piątek, 31 października 2014

6. Zobaczymy

Tak jak było w umowie Jade miała, zapewnionych najlepszych rehabilitantów w Londynie.  Jednak nawet oni nie mogli zapewnić, że ich pomoc  przywróci jej władze w nogach.  Nikt nie mógł.   Wszyscy mówili: Trzeba mocno wierzyć. Zawsze pozostaje nadzieja.  Wszystko w rękach Boga. Słowa typowe w tej sytuacji. Słowa, które powinny podbudowywać , a w rzeczywistości wywołujące odwroty skutek. Jeśli jednak był choć cień szansy Niall chciał go wykorzystać.  Utrzymywał stały kontakt z lekarzami prowadzącymi Jade, którzy informowali go o jej postępach . Nie pozostawiali jednak złudzeń, że stan dziewczyny nie ulegnie zmianie w najbliższym czasie, jeżeli kiedykolwiek to się stanie.  Ale on za wszelką cenę chciał jej pomóc.  W przeglądarce na komputerze miał otwarte dziesiątki  kart, które przedstawiały przypadki podobne do Jade. Czytał wszystko, co dotyczyło tego tematu.  Jeżeli tu nie mogą jej pomóc, gdzieś musi być takie miejsce. Zaczął szukać placówek, które stosowałby nowatorskie techniki leczenia. Zdawałoby się, że przeglądnął tysiące ofert. Znalazł klinikę w Denver w stanie Kolorado, która miała wysokiego osiągnięcia w dziedzinie kinezyterapii i ortopedii. Przedstawiała interesującą ofertę rehabilitacyjną. Pomyślał, że może tam mogliby coś zdziałać, więc warto byłoby spróbować. Musi tylko przekonać  Jade  i jej rodziców do tego pomysłu. Miał świadomość, że pewnie nie będzie łatwo, bo namówić rodziców dziewczyny to jedno, a ją samą, to całkiem inna sprawa. W głowie zaczynał układać sobie różne scenariusze rozmowy na ten temat. Argumenty, które zdołają przekonać ją do tego. Wcześniej zadzwonił do głównego lekarza Jade, żeby zapytać o jego opinię. Doktor stwierdził, że może być to dobrym rozwiązaniem. Wizyta w klinice na pewno nie zaszkodzi Jade, a jeśli tylko może polepszyć jej stan to warto tam polecieć. Zaproponował, że może przedzwonić do kliniki i przedstawić przypadek dziewczyny, na co Niall chętnie przystał. O swoim pomyśle najpierw postanowił powiedzieć rodzicom brunetki. Rozmowę z nią wolał zostawić na później. Wiedział, że to właśnie Jade będzie najtrudniej do tego przekonać. Zadzwonił do ojca dziewczyny i poprosił o spotkanie. Mężczyzna był zdziwiony telefonem Nialla, ale zgodził się z nim zobaczyć jeszcze tego samego dnia.  Zaraz po pracy, pan Seattle przyjechał do chłopka. Po drodze zastanawiał się o co może mu chodzić. Kiedy wcześniej rozmawiali przez telefon nie powiedział żadnych szczegółów. Ten chłopak powoli zaczyna mieszać w ich życiu. Kiedy po raz pierwszy odwiedził Jade myślał, że to będzie również jego ostatnia wizyta, jednak mylił. Blondyn był teraz coraz częstszym gościem w ich domu. Nie wiedział o co chodzi w tych spotkaniach między Niallem a Jade, ale najwyraźniej mieli jakiś układ. Wolał jednak nie wnikać . Rozmowy z jego córką nie szły mu najlepiej. Nie należał do ojców, którzy mają idealne relacje ze swoimi dziećmi. Jeżeli w ogóle można to było nazwać jakąś relacją. Słowa ograniczające się do „cześć” – „cześć”, to nie zbyt wiele. 
Dzwonek drzwi rozbrzmiał w całym mieszkaniu. Niall wstał od stołu i poszedł otworzyć. Zaprosił ojca Jade do salonu. Mężczyzna usiał na kanapie, a blondyn naprzeciw niego w fotelu.
- Chciałby się pan czegoś napić?
- Tak, poproszę herbatę. Ta pogoda mnie kiedyś wykończy. Jest tak strasznie zimno i jeszcze ten deszcz…  - rzeczywiście wyglądał na zmarzniętego. Blondyn ruszył do kuchni i po chwili wrócił z dwoma herbatami. 
- Dziękuję. To o czym chciałeś porozmawiać, Niall? – mężczyzna owinął ręce wokół gorącego kubka, by choć trochę się ogrzać.
- Wie pan, dużo myślałem, czy nie dałoby  się zrobić czegoś jeszcze dla Jade. Tutaj lekarze nie obiecują zbyt wiele.  Dlatego szukałem różnych miejsc,  gdzie zajmują się takimi przypadkami i znalazłem świetną klinikę w Denver. Dzwoniłem nawet do lekarza pana córki i powiedział, że to może być bardzo dobry pomysł i..
- Niall my nie mamy tyle pieniędzy żeby wysłać ją  do Stanów – przerwał mu.
-  Dlatego ja to opłacę, nie musi się pan martwić o pieniądze, to tak jakby dalsza część naszej umowy. Opłacamy całą rehabilitację.  Jade mogłaby tam polecieć już za tydzień.  Państwo też. – Na stole była wydrukowana oferta i opinie na temat kliniki. Ojciec dziewczyny dokładnie przeglądnął wszystko.
- Nie wiem, muszę porozmawiać o tym z żoną. Zresztą jaką mamy pewność, że Jade się na to zgodzi? Sam wiesz jaka jest uparta. 
-  Ja z nią porozmawiam. Jakąś ja przekonam.
-  Dobra, pomyślimy nad tym. Dam ci znać jak podejmiemy jakąś decyzje.  Możesz dać mi te papiery o klinice?
- Tak, jasne  – Niall pozbierał dokumenty ze stolika i podał  je mężczyźnie. 

***

Pomieszczenie było oświetlone  słabym światłem lampy kuchennej. Była już druga w nocy, mężczyzna i kobieta siedzieli przy stole i cicho rozmawiali. Oboje lekko zgarbieni, wpatrywali się w papiery leżące na blacie. Spędzili tu już dwie godziny, analizując wszystkie plusy i minusy wyjazdu. 
-  Jeżeli to coś pomoże, to chyba warto…
-  Tak tylko, że oboje nie możemy pojechać. Ani tobie, ani mi nie dadzą teraz urlopu. Dopiero co zaczęłam pracę, nie mogę powiedzieć po dwóch tygodniach,  że potrzebuję wolnego – Kobieta pokręciła głową.
- Wiem, ale myślę, że Jade zasługuje na szanse, a co jeśli to właśnie ta jedyna? Musi tam pojechać. Nas nigdy nie było by stać na coś takiego, a skoro Niall oferuje pomoc, to trzeba z niej skorzystać.
- I co chcesz ją wysłać tam samą?
- Nie, ale może on mógłby z nią pojechać…

***


Niall jeszcze spał, kiedy w jego pokoju rozdzwonił się telefon. Niechętnie zaczął go szukać po omacku. Kiedy zlokalizował komórkę, otworzył oczy i popatrzył  na  wyświetlacz. Chłopak poderwał się do pozycji siedzącej i odebrał.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. – głos ojca Jade rozbrzmiał w słuchawce -  Rozmawiałem z żoną o wyjeździe Jade. Zgodziłaby się na twoją propozycje tylko, że wygląda na to, że ani ona, ani ja nie możemy z nią pojechać, a samej jej nie puścimy. Nie jesteśmy w stanie wziąć teraz urlopu.
- Czyli ten wyjazd odpada? – chłopak był zawiedziony.
- Nie, jeżeli ty byś z nią pojechał – Zamurowało go. Ufają mi, oni mi ufają – pomyślał. Nie przyszło by mu wcześniej przez myśl, że on sam mógłby zabrać Jade do kliniki. Za krótką się znają, nikt by na to nie pozwolił. Mylił się. – Chyba, że ty też nie możesz. Pewnie macie dużo pracy?
- Właściwie to teraz mamy przerwę. Mogę z nią pojechać, ale myślałem, że państwo się na to nie zgodzą.
- Oczywiście był bym spokojniejszy gdybym to był ja albo moja żona. Ale jeżeli tylko ty możesz jechać, to musimy na to pozwolić. Czyli co zgadzasz się?
- Tak.
- No to jeszcze tylko pozostaje ci przekonać Jade do tego pomysłu.
- Jakoś to załatwię.\

***

Chłopak i dziewczyna siedzieli na przeciwko siebie. Milczeli. Ona zastawiała się o czym, tym razem, chce ją poinformować. On układał sobie w głowie to, co za chwilę miał powiedzieć.
- Długo jeszcze? – brunetka w końcu postanowiła przemówić.
- Hmm? – słowa Jade zbiły go z tropu.
- Czy długo, jeszcze będę musiała, czekać aż wyjawisz mi powód twojej wizyty? – krzywy uśmieszek pojawił się na jej twarzy. Wiedział co ten uśmiech oznacza. Dosłownie:  „ Och, czy naprawdę jesteś taki głupi?”. Mimo to lubił go, bo jeżeli tylko takie uśmiechy mogły być skierowane do niego, to trzeba było brać co jest. Przynajmniej nie była to  twarz bez wyrazu.
-  Mam propozycje nie do odrzucenia.
- Czyżby? Wydaje mi się, że każda twoja propozycja jest nie do odrzucenia.  – i znowu, znowu ten uśmiech.
-  I nie mylisz się, ale ta szczególnie jest nie do odrzucenia.  – Popatrzyła na niego, a jego oczy się śmiały, choć na twarzy próbował utrzymać powagę.
- No to słucham. Proszę, poświecę dla ciebie mój cenny czas.
- Ok Jade, ale teraz już na poważnie.
- Oczywiście powaga, pamiętaj to jedna z moich głównych cech.  
- Jasne – chłopak westchnął.
- Jasne, jasne. Jestem  poważna jak nigdy w życiu.
-  No, to słuchaj. Dokładnie za tydzień, godzina 10.20 mamy samolot do Denver.  Będziesz tam miała rehabilitację przez miesiąc. Twoi lekarze mówią, że jeżeli gdzieś mogą ci pomóc to właśnie w tej klinice. Dlatego tam polecimy  – Wyraz kpiny na twarzy Jade zmienił się w oburzenie.
- Kto w ogóle ci powiedział, że gdzieś polecę? Pytał się mnie ktoś wcześniej o zdanie? Nie! Oczywiście, że nie! Przecież zawsze najlepiej jest mnie postawić przed faktem dokonanym. Co ty sobie myślisz? Pewnie przeprowadziłeś jakąś durną rozmowę z moim rodzicami, przekonałeś ich, a teraz do mnie przychodzisz  z poleceniem  „wykonać zadanie”. No więc powiem ci mój drogi chłopcze, że nigdzie się nie wybieram. Te całe rehabilitacje są gówno warte!
- Zrozum, że wszyscy chcą ci pomóc, a ty ich odrzucasz. Nie rób tego, bo to nie jest wymierzone przeciwko tobie. Raz, proszę cię, raz mnie posłuchaj.
- Już raz cię posłuchałam i nie wspominam tego dobrze.
- To zrób to dla siebie. Co mam jeszcze powiedzieć, żeby cię przekonać?  - W głowie Jade zakiełkowała myśl, że może on ma racje. Może tam jej się uda. Czy ma odrzucić jego propozycję tylko, żeby zrobić mu na przekór?  I zawsze chciała polecieć do Ameryki. To trochę jakby spełniał jej marzenie. Gdyby jeszcze tylko, jedna mała rzecz.
- Pod warunkiem.
- Stawiasz mi warunki? – uśmiechnął się wiedząc, że się udało.
- Tak, pod warunkiem, że przy okazji zobaczymy też Nowy Jork – roześmiał się.
- Mówisz przy okazji? Wiesz, że z Denver do Nowego Jorku jest ponad tysiąc siedemset mil?
-  Wiem,  ale przecież dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych, prawda?
- Cóż, masz rację. 

                                                                                ***

Cały poprzedni tydzień upłynął na przygotowaniach do wyjazdu. Niall co chwilę dzwonił, czy spakował to, czy spakował tamto siamto i owamto. W końcu nie mogła niczego zapomnieć. Mimo szczerych zapewnień Jade, że  zabrała wszystko, rodzice, każdy z osobna sprawdzili po dwa razy, czy aby na pewno. Dzień przed wyjazdem na wszelki wypadek przyjechał też Niall z listą rzeczy, które Jade koniecznie musi mieć i kazał sobie pokazywać wyczytane przedmioty w walizce. Jej paszport zabrał ze sobą, bo był przekonany, że na pewno zapomni.
Jade bała się, że gdy znajdą się na lotnisku wszyscy ludzie będą się na nią gapić. Jednak gdy tam dotarli nikt nawet na nią nie spojrzał. Ludzie z walizkami, torbami służbowymi. Wszyscy zabiegani, wszyscy zajęci swoimi własnymi sprawami. Brunetka poczuła ulgę.
Kiedy znaleźli się w samolocie, Niall przybrał sobie wygodną pozycję, za to Jade zupełnie odwrotnie do niego, siedziała cała spięta. Chłopak spojrzał na nią z wszystko wiedzącym wyrazem twarzy.
- Nigdy nie leciałaś samolotem, prawda? – dziewczyna pokiwała głowa – Czyżby nieustraszona Jade się bała?  - tym razem zmierzyła go wściekłym wzrokiem.
- Lepiej już się zamknij – Powiedziała z zaciśniętymi zębami.
- Ależ proszę, już milczę – W tym momencie samolot ruszył. Brunetkę aż wbiło fotel. Automatycznie chwyciła rękę Niall’a i wpiła mu paznokcie w skórę – Ej! To boli – dziewczyna rozluźniła uścisk, ale dalej trzymała rękę blondyna.
- Przysięgam, przysięgam jeżeli wyjdę z tego cało, jak wylądujemy, ucałuję ziemię.
-  Może lepiej mnie?  - Jade puściła rękę Nialla.
- Nigdy!  Nawet za milion lat.

- Zobaczymy.

_______________________________________________________________

Przepraszam za tak długą nie obecność, może jeszcze nie zdążyliście o mnie zapomnieć :)

9 komentarzy:

  1. Ummm zajebisty <3.

    No i naresscie rozdzial, super leca do Ameryki!, zapowiada sie niexla zabawa? Czekam na nexta?

    Kocham i pozdrawiam <3!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że Niall sie tak stara:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy11:02 AM

    Och, Jade twój milion to chyba inny czas.. xd przekonasz się jeszcze hahahaha! ^^ // @annxdd

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiedziałam, że milion lat to jakieś góra kilka miesięcy xDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy9:46 PM

    Jejciu opłacało się czekać. :D Świetny rozdział :)
    JoannaK <3

    OdpowiedzUsuń
  6. komentuje, ale nwm co pisac :(
    wiec wiedz ze jestem

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy8:17 PM

    Cudowny♡♡♡ Pisz dalej. Weny życzę

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K