, że może zająć miejsce pomiędzy nimi, dzięki temu będzie mogła wszystko lepiej obserwować.
- Niall możemy zaczynać?
- Chwila! – Chłopak założył słuchawki na uszy i pokazał kciuk na znak, że jest już gotowy.
- No to ciągniemy to, co wczoraj – Jake zaczął ustawiać jakieś przyciski, o których Jade nie miała pojęcia do czego służą. Wydawało jej się, że jest ich cała masa  i zastanawiała się jak Jake może się 
w tym połapać.

 - Niall, start! – Nie mogła powiedzieć, że nie ciekawiło jej to.  Coś sprawiało, że mimo tego co wcześniej powiedziała, chciała usłyszeć jego głos.  Nie spodziewała się jednak, że jest w tym naprawdę dobry, może oczekiwała, że skompromituje się przy niej. Poniesie małą porażkę, a ona będzie mogła go wyśmiać, zawstydzić. Ale gdy zaczął śpiewać  przekonała się jak bardzo się myliła. Jego głos był czysty, i niespodziewanie przyjemny, i  jakby tajemniczy. I naprawdę, naprawdę mogła by tego słuchać.  Już kiedyś słyszała jakąś ich piosenkę, ale on nie zapadł jej w pamięć. Dopiero po wypadku dowiadywała się więcej o zespole. Chciała wiedzieć komu zawdzięcza wózek.  Potem przesłuchała kilka ich piosenek,  wszystkie kręciły się wokół jednego tematu, oczywiście pieprzona miłość.  Łatwo było znienawidzić  ładne buzie z TV i przykleić im odpowiednią naklejkę. Ale w końcu zjawił się  on u niej w domu i chciał wszystko naprawić.  I już wiedziała, że nie jest do końca kimś kogo sobie wyobraziła. Nie zwracała uwagi na słowa, słuchała tylko jego głosu, który tak bardzo ją zadziwił.  Można by powiedzieć , że słuchając tego, była jak zaczarowana.  Siedziała pośród dwóch mężczyzn, ale oczy miała wlepione na tego, który stał za szybą. 
- Stop! Niall musisz zaśpiewać to trochę wyżej – Mark przerwał mu. 
- Dobra, spróbuję.
- Zacznij od nowa. - Zanim Mark stwierdził, że w końcu ma wersję, która się nadaje, minęły 2 godziny. Jade nie mogła uwierzyć, że tyle zajmuję nagranie jednej zwrotki i jakie to musi być męczące: śpiewanie w kółko jedno i to samo, aż do uzyskania idealnej wersji.
- No możecie się zbierać, w końcu mamy to.
- Ok, to lecimy – powiedział Niall. A Mark i Jake przytuli na pożegnanie Jade.
- Pa chłopaki – uśmiechnęła się do nich, a blondyn machnął ręką na odchodne. Wyszli 
z pomieszczenia i znów znaleźli się na korytarzu.

- Chcesz jakąś kawę albo coś?  - spytał Niall.
- Tak, może być kawa. Chciałam jeszcze skorzystać z ubikacji. Jest tu gdzieś? – Jade rozglądnęła się wokół siebie.
-  Czwarte drzwi na prawo. Poczekać na ciebie tutaj?
- Nie. Możesz iść po kawę.
-Będę tu za kwadrans. Tylko się nie zgub.  – Brunetka skinęła głową i udała się w stronę ubikacji.  Jednak kiedy wróciła, Nialla jeszcze nie było. Nagle światła w korytarzu zaczęły migać, aby po chwili całkiem zgasnąć. Dziewczynę ogarnęła ciemność.  Fantastycznie, jest sama w ciemnym korytarzu 
i w dodatku na wózku. Pomyślała, że czuje się, jakby była bohaterką jakiegoś  durnego horroru.  Po chwili usłyszała otwieranie drzwi jednego z pomieszczeń.

