Tak jak było w umowie Jade miała, zapewnionych najlepszych
rehabilitantów w Londynie. Jednak nawet
oni nie mogli zapewnić, że ich pomoc
przywróci jej władze w nogach.
Nikt nie mógł. Wszyscy mówili: Trzeba mocno wierzyć. Zawsze
pozostaje nadzieja. Wszystko w rękach
Boga. Słowa typowe w tej sytuacji. Słowa, które powinny podbudowywać , a w
rzeczywistości wywołujące odwroty skutek. Jeśli jednak był choć cień szansy
Niall chciał go wykorzystać. Utrzymywał
stały kontakt z lekarzami prowadzącymi Jade, którzy informowali go o jej
postępach . Nie pozostawiali jednak złudzeń, że stan dziewczyny nie ulegnie zmianie
w najbliższym czasie, jeżeli kiedykolwiek to się stanie. Ale on za wszelką cenę chciał jej pomóc. W przeglądarce na komputerze miał otwarte
dziesiątki kart, które przedstawiały
przypadki podobne do Jade. Czytał wszystko, co dotyczyło tego tematu. Jeżeli tu nie mogą jej pomóc, gdzieś musi być
takie miejsce. Zaczął szukać placówek, które stosowałby nowatorskie techniki
leczenia. Zdawałoby się, że przeglądnął tysiące ofert. Znalazł klinikę w Denver
w stanie Kolorado, która miała wysokiego osiągnięcia w dziedzinie kinezyterapii
i ortopedii. Przedstawiała interesującą ofertę rehabilitacyjną. Pomyślał, że
może tam mogliby coś zdziałać, więc warto byłoby spróbować. Musi tylko
przekonać Jade i jej rodziców do tego pomysłu. Miał
świadomość, że pewnie nie będzie łatwo, bo namówić rodziców dziewczyny to jedno,
a ją samą, to całkiem inna sprawa. W głowie zaczynał układać sobie różne
scenariusze rozmowy na ten temat. Argumenty, które zdołają przekonać ją do
tego. Wcześniej zadzwonił do głównego lekarza Jade, żeby zapytać o jego opinię.
Doktor stwierdził, że może być to dobrym rozwiązaniem. Wizyta w klinice na
pewno nie zaszkodzi Jade, a jeśli tylko może polepszyć jej stan to warto tam
polecieć. Zaproponował, że może przedzwonić do kliniki i przedstawić przypadek
dziewczyny, na co Niall chętnie przystał. O swoim pomyśle najpierw postanowił
powiedzieć rodzicom brunetki. Rozmowę z nią wolał zostawić na później.
Wiedział, że to właśnie Jade będzie najtrudniej do tego przekonać. Zadzwonił do
ojca dziewczyny i poprosił o spotkanie. Mężczyzna był zdziwiony telefonem
Nialla, ale zgodził się z nim zobaczyć jeszcze tego samego dnia. Zaraz po pracy, pan Seattle przyjechał do
chłopka. Po drodze zastanawiał się o co może mu chodzić. Kiedy wcześniej
rozmawiali przez telefon nie powiedział żadnych szczegółów. Ten chłopak powoli
zaczyna mieszać w ich życiu. Kiedy po raz pierwszy odwiedził Jade myślał, że to
będzie również jego ostatnia wizyta, jednak mylił. Blondyn był teraz coraz
częstszym gościem w ich domu. Nie wiedział o co chodzi w tych spotkaniach
między Niallem a Jade, ale najwyraźniej mieli jakiś układ. Wolał jednak nie
wnikać . Rozmowy z jego córką nie szły mu najlepiej. Nie należał do ojców,
którzy mają idealne relacje ze swoimi dziećmi. Jeżeli w ogóle można to było
nazwać jakąś relacją. Słowa ograniczające się do „cześć” – „cześć”, to nie zbyt
wiele.
