poniedziałek, 16 listopada 2015

22. To zależy

 Jade usłyszała dźwięk dzwonka telefonu. Dobrą chwilę zajęło odnalezienie go pośród całej sterty notatek na jej biurku. Pod którąś z kartek w końcu udało się go zlokalizować.  Dziewczyna odruchowo włożyła ołówek między zęby i odebrała komórkę.
- Halo? - odchrząknęła.
- Halo, Jade? - w słuchawce rozbrzmiał głos Louisa.
- No, co tam? - założyła zwisający kosmyk włosów za ucho.
- Jesteś teraz zajęta? - zagadnął.
- Mogę nie być - powiedziała ciekawa tego, co chłopak wymyślił.
- To mogę do ciebie przyjechać za jakąś - zastanowił się. - godzinę?
- W konkretnym celu czy tak po nic?
- Obiecałaś mi kiedyś lody, pamiętasz?
- Nie przypominam sobie - zaśmiała się.
- Za to ja pamiętam doskonale - powiedział przekonująco.
- Louis, spójrz na to logicznie. Jak to możliwe, że zaprosiłam cię na cokolwiek? - zażartowała.
- Cóż to nie było zaproszenie, to była obietnica - wyjaśnił.
- Ach, tak - skwitowała Jade.
- No, więc podtrzymujesz?
- Mówisz, że to była obietnica?
- Jestem tego w stu procentach pewny. - Jade mogłaby się założyć, że w tej chwili kącik ust Louisa był uniesiony w tym jego krzywym uśmiechu.
- Uch, niech będzie. Obietnica to obietnica.
- Och Jade, nie udawaj takiej zniechęconej. Wiem, że tak naprawdę tego chcesz - zaśmiał się.
- Próbowałam się tylko pogodzić ze świadomością konieczności spędzenia dzisiaj z tobą czasu - uśmiechnęła się. Przekomarzanie się z nim było takie zabawne.
- No tak, to z pewnością będzie dla ciebie bolesne doświadczenie - powiedział z powagą.
- Popatrz, popatrz, jak dobrze się rozumiemy.
- Bez dwóch zdań - prychnął.
- To co, będę za godzinę? - upewnił się.
- Okej, może być - rozłączyła się i z powrotem odłożyła telefon na biurko, ponownie pozwalając mu się zagubić pod stertą notatek i jeszcze niezapisanych pustych kartek.

***

 Jade stwierdziła, że mimo szczerych chęci, jednak nie pojedzie do miasta w dziurawych spodniach od dresu i swetrze, który pamiętał jeszcze czasy dziewiątej klasy. Czasami trudno było jej się rozstać ze starymi ciuchami, które do dziś zalegały na dnie szafy.
 Pomysł nieprzebrania się nie przeszedłby również z powodu mamy, urzędującej dziś w kuchni. Gdyby tylko zobaczyła, że Jade wybiera się tak ubrana gdziekolwiek, od razu zażądałaby zmiany odzieży. Mogłaby się założyć, że w takim stanie nigdzie nie zostałby wypuszczona.
 Zajrzała, więc do szafy i natrafiła tam na jeszcze nie tak dawno kupioną sukienkę, której nawet nie miała okazji do tej pory założyć. Metka wciąż wisiała luźno do niej przyczepiona. Jade zerwała ją jednym mocnym ruchem, choć mama zawsze powtarzała, że lepiej odcinać ją nożyczkami, żeby nie uszkodzić ubrania. Dziewczyna zawsze przypomniała sobie o tym po niewczasie.
 U Jade sukienki, czy spódnice należały do rzadkości i wcale nie dlatego, że ich nie lubiła. Choć był pewien okres czasu, kiedy rzeczywiście była przekonana, że należą one do najbardziej niewygodnego rodzaju ubrań, a spodnie? O tak, spodnie były takie uniwersalne i przyjemne.
 Wracając jednak do sukienek przyszedł czas, kiedy Jade zorientowała, że myliła się co do nich i to dość poważnie. Mianowicie doszła do wniosku, iż mogą być nawet wygodniejsze niż spodnie i to dopiero było odkrycie. