czwartek, 26 listopada 2015

24. Nie ma nic więcej

 Siedział na parapecie okna w jej pokoju, rozmowa znów się nie kleiła. Znów próbował oszukać siebie i ją. Starał się sobie wmówić, że nic się nie stało, że ta sprawa nie miała na niego żadnego wpływu. Niall okazał się świetny nie tylko w odkładaniu najważniejszych spraw w jego życiu w nieskończoność, ale też w maskowaniu swoich uczuć. Bardzo postarał się, by tak było - aż do przesady. Wydawał się być w tym tak dobry, że Jade zaczęła myśleć, że chłopak ją ignoruje. W założeniu wszystko miało pozostać jak dawniej, ale jak mogło to funkcjonować, jeżeli jego ukrywanie uczuć polegało na udawaniu obojętności. Zdecydowanie nie było tak samo. Nic dziwnego więc, kiedy Jade w końcu doszła do wniosku, że Niall zaczyna odchodzić. Z każdym tygodniem widziała jak chłopak coraz bardziej się od niej dystansuje. Już nawet nie próbowali powracać do prawdziwych rozmów, od dawna przestały istnieć. Przepaść rosła i rosła, i nawet nie było wiadomo, czym można by ją załatać.
 Niall nigdy nie wspomniał o tym co widział, a Jade nigdy się do tego nie przyznała.  Czuł, że nie ma prawa w to ingerować. To ona powinna mu powiedzieć o tym co łączy ją z Louisem, ale najwyraźniej nie zamierzała. I to było jeszcze gorsze, bo chłopak myślał, że zasługiwał chociaż na to by o tym wiedzieć. Najwyraźniej ona tak nie uważała.
 Minęły 4 miesiące, a Jade wydawało się, że jest coraz bliżej do końca. Spodziewała się, że niedługo nastąpi moment, kiedy któreś spotkanie z Niallem okaże się tym ostatnim i potem być może zostaną jej tylko grzecznościowe kartki świąteczne, a może i nawet tego nie będzie. Im bardziej się od niej oddalał, tym bardziej wydawał się jej potrzebny.
 Stała oparta o ścianę, wspierając się na kulach. Poruszanie sie za ich pomocą powoli zaczynało wychodzić, dużo ćwiczyła. Spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął - stała. Nie sama, ale stała, to znaczyło tak wiele. Widział to już wiele razy, ale ten widok naprawdę był wspaniały. To jedyna dobra rzecz w ciągu tych miesięcy.
 Znów spuścił wzrok, wlepiając oczy w ekran telefonu. Nie bardzo było o czym rozmawiać wszystkie neutralne tematy się wyczerpały. Czas sprawił, że każde słowa były niezręczne.  Wydawać by się mogło, że została im jeszcze cisza, ale ona była jeszcze gorsza. Ich spotkania stały się jedną wielką niezręcznością z burzą myśli, która nie mogła mieć głosu.
 Jade wzięła głęboki oddech, chciała to zrobić przy nim. Odłożyła kule, opierając je o komodę. Chwiejnie podtrzymywała się ściany.

Wdech

Wydech

Wdech

Wydech

Odepchnęła się. Stała nie trzymając się niczego, jej serce biło tak szybko. A on nie patrzył.
- Niall? - powiedziała trzęsącym się głosem. Chłopak uniósł głowę, na początku niczego nie rejestrując, chwilę potem zamarł. Wstrzymał oddech, ona zrobiła krok. Chłopak natychmiastowo do niej podbiegł, obawiając się, że zaraz upadnie. Zachwiała się, ale nie upadła. Stali tak na przeciwko siebie. Zakryła oczy, trzęsącą się ręką, powstrzymując łzy. On patrzył na nią osłupiały. Trudno powiedzieć, które z nich było w tym momencie bardziej wstrząśnięte. Łzy cisnęły się też do jego oczu, ale on nawet nie próbował ich ukryć. Parzyli na siebie nic nie mówiąc. Nie zastanawiał się na specjalnie, co powinien teraz zrobić tylko przygarnął ją do siebie z całej siły. Jade przez moment stała sztywno w jego objęciach, bojąc się choćby poruszyć. W końcu zaplotła ręce na jego szyi i oparła głowę na jego klatce piersiowej, wreszcie poczuła ulgę.
Lekko pocałował ją w czoło, nic nie powiedziała.
Westchnął.
Delikatnie pocałował ją w policzek, nic nie powiedziała.
Westchnęła.
Nie wytrzymał.
Uniósł jej głowę, skierował swoje usta na jej i przez moment wydawało się, że się waha.  
I wtedy ją pocałował.
I wtedy ona pocałowała jego.
Pięć sekund później Niall wyszedł z pokoju zostawiając ją samą.
Myślał, że ten pocałunek nie miał być jego.

  
***

 Chciał otworzyć drzwi z impetem, a potem kopnąć je z całej siły, ale jak na złość okazały się zamknięte. To trochę zahamowało jego agresywne zapędy. Nacisnął dzwonek i włożył ręce do kieszeni. Nie czekał długo, Louis otworzył drzwi, kiwając głową, żeby wszedł. Chłopak od razu skierował się do kuchni, więc Niall nie bawił się w żadne zdejmowanie butów, tylko poszedł za nim. Jego przyjaciel usiadł na blacie kuchni i wziął do ręki garść orzeszków ziemnych, stojących w misce obok.
- No co? - spytał obojętnie, nie spodziewając po co Niall tak naprawę przyjechał.
- Miałeś w dupie co się z nią dzieje. Dalej byś miał. - Jego głos zadrżał ze złości. - Zawsze musisz wszystko spieprzyć. Pomogłem ci, a teraz ty mi ją zabierasz. - Louis teatralnie pokiwał głową, przesypując orzeszki z ręki do ręki i przerwał Niallowi.
- Z tą różnicą, że nie zabieram.
- Przecież widziałem... - Louis się zaśmiał, domyślając się co chłopak chce powiedzieć.
- Byłeś tam wtedy, tak? - Niall skinął głową. -  Więc od kilku miesięcy żyjesz w błędnym przekonaniu. - Nie miał pojęcia, dlaczego tak bardzo bawi go ta sytuacja. Może dlatego, że wiedział więcej niż ta dwójka. Oni jeszcze dużo musieli sobie powiedzieć, a on? On już wszystko wiedział. - To ja ją pocałowałem. Ona tego nie chciała. Nie powiedziałem ci, bo umówiłem się z Jade, że nigdy nie będziemy do tego wracać. Koniec, tyle, nie ma nic więcej. Nie wiem, Niall co jeszcze sobie dopowiedziałeś, ale to tyle. - Niall właśnie uświadomił sobie jak długo miał do niej żal o coś czego nie zrobiła. Osądził ich, nie rozważając żadnych innych możliwości. Stworzył fikcję. Wymyślił ją sobie, a potem w nią uwierzył.  - Zastanawiam się tylko, ile jeszcze zajmie ci zauważenie, że dla niej liczysz się tylko ty.   


***

 Chłopak stanął w drzwiach jej pokoju. Leżała na łóżku z głową wlepioną w poduszkę. Odchrząknął, a ona zaraz zerwała się do pozycji siedzącej, jakby wystraszona. Włosy wciąż jeszcze w luźnym kucyku odstawały jej na wszystkie strony. Nawet w tak słabym świetle, dawanym przez małą lampkę na krańcu biurka, było widać, że płakała.
 Nic nie mówił wciąż stał u progu drzwi. Dziewczyna przełknęła ślinę i w końcu odważyła się odezwać.
- Wiedziałeś o tamtym pocałunku - stwierdziła zachrypniętym głosem. Niall skinął głową i zrobił dwa kroki w przód. - Wiesz, że się nie liczył? - tym razem spytała, nerwowo bawiąc się bransoletką na jej ręce.
- Teraz już wiem. - Usiadł tuż przy niej, a ona spuściła wzrok. - Pytanie, co zamierzamy z tym faktem zrobić? - Jade wzruszyła ramionami, choć tak naprawdę nic w tej chwili nie było jej obojętne. - Dlaczego musisz być taka trudna?
- Nawzajem Niall. - Przez twarz Jade przeszedł cień uśmiechu.
- Tak, mamy ogromny talent do komplikowania sytuacji - zgodził się. - Nic nie może być łatwe, prawda? - Spojrzał na nią, a po jej twarzy znów skapywały łzy.
- Przepraszam - wyszeptała, a on pokręcił głową.
- Jade, nie płacz. Dziś chyba nie zmierzamy ku katastrofie. - Mieli nadzieję, że oboje mówią o tym samym, ale niepewność wciąż odbierała im mowę. - Możemy już przestać udawać? - pokiwała głową.
- Już dłużej nie potrafię - przyznała.
- Ale to dobrze - uśmiechnął się tym jedynym w swoim rodzaju uśmiechu. W uśmiechu przeznaczonym tylko dla niej.
- Bałam się, że odejdziesz. - W końcu wyznała swój sekret.
- Bałem się, że tego chcesz. - Wziął jej dłoń i splótł jej palce ze swoimi. - Bałem się zrobić też to. I wiele innych rzeczy. - Umierała, a może ożywała na samą myślą o tym co właśnie się dzieje.
- Dalej się boisz? - spytała wstrzymując oddech.
- A powinienem? - Zbliżył się do niej jeszcze bardziej, a coraz mniejsza przestrzeń między nimi wcale nie była nieprzyjemna.
- Nie - powiedziała cicho, bo najważniejsze rzeczy wypowiadała szeptem.

Nareszcie ona rozumiała jego, a on rozumiał ją.




Tak, pocałował ją.  



Epilog

8 miesięcy później

Louis wstał z fotela i otworzył drzwi balkonowe.
- Jade, na pewno jesteś gotowa? - Niall spojrzał na dziewczynę z wahaniem. Nic nie odpowiedziała tylko skinęła głową. Ruszył, więc ze swojego miejsca pod ścianą i podszedł do wózka stojącego w kącie pokoju tuż koło fotela. Chwycił za rączki i wyjechał nim na balkon. Jade wstała z łóżka i sięgnęła po laskę stojącą pod ścianą. Jeszcze nie szybko, ale wystarczająco stabilnie i sprawnie, weszła na balkon. Spojrzeli po sobie, wiedząc, że w ich głowach tli się ta sama myśl: w trójkę rozpoczęli historię wózka, a teraz w trójkę ją kończyli. Dziewczyna czuła jak serce jej przyspiesza. Czuła, że już za chwilę pozbędzie się ciężaru. Uśmiechnęła się do nich, dając im znak, że jest już gotowa. Niall i Louis razem podnieśli wózek, przekładając go przez barierkę. Chwycili go za jego krańce, a Jade odstawiwszy laskę, złapała za jego środek. Louis spojrzał w dół.
- To będzie raczej symboliczny upadek - roześmiał się.
- Nie szkodzi - zapewniła Jade.
- Na trzy? - spytał Niall, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu.
- Na trzy - potwierdziła.

Raz

Dwa

Trzy.

 "Chciałem powiedzieć, że kiedyś razem wywalimy przez okno ten wózek. Jeszcze zobaczysz."  - różnicą okazał się tylko balkon.  

poniedziałek, 23 listopada 2015

23. Tego nie było

- Nie wiem co teraz. 
- Jak to nie wiesz co teraz? - spytała Lea, wkładając ręce do kieszeni kurtki. Spacerowały właśnie po parku, mieszczącym się na sąsiedniej ulicy. Słońce lekko przebijało się przez chmury. To pierwszy dzień od tygodnia, w którym nie padało. Nawet powietrze wydawało się jakieś lżejsze. Należało to uczcić wizytą w parku.
- Czuję, jakby to miał być koniec - wyznała Jade. - Koniec zakładu, koniec kontaktu z nim.
- Przecież nic nie musi się zmienić.
- Już nie będzie tak samo.
- Będzie lepiej. Teraz macie czystą kartę - powiedziała, kopiąc butem kamyk.
- Wygrał, o to mu chodziło. - Jade przełożyła włosy na lewą stronę. -  Na tym mu zależało.
- Tak, ale pół roku temu, kiedy byłaś dla niego tylko dziewczyną z wypadku. Wtedy sama najchętniej wykopałabyś go za drzwi, a teraz nie chcesz, żeby odszedł. - I rzeczywiście tak było. Sześć miesięcy temu, Jade nie chciała go na nawet widzieć na oczy. A jedyne co do niego czuła to wzgardę i żal. On za to przyjechał do niej tylko z zamiarem zobaczenia jak sobie radzi i próbą przeproszenia jej. I choć wszystko miało się skończyć jeszcze tego samego dnia, nie miało końca nawet teraz. Nie planował zostać w jej życiu, nie planował tego, że ona stanie się częścią jego życia. Wtedy jej nie znał. Była taka rozgoryczona i wściekła, a on nie wiedział, co powinien z tym zrobić. Zakład wpadł do jego głowy jak jakiś głupi pomysł, a ona na ten głupi pomył przystała.
- Już nie chcę go wykopywać - zażartowała.
 Gdyby wtedy ktoś jej powiedział, że sprawy potoczą się w taki a nie inny sposób, zwyczajnie by nie uwierzyła. Nie miała pojęcia, jak dopuściła do tego, że chłopak, którego jeszcze nie tak całkiem dawno uważała za wroga, stał się dla niej tak ważny. Przyznanie się do tego przed samą sobą, nie było łatwe. Na początku miała nawet poczucie porażki, bo przecież nie tak miało być. Nie chciała być jedną z tych dziewczyn, które tylko wyczekują aż chłopak do nich zadzwoni, przyjedzie, porozmawia, przytuli, ale nią była. I było to sprzeczne z jej wszystkimi poglądami, które do tej pory tak silnie pielęgnowała. W końcu zdradziła siebie z prawdą Nialla, która miała być kłamstwem.
- On też nie chce zostać wykopany. Mogę się o to założyć.
- Mam tendencję do przegrywania, nie będę ryzykować. - Obie zaczęły się śmiać.
- No tak, racja.
- Nie umiem sobie nawet wyobrazić, że mogłoby go nie być. Niall jest, bez niego...- Jade szukała odpowiedniego słowa, ostatecznie poprzestając jedynie na zrezygnowanym westchnieniu.
- Wiem Jade, wiem. - powiedziała Lea, kładąc rękę na jej ramieniu.


