- Nie wiem co teraz.
- Jak to nie wiesz co teraz? - spytała
Lea, wkładając ręce do kieszeni kurtki. Spacerowały właśnie po parku,
mieszczącym się na sąsiedniej ulicy. Słońce lekko przebijało się przez chmury.
To pierwszy dzień od tygodnia, w którym nie padało. Nawet powietrze wydawało
się jakieś lżejsze. Należało to uczcić wizytą w parku.
- Czuję, jakby to miał być koniec -
wyznała Jade. - Koniec zakładu, koniec kontaktu z nim.
- Przecież nic nie musi się zmienić.
- Już nie będzie tak samo.
- Będzie lepiej. Teraz macie czystą
kartę - powiedziała, kopiąc butem kamyk.
- Wygrał, o to mu chodziło. - Jade
przełożyła włosy na lewą stronę. - Na
tym mu zależało.
- Tak, ale pół roku temu, kiedy byłaś
dla niego tylko dziewczyną z wypadku. Wtedy sama najchętniej wykopałabyś go za
drzwi, a teraz nie chcesz, żeby odszedł. - I rzeczywiście tak było. Sześć
miesięcy temu, Jade nie chciała go na nawet widzieć na oczy. A jedyne co do
niego czuła to wzgardę i żal. On za to przyjechał do niej tylko z zamiarem
zobaczenia jak sobie radzi i próbą przeproszenia jej. I choć wszystko miało się
skończyć jeszcze tego samego dnia, nie miało końca nawet teraz. Nie planował
zostać w jej życiu, nie planował tego, że ona stanie się częścią jego życia.
Wtedy jej nie znał. Była taka rozgoryczona i wściekła, a on nie wiedział, co
powinien z tym zrobić. Zakład wpadł do jego głowy jak jakiś głupi pomysł, a ona
na ten głupi pomył przystała.
- Już nie chcę go wykopywać - zażartowała.
Gdyby wtedy ktoś jej powiedział, że sprawy
potoczą się w taki a nie inny sposób, zwyczajnie by nie uwierzyła. Nie miała
pojęcia, jak dopuściła do tego, że chłopak, którego jeszcze nie tak całkiem
dawno uważała za wroga, stał się dla niej tak ważny. Przyznanie się do tego
przed samą sobą, nie było łatwe. Na początku miała nawet poczucie porażki, bo
przecież nie tak miało być. Nie chciała być jedną z tych dziewczyn, które tylko
wyczekują aż chłopak do nich zadzwoni, przyjedzie, porozmawia, przytuli, ale
nią była. I było to sprzeczne z jej wszystkimi poglądami, które do tej pory tak
silnie pielęgnowała. W końcu zdradziła siebie z prawdą Nialla, która miała być
kłamstwem.
- On też nie chce zostać wykopany. Mogę
się o to założyć.
- Mam tendencję do przegrywania, nie
będę ryzykować. - Obie zaczęły się śmiać.
- No tak, racja.
- Nie umiem sobie nawet wyobrazić, że
mogłoby go nie być. Niall jest, bez niego...- Jade szukała odpowiedniego słowa,
ostatecznie poprzestając jedynie na zrezygnowanym westchnieniu.
- Wiem Jade, wiem. - powiedziała Lea,
kładąc rękę na jej ramieniu.
***
Tak jak Niall miał zwyczaj siadania na
krańcu jej łóżka, tak Louis zawsze siadał w dużym czarnym fotelu w kącie
pokoju, zakładał nogę na nogę i wkładał ręce do kieszeni bluzy, ewentualnie
spodni, jeżeli akurat miał na sobie sweter. Czasami też obojętnie obracał na
palcu kluczyki od samochodu.
W
tej chwili siedział w typowej pozie, z kapturem na głowie, którego jeszcze nie
zdążył ściągnąć od momentu, kiedy tu przyszedł. Spoglądał w okno, za którym
znów zaczynał padać deszcz. Chłopak przyjął ten fakt z obojętnością.
- No to co robimy? - spytał,
przerzucając wzrok na Jade.
- Nie wiem. - Dziewczyna wzruszyła
ramionami. - Co chcesz.
- Też nie wiem.
- Możemy siedzieć i się nie odzywać,
taka gra - zaproponowała żartobliwie. - Kto pierwszy się odezwie wylatuje z
pokoju.
- Czy ja dobrze rozumiem, że chcesz się
mnie pozbyć? - uniósł brwi.
- To tylko taka uprzejma sugestia. - Kącik
jej ust uniósł się do góry.
- Poczułem się urażony. - Wstał i
podszedł do łóżka od strony Jade, popchnął ją na jego drugi kraniec i rozłożył
się obok.
- Uważaj! Prawie, przygniotłam Teodora!
- wykrzyknęła. Chłopak spojrzał na kota tuż obok Jade i uniósł go.
- Żyje? Żyje - ocenił. - Nie martw się,
kocie, Jade chciała cię zabić, ale już nic ci nie grozi. Niebezpieczeństwo
zostało zażegnane. Teraz zostaniesz przetransportowany do bezpiecznego schronu
anty-wypadkowego - powiedział poważnym tonem, patrząc Teodorowi w jego skośne
oczy. Poklepał go po głowie i położył na dywanie. - Transport przebiegł
pomyślnie - ogłosił.
- Louis, za chwilę ty wylądujesz w
bezpiecznym schronie - zagroziła, powstrzymując rozbawienie.
- Ta, spróbuj mnie tam przetransportować
- wyśmiał ją za co Jade walnęła go pięścią w ramię. - Ale zabolało - zaczął się
śmiać jeszcze głośniej.
- Uważaj, bo dopiero cię zaboli.
- Jezu, już zaczynam się bać - powiedział,
zabierając jej laptop.
- Co robisz?
- Obejrzymy jakiś film. Chyba, że masz
coś lepszego do roboty. - Siedział po turecku zgarbiony. Położył przed sobą
komputer i włączył okno przeglądarki internetowej.
- Nie mam - zgodziła się, ściągając mu z
głowy kaptur. Spojrzał na nią i z przekornym uśmiechem założył go z powrotem.
- Co chcesz oglądać? - zapytał ziewając.
- Dosłownie cały dzień chce mi się spać.
- Nie wiem, wybierz co tam sobie chcesz.
- Też nie mam pomysłu.
- No to poszukaj czegoś.
Ostatecznie Louis zdecydował się na "Złap
mnie jeśli potrafisz" i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zasnął w
jednej czwartej filmu, o czym Jade się zorientowała dopiero gdzieś w połowie. Nie
przejęła się tym zbytnio i obudziła go, kiedy film się już skończył.
- Niesamowicie interesujący film, nie
sądzisz? - powiedziała ironicznie.
- Niesamowicie - powtórzył Louis,
przecierając oczy. - No co, mówiłem, że chce mi się spać.
- Nie nic, skądże.
- I tak już oglądałem ten film -
tłumaczył się.
- To po co wybrałeś coś, co już
widziałeś?
- Bo wolę obejrzeć kilka razy ten sam
film, wiedząc że jest dobry, niż oglądać coś nowego i nie mieć pewności.
- No tak przecież to takie logiczne -
pokiwała głową.
- A idźże, idźże - powiedział w poczuciu
niezrozumienia. - Co robisz po jutrze? - zmienił temat.
- Będę musiała się pouczyć - westchnęła
Jade, na samą myśl o konieczności zaglądnięcia w notatki.
- No, tak zapomniałem. Studentka -
pokiwał głową z powagą.
- Cóż, niektórzy muszą się uczyć. No, a
niektórzy nie - spojrzała na niego znacząco.
- Niektórym studia po prostu nie są do
życia potrzebne. Powiedziałbym, że są wręcz zbędne.
- To bardzo wygodne podejście -
stwierdziła Jade.
- Dostępne tylko dla niewiarygodnie
uzdolnionych. - Wskazał na siebie, a Jade prychnęła.
- Mówiłam już, że bycie skromnym
wychodzi ci najlepiej?
- Tak, coś wspominałaś - zaśmiał się.
- A co z tym "pojutrze", co
chciałeś?
- Nic, nieważne, jeśli jesteś zajęta. Po
prostu mam wolną środę - wytłumaczył.
- No to będziesz musiał sobie poszukać
innego towarzystwa.
- Jakoś to przeżyję - zapewnił w
momencie, kiedy Teodor wskoczył z powrotem na łóżko. Louis schylił się w stronę
kota i chwycił go. - Nie wkraczaj na pole minowe - zażartował, kładąc go z
powrotem na dywanie.
- Ej, przestań go tak traktować, bo
zmienię zdanie - zagroziła mu - Ma
większe prawo znajdować się na tym łóżku niż ty - udała oburzenie.
- Zmienisz zdanie? - zdziwił się. Nie
miał pojęcia o co jej chodzi. - Jakie zdanie? - A Jade też była zaskoczona, że
chłopak o niczym nie wie. Do tej pory myślała, że Niall mu powiedział. I teraz
zastanawiała się jak mu to wyjaśnić, żeby nie zabrzmiało zbyt patetycznie. Lecz
trudno było znaleźć jakieś inne odpowiednie słowa. Nie udało jej się wymyślić nic
odkrywczego, więc po prostu powiedziała:
- Wybaczyłam wam. - Zabrzmiało to jak słaby
dowcip, bo Jade, nie mogąc zmienić słów pokusiła się o wesołą intonację. Chwilę
po tym klepnęła się w czoło, słysząc samą siebie. Nie tak miało być. W jej
wyobrażeniu wychodziło to bardziej naturalnie.
- Co zrobiłaś? - Louis przełknął ślinę.
- Żartujesz, prawda? - I choć chciałby wierzyć, że jednak się mylił, to nie
mógł. Sposób w jaki to powiedziała i jego zdrowy rozsądek podpowiadały mu, że
to nie może być prawda.
- Nie, nie żartuję. - Tym razem
zachowała poważny ton. - Naprawdę.
Oczy Louisa zatrzymały się na jej twarzy, ale
jej nie widziały. Nie patrzył na nią. Ten wzrok był ślepy, jak gdyby była przed
nim tylko czerń. Szumiało mu w uszach, a jednocześnie słyszał powtarzający się,
jak na zaciętej kasecie, głos Jade. Gdyby tylko podniósł rękę, był pewny, że
palce by mu się trzęsły. Miał wrażenie, jakby jego serce na chwilę stanęło, a
może biło tak szybko, że tej z tej prędkości przestał je czuć.
Co
chwilę na nowo dochodziła do niego ta informacja i za każdym razem dziwił się
jeszcze bardziej. Przecież ona nie miała mu nigdy wybaczyć, taki był plan.
Mogli się kolegować, mogli razem żartować, a nawet śmiać, ale ona miała mu nie
wybaczać. I był całkowicie przyzwyczajony do tej myśli, oswojony z nią, a może
nawet pogodzony, więc niczego nie oczekiwał. Nie mógł się czegoś takiego
spodziewać, bo sam nie potrafiłby wybaczyć, gdyby spotkało go to, co Jade. Ale ona była inna,
choć jej samej wydawało się, że taka nie jest. Louis nie rozumiał dlaczego to
zrobiła, wiedział jedynie, że to wszystko zmienia, bo właśnie przestał być
największym przegranym.
- Louis, w porządku? - Jade zaśmiała się
nerwowo. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Nie zdążyła nawet
zorientować się, co się dzieje. A chłopak nie zdążył zrozumieć, co robi, bo już
ją całował.