- Jest tu ktoś? - dało się słyszeć czyjeś kroki.
- Tak. Szlag by to trafił, znów musieli wyłączyć prąd! – Jade usłyszała męski głos, w którym rozbrzmiewała pretensja.
- Masz telefon albo coś, żeby tu poświecić?
- Mam, ale padł mi jakieś 15 minut temu, więc nic z tego nie będzie.
-  A ja oczywiście zapomniałam swojego wziąć z domu…
- Czyżby skleroza? – zażartował nieznajomy, a dziewczyna zaśmiała się.
- Zapewne to właśnie to . Myślałam, żeby spróbować wyjść z tego korytarza, ale tu gdzieś koło mnie są jakieś sprzęty, a ja nie chcę ich rozwalić. Mógłbyś je przesunąć?
- A sama nie możesz się ruszyć i tego zrobić? – powiedział żartobliwym tonem.
- No właśnie, tak jakby nie mogę.  – Jade ogarnęła irytacja.
- Dlaczego?
-  O, to zabawna historia. Tak się składa, że siedzę sobie na takim wygodnym fotelu, innym znanym jako wózek inwalidzki, i owszem mogłabym to zrobić, ale musiałabym się bardzo, ale to bardzo wysilić, żeby to poprzesuwać. Mogło by się również zdarzyć, że spadłabym i prawdopodobnie utknęłabym na podłodze, czekając na zbawienie. – Dziewczyna pokusiła się o sarkazm, ale chłopak nic nie odpowiedział. – Zabrakło ci inteligentnych odpowiedzi? Nie martw się,  nie zarazisz się kalectwem.  – Nie wiedziała, co w nią wstąpiło, ale czuła potrzeba wyżycia się na kimś. Co z tego, że nawet go nie znała? Chłopak jednak znów nic nie odpowiedział, podszedł tylko i odsunął rzeczy, które znajdowały się wokół niej.  – Dziękuję. – Teraz zawstydziła się swoimi poprzednimi słowami.
-  Nie ma za co. – Dopiero teraz przemówił .W tej samej chwili prąd znów został włączony. Korytarz rozświetlił się blaskiem lamp, a Jade zobaczyła z kim rozmawia. Była porażona tym kogo zobaczyła.  To on stał przed nią. Louis Tomilnson , ten, z którym spotkania obawiała się odkąd tu przyszła. Jeszcze przed chwilą prowadził z nią rozmowę.  Miał wzrok wlepiony w podłogę. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na nią. Mierzyli się wzorkiem, dopóki nie usłyszeli czyichś kroków. Odwrócili się i zobaczyli Nialla, trzymającego w rękach dwie kawy i  idącego w ich stronę.  On też był zszokowany tym, co ujrzał.
- Co tu robisz?  - spytał blondyn, kiedy do nich dołączył.
- To co zawsze Niall, ale widzę, że ty bawisz się w organizację charytatywną.
- Louis zamknij mordę!  – Chłopak zdenerwował się.  Jego przyjaciel zachowywał się jak dupek, a Jade musiała tego słuchać. Było mu wstyd, wiedział że brunetka długo nie zapomni tego okropnego spotkania. Teraz wyrzucał sobie, że się nie pośpieszył. Może gdyby przyszedł tu wcześniej, Louis nie zdążyłby się pojawić.  Chciał coś jeszcze mu powiedzieć, ale Jade ruszyła wózkiem w stronę wyjścia. Obejrzał się jeszcze na Louisa i zmierzył go wściekłym wzrokiem, a potem pobiegł za dziewczyną.  Tomlinson został sam na korytarzu, odwrócił się w stronę ściany i oparł o nią ręce. Wziął głęboki oddech, by się uspokoić, ale to nic nie dało.  Był zdenerwowany, poirytowany, wściekły i  rozczarowany, rozczarowany sobą...

                                                                         ***

Próbowała, naprawdę próbowała nie płakać, ale kiedy usłyszała słowa Louisa, po prostu nie mogła. Przynajmniej on nie zobaczył jej łez. Jade udało się wyjść zanim zaczęła płakać. Chciała być twarda, chciała mu coś powiedzieć, ale nie udało się. Wystarczyło kilka jego słów, by ją zranić.  „Widzę, że bawisz się w organizację charytatywną”  echem powtarzało się w jej głowie. Poczuła się nic nie warta.
Zatrzymała się przy samochodzie Nialla, zaraz potem chłopak znalazł się przy niej. Nie chciała, żeby na nią patrzył. Miała wrażenie jakby doznała największego upokorzenia w jej życiu. Blondyn widząc jej łzy, starł je dłonią z policzka i mocno ją przytulił. O dziwo Jade nie odepchnęła go tylko jeszcze bardziej do niego przylgnęła. Potrzebowała tego, by ktoś okazał jej trochę otuchy  i wsparcia, a on właśnie to zrobił. Wziął ją na ręce i posadził bezpiecznie w aucie. Przez całą drogę powrotną milczeli. Jade nie chciała rozmawiać, a on to rozumiał. Obwiniał siebie za to co się stało. Słyszał jak cały czas pociąga nosem i próbuje się uspokoić, ale nie może. Nowe łzy napływają jej do oczu.  Kiedy znaleźli się pod domem dziewczyny znów wziął ją na ręce, ale tym razem nie posadził jej na wózku tylko wniósł do domu, w którym jeszcze nikogo nie było. Wszedł do pokoju Jade  i położył ją na łóżku. Brunetka obróciła się na bok i schowała głowę do poduszki. Niall domyślił się, że teraz potrzebuje samotności. Pogłaskał ją po włosach i powiedział:
- Przepraszam Jade. – Po tych słowach wstał i wyszedł z pokoju. 