***

Tak jak Niall miał zwyczaj siadania na krańcu jej łóżka, tak Louis zawsze siadał w dużym czarnym fotelu w kącie pokoju, zakładał nogę na nogę i wkładał ręce do kieszeni bluzy, ewentualnie spodni, jeżeli akurat miał na sobie sweter. Czasami też obojętnie obracał na palcu kluczyki od samochodu.
 W tej chwili siedział w typowej pozie, z kapturem na głowie, którego jeszcze nie zdążył ściągnąć od momentu, kiedy tu przyszedł. Spoglądał w okno, za którym znów zaczynał padać deszcz. Chłopak przyjął ten fakt z obojętnością.  
- No to co robimy? - spytał, przerzucając wzrok na Jade.
- Nie wiem. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Co chcesz.
- Też nie wiem.
- Możemy siedzieć i się nie odzywać, taka gra - zaproponowała żartobliwie. - Kto pierwszy się odezwie wylatuje z pokoju.
- Czy ja dobrze rozumiem, że chcesz się mnie pozbyć? - uniósł brwi.
- To tylko taka uprzejma sugestia. - Kącik jej ust uniósł się do góry.
- Poczułem się urażony. - Wstał i podszedł do łóżka od strony Jade, popchnął ją na jego drugi kraniec i rozłożył się obok.
- Uważaj! Prawie, przygniotłam Teodora! - wykrzyknęła. Chłopak spojrzał na kota tuż obok Jade i uniósł go.
- Żyje? Żyje - ocenił. - Nie martw się, kocie, Jade chciała cię zabić, ale już nic ci nie grozi. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Teraz zostaniesz przetransportowany do bezpiecznego schronu anty-wypadkowego - powiedział poważnym tonem, patrząc Teodorowi w jego skośne oczy. Poklepał go po głowie i położył na dywanie. - Transport przebiegł pomyślnie - ogłosił.
- Louis, za chwilę ty wylądujesz w bezpiecznym schronie - zagroziła, powstrzymując rozbawienie.
- Ta, spróbuj mnie tam przetransportować - wyśmiał ją za co Jade walnęła go pięścią w ramię. - Ale zabolało - zaczął się śmiać jeszcze głośniej.
- Uważaj, bo dopiero cię zaboli.
- Jezu, już zaczynam się bać - powiedział, zabierając jej laptop.
- Co robisz?
- Obejrzymy jakiś film. Chyba, że masz coś lepszego do roboty. - Siedział po turecku zgarbiony. Położył przed sobą komputer i włączył okno przeglądarki internetowej.
- Nie mam - zgodziła się, ściągając mu z głowy kaptur. Spojrzał na nią i z przekornym uśmiechem założył go z powrotem.
- Co chcesz oglądać? - zapytał ziewając. - Dosłownie cały dzień chce mi się spać.
- Nie wiem, wybierz co tam sobie chcesz.
- Też nie mam pomysłu.
- No to poszukaj czegoś.
 Ostatecznie Louis zdecydował się na "Złap mnie jeśli potrafisz" i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zasnął w jednej czwartej filmu, o czym Jade się zorientowała dopiero gdzieś w połowie. Nie przejęła się tym zbytnio i obudziła go, kiedy film się już skończył.
- Niesamowicie interesujący film, nie sądzisz? - powiedziała ironicznie.
- Niesamowicie - powtórzył Louis, przecierając oczy. - No co, mówiłem, że chce mi się spać.
- Nie nic, skądże.
- I tak już oglądałem ten film - tłumaczył się.
- To po co wybrałeś coś, co już widziałeś? 
- Bo wolę obejrzeć kilka razy ten sam film, wiedząc że jest dobry, niż oglądać coś nowego i nie mieć pewności. 
- No tak przecież to takie logiczne - pokiwała głową.
- A idźże, idźże - powiedział w poczuciu niezrozumienia. - Co robisz po jutrze? - zmienił temat.
- Będę musiała się pouczyć - westchnęła Jade, na samą myśl o konieczności zaglądnięcia w notatki.
- No, tak zapomniałem. Studentka - pokiwał głową z powagą.
- Cóż, niektórzy muszą się uczyć. No, a niektórzy nie - spojrzała na niego znacząco.
- Niektórym studia po prostu nie są do życia potrzebne. Powiedziałbym, że są wręcz zbędne.
- To bardzo wygodne podejście - stwierdziła Jade.
- Dostępne tylko dla niewiarygodnie uzdolnionych. - Wskazał na siebie, a Jade prychnęła.
- Mówiłam już, że bycie skromnym wychodzi ci najlepiej?
- Tak, coś wspominałaś - zaśmiał się.
- A co z tym "pojutrze", co chciałeś?
- Nic, nieważne, jeśli jesteś zajęta. Po prostu mam wolną środę - wytłumaczył.
- No to będziesz musiał sobie poszukać innego towarzystwa.
- Jakoś to przeżyję - zapewnił w momencie, kiedy Teodor wskoczył z powrotem na łóżko. Louis schylił się w stronę kota i chwycił go. - Nie wkraczaj na pole minowe - zażartował, kładąc go z powrotem na dywanie.
- Ej, przestań go tak traktować, bo zmienię zdanie - zagroziła mu -  Ma większe prawo znajdować się na tym łóżku niż ty - udała oburzenie.
- Zmienisz zdanie? - zdziwił się. Nie miał pojęcia o co jej chodzi. - Jakie zdanie? - A Jade też była zaskoczona, że chłopak o niczym nie wie. Do tej pory myślała, że Niall mu powiedział. I teraz zastanawiała się jak mu to wyjaśnić, żeby nie zabrzmiało zbyt patetycznie. Lecz trudno było znaleźć jakieś inne odpowiednie słowa. Nie udało jej się wymyślić nic odkrywczego, więc po prostu powiedziała:
-  Wybaczyłam wam. - Zabrzmiało to jak słaby dowcip, bo Jade, nie mogąc zmienić słów pokusiła się o wesołą intonację. Chwilę po tym klepnęła się w czoło, słysząc samą siebie. Nie tak miało być. W jej wyobrażeniu wychodziło to bardziej naturalnie.
- Co zrobiłaś? - Louis przełknął ślinę. - Żartujesz, prawda? - I choć chciałby wierzyć, że jednak się mylił, to nie mógł. Sposób w jaki to powiedziała i jego zdrowy rozsądek podpowiadały mu, że to nie może być prawda.
- Nie, nie żartuję. - Tym razem zachowała poważny ton. - Naprawdę.
 Oczy Louisa zatrzymały się na jej twarzy, ale jej nie widziały. Nie patrzył na nią. Ten wzrok był ślepy, jak gdyby była przed nim tylko czerń. Szumiało mu w uszach, a jednocześnie słyszał powtarzający się, jak na zaciętej kasecie, głos Jade. Gdyby tylko podniósł rękę, był pewny, że palce by mu się trzęsły. Miał wrażenie, jakby jego serce na chwilę stanęło, a może biło tak szybko, że tej z tej prędkości przestał je czuć.
 Co chwilę na nowo dochodziła do niego ta informacja i za każdym razem dziwił się jeszcze bardziej. Przecież ona nie miała mu nigdy wybaczyć, taki był plan. Mogli się kolegować, mogli razem żartować, a nawet śmiać, ale ona miała mu nie wybaczać. I był całkowicie przyzwyczajony do tej myśli, oswojony z nią, a może nawet pogodzony, więc niczego nie oczekiwał. Nie mógł się czegoś takiego spodziewać, bo sam nie potrafiłby wybaczyć, gdyby  spotkało go to, co Jade. Ale ona była inna, choć jej samej wydawało się, że taka nie jest. Louis nie rozumiał dlaczego to zrobiła, wiedział jedynie, że to wszystko zmienia, bo właśnie przestał być największym przegranym.
- Louis, w porządku? - Jade zaśmiała się nerwowo. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Nie zdążyła nawet zorientować się, co się dzieje. A chłopak nie zdążył zrozumieć, co robi, bo już ją całował.  