***
Pech
chciał, że Niall o godzinie 17:22:56 przekręcił klucz do swojego mieszkania i
do niego wszedł. Rozebrał się, zjadł obiad i obejrzał telewizję. Pech chciał,
że o godzinie 18:05:27 włożył buty, zawiązał sznurówki i wyszedł z domu. Wsiadł
do samochodu, zapiął pasy, zaświecił świtała, włączył muzykę i wyjechał na
drogę. Pech chciał, że o godzinie 18:33:42 zjechał na stację paliw, zatankował
samochód i poszedł zapłacić. Nie śpieszyło mu się, kupił sobie jeszcze paczkę
gumy do żucia, butelkę wody i pojechał dalej. Pech chciał, że o godzinie
19:08:31 Niall zatrzymał się pod domem Jade, a drzwi wejściowe były otwarte i
nawet go to nie zdziwiło, zaśmiał się tylko pod nosem. Ściągnął buty, nie
wyglądało na to, by ktoś był w domu oprócz Jade, u której w pokoju świeciło się
światło, i Louisa, którego samochód stał na zewnątrz. Pech chciał, że Niall o
godzinie 19:10:11 wszedł na pierwszy stopień schodów, a o 19:10:18 na ostatni i
wyszło mu to całkiem cicho. Sprawdził nawet godzinę na telefonie, odgarnął
włosy z czoła i naciągnął ciemnozielony sweter, który trochę się podwinął. Pech
chciał, że Niall pojawił się w złym momencie, a o godzinie 19:10:23 drzwi do
jej pokoju były akurat tak uchylone, że zobaczył wszystko, czego nie powinien.
Zszedł po schodach tak samo cicho, jak wszedł
tylko dwa razy szybciej. W pośpiechu założył buty i opuścił dom delikatnie,
zamykając drzwi, którymi tak naprawdę miał ochotę trzasnąć z całej siły. Nie
zamierzał urządzać żadnej awantury, właściwie komu miałby ją urządzić? Jade nie
była mu nic winna, nic mu nie obiecała. Co innego mógł zrobić niż wyjść? Co z
tego, że ją kochał, jeżeli ona tego nie wiedziała? Jakie to miało znaczenie,
jeśli ona wybrała Louisa?
Jechał jak szalony. Niall, który przestrzegał
każdego przepisu drogowego, uważnie patrzył na każdy znak właśnie zachowywał
się jak wariat na drodze. Ani znaki, ani ograniczenia prędkości zdawały się nie
istnieć. To, że dojechał do domu bez szwanku, naprawdę było szczęściem.
Prawie się przewrócił, próbując ściągnąć buty
w przedpokoju. Jednym z nich rzucił w stronę salonu, drugim kopnął w drzwi. Nie
wiedział, czy chce krzyczeć, czy płakać. Był wściekły i cały się trząsł. Nie
miał pojęcia, co ma ze sobą zrobić.
Rozglądnął
się po pomieszczeniu. Wszystko wydawało się nie na miejscu. Klucze, kurtka, szafka,
buty, wieszak, czapka. Zaczął wyrzucać każdą napotkaną rzecz. Potrzebował
porządku, ale robił jeszcze większy bałagan. Szafka leżała powalona z całą swą
zawartością na parkiecie. Czuł jak krew pulsuje w jego żyłach, czuł gorąco,
które ograniało jego ciało. Miał ochotę zrzucić z siebie wszystko. Dławił się
żalem. Powstrzymywał łzy. W końcu wycieńczony osunął się na podłogę, wbijając
sobie paznokcie w dłonie.
Był taki wściekły tym, że nawet nie mógł mieć
pretensji. Nie został zdradzony, więc dlaczego czuł się oszukany? Tak jakby
ktoś zabawił się jego kosztem. Miał wrażenie, że właśnie coś zostało mu odebrane,
choć przecież nic nie posiadał.
Zastanawiał się jak długo to trwa, jak długo
nic nie wie, jak długo był tak ślepy, żeby nic nie zauważyć. Czy naprawdę
musiał się dowiedzieć o tym w ten sposób? Dlaczego zawsze musi być tym
spóźnionym? W końcu, jak długo miał jeszcze zamiar zwlekać z powiedzeniem jej
wszystkiego? Miesiąc, dwa, a może kolejne pół roku? Był na tyle przestraszony
tym, co do niej czuł, by odkładać prawdę w nieskończoność.