Dzwonek drzwi rozbrzmiał w całym mieszkaniu. Niall wstał od
stołu i poszedł otworzyć. Zaprosił ojca Jade do salonu. Mężczyzna usiał na
kanapie, a blondyn naprzeciw niego w fotelu.
- Chciałby się pan czegoś napić?
- Tak, poproszę herbatę. Ta pogoda mnie kiedyś wykończy. Jest
tak strasznie zimno i jeszcze ten deszcz…
- rzeczywiście wyglądał na zmarzniętego. Blondyn ruszył do kuchni i po
chwili wrócił z dwoma herbatami.
- Dziękuję. To o czym chciałeś porozmawiać, Niall? –
mężczyzna owinął ręce wokół gorącego kubka, by choć trochę się ogrzać.
- Wie pan, dużo myślałem, czy nie dałoby się zrobić czegoś jeszcze dla Jade. Tutaj
lekarze nie obiecują zbyt wiele. Dlatego
szukałem różnych miejsc, gdzie zajmują
się takimi przypadkami i znalazłem świetną klinikę w Denver. Dzwoniłem nawet do
lekarza pana córki i powiedział, że to może być bardzo dobry pomysł i..
- Niall my nie mamy tyle pieniędzy żeby wysłać ją do Stanów – przerwał mu.
- Dlatego ja to
opłacę, nie musi się pan martwić o pieniądze, to tak jakby dalsza część naszej
umowy. Opłacamy całą rehabilitację. Jade
mogłaby tam polecieć już za tydzień.
Państwo też. – Na stole była wydrukowana oferta i opinie na temat
kliniki. Ojciec dziewczyny dokładnie przeglądnął wszystko.
- Nie wiem, muszę porozmawiać o tym z żoną. Zresztą jaką
mamy pewność, że Jade się na to zgodzi? Sam wiesz jaka jest uparta.
- Ja z nią
porozmawiam. Jakąś ja przekonam.
- Dobra, pomyślimy
nad tym. Dam ci znać jak podejmiemy jakąś decyzje. Możesz dać mi te papiery o klinice?
- Tak, jasne – Niall
pozbierał dokumenty ze stolika i podał
je mężczyźnie.
***
Pomieszczenie było oświetlone słabym światłem lampy kuchennej. Była już
druga w nocy, mężczyzna i kobieta siedzieli przy stole i cicho rozmawiali.
Oboje lekko zgarbieni, wpatrywali się w papiery leżące na blacie. Spędzili tu
już dwie godziny, analizując wszystkie plusy i minusy wyjazdu.
- Jeżeli to coś
pomoże, to chyba warto…
- Tak tylko, że oboje
nie możemy pojechać. Ani tobie, ani mi nie dadzą teraz urlopu. Dopiero co
zaczęłam pracę, nie mogę powiedzieć po dwóch tygodniach, że potrzebuję wolnego – Kobieta pokręciła
głową.
- Wiem, ale myślę, że Jade zasługuje na szanse, a co jeśli
to właśnie ta jedyna? Musi tam pojechać. Nas nigdy nie było by stać na coś
takiego, a skoro Niall oferuje pomoc, to trzeba z niej skorzystać.
- I co chcesz ją wysłać tam samą?
- Nie, ale może on mógłby z nią pojechać…
***
Niall jeszcze spał, kiedy w jego pokoju rozdzwonił się
telefon. Niechętnie zaczął go szukać po omacku. Kiedy zlokalizował komórkę,
otworzył oczy i popatrzył na wyświetlacz. Chłopak poderwał się do pozycji
siedzącej i odebrał.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. – głos ojca Jade rozbrzmiał w słuchawce - Rozmawiałem z żoną o wyjeździe Jade. Zgodziłaby
się na twoją propozycje tylko, że wygląda na to, że ani ona, ani ja nie możemy
z nią pojechać, a samej jej nie puścimy. Nie jesteśmy w stanie wziąć teraz
urlopu.
- Czyli ten wyjazd odpada? – chłopak był zawiedziony.