                                                                         ***

Są rzeczy, których nie można przewidzieć, i owe spotkanie właśnie do takich rzeczy należało. Nie spodziewał się tego.  Po tym jak zostawił list w szpitalu, nie miał zamiaru zobaczyć jej nigdy więcej.  Chciał zapomnieć, wymazać pamięci. Ale los czasami płata nam figle i my nie mamy nic do powiedzenia w tej kwestii. W jego głowie powstawało wiele myśli, które zaczynały się od gdyby, ale „gdyby” nigdy nic nie zmienia.  Pozostawia tylko, niesmak  świadomości, że coś mogło potoczyć się inaczej.  Wtedy na korytarzu,  w momencie, w którym wspomniała, że jest na wózku domyślił się, że to musi być ona. Bał się.  Przerażała go myśli, jak Jade zareaguje, gdy dowie się, że rozmawia właśnie z nim.  Miał świadomość, że dla niej jest potworem i tchórzem i choć próbował wymazać  wszystko, co było związane z nią, to w podświadomości myślał o sobie właśnie w ten sposób.  Potwór i tchórz, cholerny tchórz nic więcej.  Zasłaniał swoje prawdziwe emocje arogancją. To dlatego tak zareagował, przecież nie chciał tego powiedzieć.  Zrobił to. Wiedział, że rani ją po raz kolejny.  Nigdy nie chciał nikomu wyrządzić krzywdy, ale „nigdy”,  tak naprawdę nigdy nie jest pewne.  Czuł się jak ostatni dureń, który przejmuję się tylko sobą i wiedział, że to jest nie w porządku . Jednak jeszcze nie był gotowy na to, aby zmierzyć się z prawdą. Na początku wyśmiał pomysł Nialla i miał nadzieję,  że przyjaciel zrezygnuje ze swojego planu, ale nie udało się go przekonać.  Choć nie przyznawał się do tego nawet przed sobą, podziwiał blondyna za jego decyzję. Widział jaki jest zdeterminowany w tym co robi. Założył się z nim i myślał, że wygra, ale nagle uświadomił sobie, że tak naprawdę to on będzie przegranym bez względu na to co się wydarzy, bo Niall przynajmniej podjął próbę.  Miał świadomość, że przyjacielowi wcale nie zależy na ich zakładzie, tak naprawdę to nie on był ważny. Ważna była ona, ważne było jej wybaczenie i oto toczyła się walka.  Niall skupił się właśnie na niej, ale nie na obsesyjnym myśleniu jak wygrać.  Bo wiedział, że tak naprawdę zdobędzie wszystko, jeśli tylko ona zdoła mu wybaczyć. Louis uświadomił sobie że, jeśli nic nie zrobi to właśnie on będzie największym przegranym.

_______________________________________________________________

Rozdział trochę krótszy niż poprzednio, ale tak go zaplanowałam. Nie mogłam go przedłużyć. 
Wiem, że liczyliście na coś znaczniej dłuższego ale może następny rozdział wyjdzie bardziej obszerny. Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. Ich liczba nie była powalająca ale myślę, że więcej w tym winy mojej niż czytelników. W końcu blog był zawieszony przez bardzo długi czas i pewnie większość zdążyła odejść. Tym bardziej chcę podziękować tym którzy zostali. Bardzo proszę wszystkich, którzy przeczytają rozdział aby zostawili choć malutki komentarz. Po boku bloga możecie twittować  o tym blogu - #TRUSTff, było by mi bardzo miło... To chyba tyle :))


Szablon by S1K