A
teraz zamiast przeklinać Louisa czy Jade, a może ich dwoje, nie był wstanie na
nic innego niż powtarzanie sobie w głowie jednej i tej samej myśli. Istniała
tylko ona i nic więcej. Czuł się z tym strasznie, że nie stać go było na
cokolwiek innego. Te słowa nie powinny boleć, ale bolały najbardziej na
świecie.
"Kocham ją!"
"Kocham ją!!"
"Kocham ją!!!"
"Kocham ją!!!!"
"Kocham ją!!!!!"
"Kocham ją!!!!!!"
"KOCHAM CIĘ JADE!!!!!!!"
Słowa krzyczały. Z każdym razem coraz donośniej.
Ale co z tego jeżeli ona wybrała innego?
***
Przez sekundę kompletnie nie wiedziała co się
dzieję, tak, jakby wszystko docierało do niej z opóźnieniem. W następnej była
zaskoczona, a w głowie powoli zaczynał się włączać alarm. W kolejnej sekundzie
jej umysł doznał otrzeźwienia. Odepchnęła go.
- Co...co to było? - Spojrzała na niego,
zakrył dłonią swoje usta, sam zaskoczony tym, co przed chwilą zrobił.
- Przepraszam - wyjąkał, odwracając
wzrok. Było mu tak cholernie głupio, popełnił taką głupotę. Załamał ręce, teraz
najchętniej sam powaliłby siebie jednym silnym ciosem w szczękę. Co ona musiała
sobie pomyśleć?
- Dlaczego to zrobiłeś? - dociekała, a
on nie wiedział jak się ma z tego wytłumaczyć, bo mógłby przysięgnąć na Boga,
jeżeli w jakiegoś wierzył, że sam nie miał pojęcia dlaczego.
- Nie wiem. - To naprawdę nie było dobrą
odpowiedzią. - Chciałbym ci wytłumaczyć, ale nie wiem. - Głośno wypuścił
powietrze z ust.
- Tego nie było - powiedziała głośno,
jakby wypowiadała zaklęcie cofające czas. Zabrzmiało jak "Nie waż się o
tym nigdy więcej wspominać". Miał to przyjąć bez mrugnięcia okiem. Oboje
mieli o tym zapomnieć. Trochę go to zabolało.
Jade czuła, że ten pocałunek był jak zdrada i
bała się, że teraz wszystko wymknie się spod kontroli, która przecież i tak nie
istniała. Rosło w niej poczucie winny, które w ogóle nie powinno się pojawić,
bo przecież nie była niczemu winna. Ale nie potrafiła nic na to poradzić.
- Tego nie było - powtórzył, jak gdyby
przypieczętowując pakt. Pakt zgody na niepowracanie do sprawy.
Nie
chciał, żeby patrzyła na niego w ten sposób. Jakby wyrządził jej jakąś krzywdę,
jakby coś jej odebrał. Widział, że Jade ma do niego żal. Dobrze, to nie powinno
się wydarzyć, ale czy naprawdę było takie straszne? Bo najwyraźniej dla niej to
była głębsza sprawa, po której choć bardzo by chciała nie można było przejść do
porządku dziennego. Miał wrażenie, że Jade traktowała to jak jakiś rodzaj kary
i nie potrafiła się z tym pogodzić. Louis naprawdę nie miał pojęcia jak, ale
wyraźnie widział w jej grymasie twarzy, w jej oczach, w jej zmarszczonym czole
to, że naprawdę zrobił tej dziewczynie krzywdę, choć wydawało się to takie
absurdalne.
I wtedy w końcu do niego doszło, zrozumiał,
gdzie leży problem. Spojrzał na nią. Tak, Jade chodziło właśnie o to, już nawet
nie potrafiłaś tego ukryć.
- Przecież ty go kochasz. - Prawda
wypowiedziana na głos zdziwiła ich oboje.
Ok. Znam trzy fakty:
OdpowiedzUsuń1.To jest przepiękna historia.
2. Ty jesteś nieziemską pisarką.
3. Karolina Kwaśnik (aka ColourCharlie) jest twoją największą fanką.
Tyle w temacie ;)