***

 Pech chciał, że Niall o godzinie 17:22:56 przekręcił klucz do swojego mieszkania i do niego wszedł. Rozebrał się, zjadł obiad i obejrzał telewizję. Pech chciał, że o godzinie 18:05:27 włożył buty, zawiązał sznurówki i wyszedł z domu. Wsiadł do samochodu, zapiął pasy, zaświecił świtała, włączył muzykę i wyjechał na drogę. Pech chciał, że o godzinie 18:33:42 zjechał na stację paliw, zatankował samochód i poszedł zapłacić. Nie śpieszyło mu się, kupił sobie jeszcze paczkę gumy do żucia, butelkę wody i pojechał dalej. Pech chciał, że o godzinie 19:08:31 Niall zatrzymał się pod domem Jade, a drzwi wejściowe były otwarte i nawet go to nie zdziwiło, zaśmiał się tylko pod nosem. Ściągnął buty, nie wyglądało na to, by ktoś był w domu oprócz Jade, u której w pokoju świeciło się światło, i Louisa, którego samochód stał na zewnątrz. Pech chciał, że Niall o godzinie 19:10:11 wszedł na pierwszy stopień schodów, a o 19:10:18 na ostatni i wyszło mu to całkiem cicho. Sprawdził nawet godzinę na telefonie, odgarnął włosy z czoła i naciągnął ciemnozielony sweter, który trochę się podwinął. Pech chciał, że Niall pojawił się w złym momencie, a o godzinie 19:10:23 drzwi do jej pokoju były akurat tak uchylone, że zobaczył wszystko, czego nie powinien.
 Zszedł po schodach tak samo cicho, jak wszedł tylko dwa razy szybciej. W pośpiechu założył buty i opuścił dom delikatnie, zamykając drzwi, którymi tak naprawdę miał ochotę trzasnąć z całej siły. Nie zamierzał urządzać żadnej awantury, właściwie komu miałby ją urządzić? Jade nie była mu nic winna, nic mu nie obiecała. Co innego mógł zrobić niż wyjść? Co z tego, że ją kochał, jeżeli ona tego nie wiedziała? Jakie to miało znaczenie, jeśli ona wybrała Louisa?
 Jechał jak szalony. Niall, który przestrzegał każdego przepisu drogowego, uważnie patrzył na każdy znak właśnie zachowywał się jak wariat na drodze. Ani znaki, ani ograniczenia prędkości zdawały się nie istnieć. To, że dojechał do domu bez szwanku, naprawdę było szczęściem.
 Prawie się przewrócił, próbując ściągnąć buty w przedpokoju. Jednym z nich rzucił w stronę salonu, drugim kopnął w drzwi. Nie wiedział, czy chce krzyczeć, czy płakać. Był wściekły i cały się trząsł. Nie miał pojęcia, co ma ze sobą zrobić.
 Rozglądnął się po pomieszczeniu. Wszystko wydawało się nie na miejscu. Klucze, kurtka, szafka, buty, wieszak, czapka. Zaczął wyrzucać każdą napotkaną rzecz. Potrzebował porządku, ale robił jeszcze większy bałagan. Szafka leżała powalona z całą swą zawartością na parkiecie. Czuł jak krew pulsuje w jego żyłach, czuł gorąco, które ograniało jego ciało. Miał ochotę zrzucić z siebie wszystko. Dławił się żalem. Powstrzymywał łzy. W końcu wycieńczony osunął się na podłogę, wbijając sobie paznokcie w dłonie.
 Był taki wściekły tym, że nawet nie mógł mieć pretensji. Nie został zdradzony, więc dlaczego czuł się oszukany? Tak jakby ktoś zabawił się jego kosztem. Miał wrażenie, że właśnie coś zostało mu odebrane, choć przecież nic nie posiadał.
 Zastanawiał się jak długo to trwa, jak długo nic nie wie, jak długo był tak ślepy, żeby nic nie zauważyć. Czy naprawdę musiał się dowiedzieć o tym w ten sposób? Dlaczego zawsze musi być tym spóźnionym? W końcu, jak długo miał jeszcze zamiar zwlekać z powiedzeniem jej wszystkiego? Miesiąc, dwa, a może kolejne pół roku? Był na tyle przestraszony tym, co do niej czuł, by odkładać prawdę w nieskończoność.
 A teraz zamiast przeklinać Louisa czy Jade, a może ich dwoje, nie był wstanie na nic innego niż powtarzanie sobie w głowie jednej i tej samej myśli. Istniała tylko ona i nic więcej. Czuł się z tym strasznie, że nie stać go było na cokolwiek innego. Te słowa nie powinny boleć, ale bolały najbardziej na świecie.