- Nie, jeżeli ty byś z nią pojechał – Zamurowało go. Ufają
mi, oni mi ufają – pomyślał. Nie przyszło by mu wcześniej przez myśl, że on sam
mógłby zabrać Jade do kliniki. Za krótką się znają, nikt by na to nie pozwolił.
Mylił się. – Chyba, że ty też nie możesz. Pewnie macie dużo pracy?
- Właściwie to teraz mamy przerwę. Mogę z nią pojechać, ale
myślałem, że państwo się na to nie zgodzą.
- Oczywiście był bym spokojniejszy gdybym to był ja albo
moja żona. Ale jeżeli tylko ty możesz jechać, to musimy na to pozwolić. Czyli
co zgadzasz się?
- Tak.
- No to jeszcze tylko pozostaje ci przekonać Jade do tego
pomysłu.
- Jakoś to załatwię.\
***
Chłopak i dziewczyna siedzieli na przeciwko siebie.
Milczeli. Ona zastawiała się o czym, tym razem, chce ją poinformować. On układał
sobie w głowie to, co za chwilę miał powiedzieć.
- Długo jeszcze? – brunetka w końcu postanowiła przemówić.
- Hmm? – słowa Jade zbiły go z tropu.
- Czy długo, jeszcze będę musiała, czekać aż wyjawisz mi
powód twojej wizyty? – krzywy uśmieszek pojawił się na jej twarzy. Wiedział co
ten uśmiech oznacza. Dosłownie: „ Och,
czy naprawdę jesteś taki głupi?”. Mimo to lubił go, bo jeżeli tylko takie
uśmiechy mogły być skierowane do niego, to trzeba było brać co jest.
Przynajmniej nie była to twarz bez
wyrazu.
- Mam propozycje nie
do odrzucenia.
- Czyżby? Wydaje mi się, że każda twoja propozycja jest nie
do odrzucenia. – i znowu, znowu ten
uśmiech.
- I nie mylisz się,
ale ta szczególnie jest nie do odrzucenia.
– Popatrzyła na niego, a jego oczy się śmiały, choć na twarzy próbował
utrzymać powagę.
- No to słucham. Proszę, poświecę dla ciebie mój cenny czas.
- Ok Jade, ale teraz już na poważnie.
- Oczywiście powaga, pamiętaj to jedna z moich głównych
cech.
- Jasne – chłopak westchnął.
- Jasne, jasne. Jestem
poważna jak nigdy w życiu.
- No, to słuchaj. Dokładnie
za tydzień, godzina 10.20 mamy samolot do Denver. Będziesz tam miała rehabilitację przez
miesiąc. Twoi lekarze mówią, że jeżeli gdzieś mogą ci pomóc to właśnie w tej
klinice. Dlatego tam polecimy – Wyraz
kpiny na twarzy Jade zmienił się w oburzenie.
- Kto w ogóle ci powiedział, że gdzieś polecę? Pytał się
mnie ktoś wcześniej o zdanie? Nie! Oczywiście, że nie! Przecież zawsze
najlepiej jest mnie postawić przed faktem dokonanym. Co ty sobie myślisz?
Pewnie przeprowadziłeś jakąś durną rozmowę z moim rodzicami, przekonałeś ich, a
teraz do mnie przychodzisz z
poleceniem „wykonać zadanie”. No więc
powiem ci mój drogi chłopcze, że nigdzie się nie wybieram. Te całe
rehabilitacje są gówno warte!
- Zrozum, że wszyscy chcą ci pomóc, a ty ich odrzucasz. Nie
rób tego, bo to nie jest wymierzone przeciwko tobie. Raz, proszę cię, raz mnie
posłuchaj.
- Już raz cię posłuchałam i nie wspominam tego dobrze.