"Kocham ją!"

"Kocham ją!!"

"Kocham ją!!!"

"Kocham ją!!!!"

"Kocham ją!!!!!"

"Kocham ją!!!!!!"

"KOCHAM CIĘ JADE!!!!!!!"

Słowa krzyczały. Z każdym razem coraz donośniej. Ale co z tego jeżeli ona wybrała innego?  


***

 Przez sekundę kompletnie nie wiedziała co się dzieję, tak, jakby wszystko docierało do niej z opóźnieniem. W następnej była zaskoczona, a w głowie powoli zaczynał się włączać alarm. W kolejnej sekundzie jej umysł doznał otrzeźwienia. Odepchnęła go.
- Co...co to było? - Spojrzała na niego, zakrył dłonią swoje usta, sam zaskoczony tym, co przed chwilą zrobił.
- Przepraszam - wyjąkał, odwracając wzrok. Było mu tak cholernie głupio, popełnił taką głupotę. Załamał ręce, teraz najchętniej sam powaliłby siebie jednym silnym ciosem w szczękę. Co ona musiała sobie pomyśleć?
- Dlaczego to zrobiłeś? - dociekała, a on nie wiedział jak się ma z tego wytłumaczyć, bo mógłby przysięgnąć na Boga, jeżeli w jakiegoś wierzył, że sam nie miał pojęcia dlaczego.
- Nie wiem. - To naprawdę nie było dobrą odpowiedzią. - Chciałbym ci wytłumaczyć, ale nie wiem. - Głośno wypuścił powietrze z ust.  
- Tego nie było - powiedziała głośno, jakby wypowiadała zaklęcie cofające czas. Zabrzmiało jak "Nie waż się o tym nigdy więcej wspominać". Miał to przyjąć bez mrugnięcia okiem. Oboje mieli o tym zapomnieć. Trochę go to zabolało.
 Jade czuła, że ten pocałunek był jak zdrada i bała się, że teraz wszystko wymknie się spod kontroli, która przecież i tak nie istniała. Rosło w niej poczucie winny, które w ogóle nie powinno się pojawić, bo przecież nie była niczemu winna. Ale nie potrafiła nic na to poradzić.
- Tego nie było - powtórzył, jak gdyby przypieczętowując pakt. Pakt zgody na niepowracanie do sprawy. 
 Nie chciał, żeby patrzyła na niego w ten sposób. Jakby wyrządził jej jakąś krzywdę, jakby coś jej odebrał. Widział, że Jade ma do niego żal. Dobrze, to nie powinno się wydarzyć, ale czy naprawdę było takie straszne? Bo najwyraźniej dla niej to była głębsza sprawa, po której choć bardzo by chciała nie można było przejść do porządku dziennego. Miał wrażenie, że Jade traktowała to jak jakiś rodzaj kary i nie potrafiła się z tym pogodzić. Louis naprawdę nie miał pojęcia jak, ale wyraźnie widział w jej grymasie twarzy, w jej oczach, w jej zmarszczonym czole to, że naprawdę zrobił tej dziewczynie krzywdę, choć wydawało się to takie absurdalne.
  I wtedy w końcu do niego doszło, zrozumiał, gdzie leży problem. Spojrzał na nią. Tak, Jade chodziło właśnie o to, już nawet nie potrafiłaś tego ukryć.

- Przecież ty go kochasz. - Prawda wypowiedziana na głos zdziwiła ich oboje.

poniedziałek, 16 listopada 2015

22. To zależy

 Jade usłyszała dźwięk dzwonka telefonu. Dobrą chwilę zajęło odnalezienie go pośród całej sterty notatek na jej biurku. Pod którąś z kartek w końcu udało się go zlokalizować.  Dziewczyna odruchowo włożyła ołówek między zęby i odebrała komórkę.
- Halo? - odchrząknęła.
- Halo, Jade? - w słuchawce rozbrzmiał głos Louisa.
- No, co tam? - założyła zwisający kosmyk włosów za ucho.
- Jesteś teraz zajęta? - zagadnął.
- Mogę nie być - powiedziała ciekawa tego, co chłopak wymyślił.
- To mogę do ciebie przyjechać za jakąś - zastanowił się. - godzinę?
- W konkretnym celu czy tak po nic?
- Obiecałaś mi kiedyś lody, pamiętasz?
- Nie przypominam sobie - zaśmiała się.
- Za to ja pamiętam doskonale - powiedział przekonująco.
- Louis, spójrz na to logicznie. Jak to możliwe, że zaprosiłam cię na cokolwiek? - zażartowała.
- Cóż to nie było zaproszenie, to była obietnica - wyjaśnił.
- Ach, tak - skwitowała Jade.
- No, więc podtrzymujesz?
- Mówisz, że to była obietnica?
- Jestem tego w stu procentach pewny. - Jade mogłaby się założyć, że w tej chwili kącik ust Louisa był uniesiony w tym jego krzywym uśmiechu.
- Uch, niech będzie. Obietnica to obietnica.
- Och Jade, nie udawaj takiej zniechęconej. Wiem, że tak naprawdę tego chcesz - zaśmiał się.
- Próbowałam się tylko pogodzić ze świadomością konieczności spędzenia dzisiaj z tobą czasu - uśmiechnęła się. Przekomarzanie się z nim było takie zabawne.
- No tak, to z pewnością będzie dla ciebie bolesne doświadczenie - powiedział z powagą.
- Popatrz, popatrz, jak dobrze się rozumiemy.
- Bez dwóch zdań - prychnął.
- To co, będę za godzinę? - upewnił się.
- Okej, może być - rozłączyła się i z powrotem odłożyła telefon na biurko, ponownie pozwalając mu się zagubić pod stertą notatek i jeszcze niezapisanych pustych kartek.

***

 Jade stwierdziła, że mimo szczerych chęci, jednak nie pojedzie do miasta w dziurawych spodniach od dresu i swetrze, który pamiętał jeszcze czasy dziewiątej klasy. Czasami trudno było jej się rozstać ze starymi ciuchami, które do dziś zalegały na dnie szafy.
 Pomysł nieprzebrania się nie przeszedłby również z powodu mamy, urzędującej dziś w kuchni. Gdyby tylko zobaczyła, że Jade wybiera się tak ubrana gdziekolwiek, od razu zażądałaby zmiany odzieży. Mogłaby się założyć, że w takim stanie nigdzie nie zostałby wypuszczona.
 Zajrzała, więc do szafy i natrafiła tam na jeszcze nie tak dawno kupioną sukienkę, której nawet nie miała okazji do tej pory założyć. Metka wciąż wisiała luźno do niej przyczepiona. Jade zerwała ją jednym mocnym ruchem, choć mama zawsze powtarzała, że lepiej odcinać ją nożyczkami, żeby nie uszkodzić ubrania. Dziewczyna zawsze przypomniała sobie o tym po niewczasie.
 U Jade sukienki, czy spódnice należały do rzadkości i wcale nie dlatego, że ich nie lubiła. Choć był pewien okres czasu, kiedy rzeczywiście była przekonana, że należą one do najbardziej niewygodnego rodzaju ubrań, a spodnie? O tak, spodnie były takie uniwersalne i przyjemne.
 Wracając jednak do sukienek przyszedł czas, kiedy Jade zorientowała, że myliła się co do nich i to dość poważnie. Mianowicie doszła do wniosku, iż mogą być nawet wygodniejsze niż spodnie i to dopiero było odkrycie. Wciąż jednak  ani sukienki, ani spódnice nie weszły do jej stałej garderoby. Problem leżał w tym, że Jade miała gdzieś z tyłu głowy zakotwiczone, że ona nie nosi takich ubrań, że to do niej nie pasuje. To było czymś nienaturalnym, czymś co nie pozwalało na swobodę psychiczną mimo całkowitej swobody cielesnej.
 Jade rozłożyła przed sobą bordową sukienkę i przyjrzała się jej. Wzruszyła ramionami, przecież to tylko sukienka. Tak na prawdę, co jej zależało? I pewnie zastanawiałaby się nad tym wyborem dłużej, ale Louis już za chwilę miał przyjechać. Ściągnęła, więc znoszone już ciuchy i włożyła przez głowę sukienkę. Przygładziła ją na kolanach i poprawiła rękawy. Dobrą chwilę zajęło jej znalezienie niedziurawych rajstop, a jeszcze dłuższą uporanie się z założeniem ich. Podjechała do lustra i rozpuściła włosy z koka, z którego i tak nie wiele zostało po przebieraniu się. Lekko przeczesała włosy palcami i przełożyła na jeden bok, na ręku założyła gumkę, by móc je w każdej chwili związać.
 Zanim jeszcze Louis przyjechał, założyła już płaskie botki. Nie musiała długo na niego czekać, po kilku minutach, chłopak zatrąbił przed domem, dając jej znak, żeby już wychodziła. Zgarnęła po drodze płaszcz i krzyknęła do mamy krótkie "pa", zamykając za sobą drzwi. 


***

- No to ty dzisiaj prowadzisz? - powiedział, poprawiając okulary słoneczne.
- Bardzo chętnie, tylko obawiam się, że nie dam rady - zażartowała, a on spojrzał na nią lekko zsuwając okulary z nosa.
- Pozwól, że sprecyzuję: wskażesz mi drogę do celu.
- Och, nie domyśliłabym się, że o to chodzi. - Oboje się roześmiali.
- No, to w którą stronę? - chłopak rozejrzał się, sprawdzając, czy nic nie jedzie.
- W lewo. - Wrzucił kierunkowskaz i ostrożnie wyjechał na drogę.
- Daleko ta twoja lodziarnia?
- To bardziej kawiarnia. Zobaczysz, nie tak daleko.
- Czemu akurat tam?
- Bo mają najlepsze lody - powiedziała, jakby to było coś oczywistego.
- No tak, głupie pytanie - uśmiechnął się, patrząc prosto na drogę.
- Poważnie, pokochasz to.
- Jade, nawet gdyby mi nie smakowało, powiedziałbym, że to najlepsze lody w moim życiu.
- I jak ci tu wierzyć? - stukała o szybę palcami w rytmie piosenki, lecącej w radiu. - Skręć tu w prawo.
- To byłoby kłamstwo w dobrej wierze. Nie chciałbym ci robić przykrości - powiedział z udawaną powagą.
- To rzeczywiście zmienia postać rzeczy - zaśmiała się.
- No, myślę. - Na jego twarzy pojawił się ten krzywy uśmieszek.

***

Nad drzwiami kawiarni wisiała czarna tabliczka z napisem "Cinnabook". Na zewnątrz z obu stron drzwi wejściowych znajdowały się drewniane stoliki, a na nich małe doniczki z lawendą. Już od progu roznosił się przyjemny zapach kawy. Louis otworzył przed Jade drzwi, pozwalając jej wjechać do środka i wszedł zaraz po niej. Jade stanęła przy kasie, do której o tej porze i tak nigdy nie było kolejki. Chłopak do niej dołączył. Zza lady wyłoniła się młoda dziewczyna, być może wieku Louisa, mająca na sobie czarny fartuch. Spojrzała na Jade i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, z całą pewnością już ją kojarzyła. Louisa też obdarzyła uśmiechem, ale nie był to uśmiech rozpoznania, z czego chłopak był całkowicie zadowolony. Oboje wzięli dla siebie lody w papierowych kubeczkach. Jade dwie gałki lodów cynamonowych, a Louis jedną cynamonową i drugą czekoladową. Do tego zamówili dla siebie po kawie. Kiedy chłopak zobaczył, że Jade wyciąga portfel, zbył ją słowami "Jade, daj spokój" i sam zapłacił za wszystko. Weszli w głąb kawiarni, gdzie znaleźli nieco odosobnione miejsce w stosunku do całej reszty. Usiedli w miękkich fotelach w poczuciu miłego oddzielenia od tutejszych amatorów kawy. Jade sięgnęła po pojemnik z cynamonem i obficie poprószyła nim swoją kawę.
- Ło ho ho, dziewczyno przystopuj trochę - zaśmiał się, odkładając okulary na stół. - Za chwilę nie będziesz miała czego pić. - Na co Jade uśmiechnęła się i patrząc mu prosto w oczy nasypała jeszcze więcej cynamonu do jego kawy.
- Smacznego - powiedziała, mieszając kawę drewnianym patyczkiem. Chłopak tylko pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem.
- Dzięki, teraz z pewnością będzie dobra. - Wsypał do kubka dwie saszetki brązowego cukru.
- Z pewnością - powiedziała, biorąc łyk gorącego napoju. Louis sięgnął po pojemnik z lodami, nabrał trochę na plastikową łyżeczkę i spróbował.
- Jade to najlepsze lody jakie jadłem w moim życiu - wykrzyknął, na co dziewczyna przewróciła oczami.
- A poważnie?
- A poważnie naprawdę są bardzo dobre.
  Siedzieli tak przez pewien czas nic nie mówiąc, po prostu jedząc lody i popijając kawę. Louis prześledził wzrokiem całą kawiarnie. Ściany były utrzymane w waniliowym odcieniu, z wyjątkiem tych, które były zabudowane drewnianą boazerią. Nad stolikami wisiały nisko powieszone brązowe lampy w kształcie dzwonów, zakończone czarnymi uchwytami. Dawały ciepłe światło, rozświetlające każdy pojedynczy stolik. Stoły, niektóre okrągłe, niektóre prostokątne, wszystkie drewniane w ciemnym odcieniu. Za to fotele i krzesła, wszystkie były różne. W tym pomieszczeniu nie znajdowało się ani jedno takie samo siedzenie. Tak jakby ktoś specjalnie objechał wszystkie możliwe wyprzedaże garażowe, kupując w każdym miejscu inne krzesło, czy fotel i kto wie, czy tak właśnie nie było. Louis w końcu zatrzymał wzrok na Jade i patrzył na nią tak przez chwilę.
- Ładnie ci w sukience, Jade - uśmiechnął się, biorąc łyk kawy.
***

 Kiedy wrócili, na podjeździe stał Niall oparty o maskę swojego samochodu, przeglądał coś na telefonie. Louis zaparkował obok, najeżdżając trochę na trawnik. Wyciągnął z bagażnika wózek i pomógł Jade się na niego przesiąść.
- Nikogo nie ma. - Niall wyjaśnił powód swojego bezczynnego stania przed domem.
- Długo tak czekasz? - spytała Jade, naciągając sukienkę na kolana. Nie wiedziała, że chłopak ma zamiar dzisiaj przyjechać.
- Nie. Właśnie miałem do ciebie dzwonić. - Postukał palcem w komórkę, a dziewczyna podjechała do drzwi i wyciągnęła z kieszeni płaszcza klucz, którym je otworzyła.
- No to chodźcie do środka - zaprosiła ich.
- Nie mogę. Muszę już wracać - powiedział Louis, na co ona skinęła głową.
- Dzięki, za dziś. - posłała mu uśmiech, który on odwzajemnił.
- Do usług - zaśmiał się. - Dobra, to lecę. - Podszedł do przyjaciela i uścisnął mu dłoń na pożegnanie. Odwrócił się w stronę Jade i nie za bardzo wiedział w jaki sposób powinien się z nią pożegnać. Podszedł do niej niepewnym krokiem i ostatecznie podał jej dłoń tak, jak Niallowi. Jade, śmiejąc się mocno ją uścisnęła.

***

- Gdzie byliście? - zapytał Niall, kiedy Louis wyjechał z podjazdu.
- W kawiarni - powiedziała Jade, ściągając płaszcz.
- Czekaj, nie rozbieraj się. - Jade uniosła brwi w zdziwieniu.
- Bez obaw, próbowałam tylko ściągnąć płaszcz, a nie obnażyć się przed tobą - zażartowała, a Niall prychnął śmiechem.
- Pojedźmy gdzieś - wypalił, jakby właśnie na to wpadł.
- Gdzie? - Jade zrezygnowała z rozwiązywania sznurówek swoich botków.
- Przed siebie. - Jade patrzyła na niego z jeszcze większym zdziwieniem. - Przecież i tak nie mamy co robić. Co ci szkodzi?
- O której wrócimy?
- Postaram się cię odwieźć przed północą. - Dziewczyna skinęła, z powrotem wkładając płaszcz.
- No, to jedźmy. - Twarz chłopaka rozjaśnił uśmiech.


***

Jade miała dziwne wrażenie, że Niall nie jedzie tak spokojnie jak zwykle. Jego ręce były kurczowo uczepione kierownicy i tylko kciukiem nerwowo o nią stukał. Na oślep włączył radio, wciskając przy tym wszystkie możliwe guziki. Ewidentnie coś było nie tak. Choć chłopak skupiał całą swoją uwagę na sytuacji na drodze, Jade nie czuła się bezpieczna. Niall nigdy tak nie prowadził, wyglądał jakby jazda go stresowała.
- Wszystko w porządku? - Przez chwilę wydawało jej się, że Niall wystraszył się jej głosu.
- Co? A, tak. W porządku. - Jade pokręciła głową, ale nic więcej nie powiedziała, a jemu nawet nie przyszło do głowy zainteresować się, czemu pyta.
 Sięgnęła po telefon i wysłała sms do mamy informując ją o której wróci. Kiedy próbowała odłożyć komórkę do kieszeni płaszcza, ta spadła na wycieraczkę, wcześniej odbijając się od deski rozdzielczej i hamulca ręcznego. Niall, nawet tego nie zauważył. Schyliła się po niego, jak zwykle przestraszona, że uszkodziła ekran.  Komórka dalej nie była uszkodzona, mimo jej wielu upadków. Widocznie telefon Jade należał do kategorii tych "niezniszczalnych". 
 Jade odwrócił  głowę w stronę szyby i łokciem podparła podbródek. Oglądała wszystkie mijane domy, kiedy deszcz zaczął bębnić o okna. Niall włączył wycieraczki i ogrzewanie. Krople deszczu nieśpiesznie spływały po szybach, a Jade śledziła placem ich drogę. W końcu boczne okna zaparowały. Niall automatycznie przetarł szybę po swojej stronie, a Jade narysowała na swojej coś, co mniej więcej miało przypominać chłopaka obok, ale on nawet na to nie zwrócił uwagi, wciąż prowadził nienaturalnie wyprostowany. Nie zobaczył też tego, że Jade ma na sobie sukienkę, choć nigdy wcześniej nie nosiła żadnej w jego towarzystwie. Miała niejasne wrażenie, jakby Niall dzisiaj jej nie widział i nawet nie słyszał, zagłębiony gdzieś tam w swoich myślach, dokąd nie docierało nic ze świata zewnętrznego.


***


 - Nie wiedziałam, że to według ciebie znaczy "przed siebie" - powiedziała, kiedy Niall zaparkował samochód przed własnym domem. Wydawało jej się, że spojrzał na nią, jakby zdziwiony jej obecnością.
- Zawiedziona? - odezwał się w końcu.
- Raczej zaskoczona. Wiesz, nie tego się spodziewałam po "przed siebie". - powtórzyła, uśmiechając się ironicznie.
- No widzisz, udało mi się wprawić cię w większe zaskoczenie, zabierając cię tu, niż gdziekolwiek indziej.
- Równie dobrze, mogliśmy zostać u mnie w domu. Patrz jak leje, zanim wejdziemy do domu zdążymy być cali mokrzy. - Rzeczywiście, wyglądało na to, że ulewa rozhulała się na dobre.
- Rzecz w tym Jade, że nie mogliśmy.   


***


Zatrzasnął za nimi drzwi i obrócił się w jej stronę. Spojrzał na Jade i na chwilę stres, który towarzyszył mu cały dzień opadł. Chłopak zaczął się śmiać. Włosy dziewczyny nie były jedynie mokre, były przemoczone do suchej nitki. Mogłaby z nich wykręcić choćby szklankę wody, ale on też nie wyglądał lepiej. Jade przynajmniej ochroniła się płaszczem tak, że jej sukienka pozostała sucha, za to całe ubranie Nialla było doszczętnie przemoczone. Miał wrażenie jakby miał na sobie dopiero co wyciągnięte z pralki spodnie i podkoszulkę. Po karku Nialla spływały jeszcze krople deszczu tak, że przeszedł go dreszcz. Zresztą nie tylko jego. Widać było, że Jade trzęsła się z zimna.
- Twarzowa fryzura - spróbował zażartować.
- Naprawdę? - powiedziała sarkastycznie, ściągając z siebie płaszcz.
- Coś na to poradzimy. - Chłopak poprowadził ją do salonu i kazał tam poczekać. Wrócił po kilku minutach, już przebrany. Przyniósł jej ręcznik, by mogła sobie osuszyć włosy i ciepły wełniany sweter. Jade doprowadziła swoje włosy do stanu niekapania na ubrania i włożyła sweter. Opatuliła dłonie rękawami, żeby szybciej się zagrzały i od razu zrobiło się lepiej. Niall stał oparty o kominek, przyglądając się jej.
- Dlaczego zawsze wpadasz na takie pomysły?
- Jakie? - przekrzywił głowę.
- Niekończące się jednoznacznie pozytywnie.
- Tylko ty prowokujesz u mnie takie pomysły. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to twoja wina - uśmiechnął się.
- Moja wina - powtórzyła. - Z pewnością.
- Tak, właśnie tak.
- Chyba nie będę się sprzeczać.
- Nie powinnaś - pokiwał głową i przez moment milczeli.
- Niall?
- Co?
- Powiesz mi o co chodzi czy nie? - Chłopak przełknął ślinę, stres w mgnieniu oka powrócił.
- Daj mi się do tego przygotować - spróbował się zaśmiać, ale Jade się na to nie nabrała.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Co? A, tak. W porządku - powiedział dokładnie tak samo, jak wcześniej w samochodzie i w tej chwili Jade wiedziała, że na pewno nie jest w porządku.
- To coś złego?
- Nie wiem - powiedział niepewnie.
- Nie wiesz? - zdziwiła się.
- To zależy. - Patrzył na podłogę, jakby było co oglądać.
- Od czego? - Widziała, że unikał jej wzroku.
- Od ciebie Jade.


***


- Jak to ode mnie? - Nie odpowiedział. Podszedł do niej i chwycił za rączki jej wózka. Bez słowa zawiózł ją do jadalni. Zostawił ją tak w progu i przeszedł na drugą stronę pokoju. Oparł się o ścianę. Założył ręce na piersi i spojrzał prosto na nią, czekając na to, co powie. Na stole czekała na nich kolacja, taka ze świecami. Taka, na którą każda dziewczyna chciałaby zostać zaproszona. Taka, o której marzy się, żeby została dla ciebie przygotowana. Ktoś się postarał i chyba dopiero, co się stąd ulotnił, bo wszystko było jeszcze gorące. I wyglądało to pięknie, jeżeli nie bardziej niż pięknie. - Co to jest? - wydusiła z siebie, niczego nie rozumiejąc.
- Usiądź. - Choć Jade nasuwało się, żeby powiedzieć "cały czas siedzę", nie wygłosiła tej myśli na głos. Podjechała do krzesła i przesiadła się na nie, a on zaraz potem usiadł naprzeciw niej.
- Dlaczego to zrobiłeś? - I gdyby tylko Jade spojrzała w kalendarz, gdyby tylko nad tym pomyślała, gdyby tylko sobie o tym przypomniała, wiedziałaby dlaczego.
- Dzisiaj mija pół roku. - W tej samej chwili zrozumiała i tak bardzo bała się, co będzie potem. A on bał się jeszcze bardziej. - I nie wiem, czy to dobrze, czy źle. - A Jade pomyślała: "Nie wiem Niall, to zależy od ciebie. Czy po wszystkim o mnie nie zapomnisz?". Dziewczyna westchnęła, a on nie mógł już wytrzymać jej milczenia. - Jade, wybaczyłaś mi?
 To zabawne, jak niektóre zmiany następują cholernie szybko. Nie wymagają długiego procesu, dzieją się nagle, a czasami niespodziewanie. Zabawne jest też to, że zazwyczaj takie zmiany mają największy wpływ na nasze życie. Jeden moment, chwila, kilka sekund - już. Kto by pomyślał, że wystarczy skinienie głową i cztery słowa.

- Zrobiłam to już dawno. 
Szablon by S1K