- To zrób to dla siebie. Co mam jeszcze powiedzieć, żeby cię
przekonać? - W głowie Jade zakiełkowała
myśl, że może on ma racje. Może tam jej się uda. Czy ma odrzucić jego
propozycję tylko, żeby zrobić mu na przekór?
I zawsze chciała polecieć do Ameryki. To trochę jakby spełniał jej
marzenie. Gdyby jeszcze tylko, jedna mała rzecz.
- Pod warunkiem.
- Stawiasz mi warunki? – uśmiechnął się wiedząc, że się
udało.
- Tak, pod warunkiem, że przy okazji zobaczymy też Nowy Jork
– roześmiał się.
- Mówisz przy okazji? Wiesz, że z Denver do Nowego Jorku
jest ponad tysiąc siedemset mil?
- Wiem, ale przecież dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych,
prawda?
- Cóż, masz rację.
***
Cały poprzedni tydzień upłynął na przygotowaniach do wyjazdu.
Niall co chwilę dzwonił, czy spakował to, czy spakował tamto siamto i owamto. W
końcu nie mogła niczego zapomnieć. Mimo szczerych zapewnień Jade, że zabrała wszystko, rodzice, każdy z osobna
sprawdzili po dwa razy, czy aby na pewno. Dzień przed wyjazdem na wszelki wypadek
przyjechał też Niall z listą rzeczy, które Jade koniecznie musi mieć i kazał
sobie pokazywać wyczytane przedmioty w walizce. Jej paszport zabrał ze sobą, bo
był przekonany, że na pewno zapomni.
Jade bała się, że gdy znajdą się na lotnisku wszyscy ludzie
będą się na nią gapić. Jednak gdy tam dotarli nikt nawet na nią nie spojrzał.
Ludzie z walizkami, torbami służbowymi. Wszyscy zabiegani, wszyscy zajęci
swoimi własnymi sprawami. Brunetka poczuła ulgę.
Kiedy znaleźli się w samolocie, Niall przybrał sobie wygodną
pozycję, za to Jade zupełnie odwrotnie do niego, siedziała cała spięta. Chłopak
spojrzał na nią z wszystko wiedzącym wyrazem twarzy.
- Nigdy nie leciałaś samolotem, prawda? – dziewczyna
pokiwała głowa – Czyżby nieustraszona Jade się bała? - tym razem zmierzyła go wściekłym wzrokiem.
- Lepiej już się zamknij – Powiedziała z zaciśniętymi
zębami.
- Ależ proszę, już milczę – W tym momencie samolot ruszył.
Brunetkę aż wbiło fotel. Automatycznie chwyciła rękę Niall’a i wpiła mu
paznokcie w skórę – Ej! To boli – dziewczyna rozluźniła uścisk, ale dalej
trzymała rękę blondyna.
- Przysięgam, przysięgam jeżeli wyjdę z tego cało, jak
wylądujemy, ucałuję ziemię.
- Może lepiej
mnie? - Jade puściła rękę Nialla.
- Nigdy! Nawet za
milion lat.
- Zobaczymy.
_______________________________________________________________
Przepraszam za tak długą nie obecność, może jeszcze nie zdążyliście o mnie zapomnieć :)
Ummm zajebisty <3.
OdpowiedzUsuńNo i naresscie rozdzial, super leca do Ameryki!, zapowiada sie niexla zabawa? Czekam na nexta?
Kocham i pozdrawiam <3!
Fajnie, że Niall sie tak stara:-)
OdpowiedzUsuńBoski
OdpowiedzUsuń❤
OdpowiedzUsuńOch, Jade twój milion to chyba inny czas.. xd przekonasz się jeszcze hahahaha! ^^ // @annxdd
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że milion lat to jakieś góra kilka miesięcy xDD
OdpowiedzUsuńJejciu opłacało się czekać. :D Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJoannaK <3
komentuje, ale nwm co pisac :(
OdpowiedzUsuńwiec wiedz ze jestem
Cudowny♡♡♡ Pisz dalej. Weny życzę
OdpowiedzUsuń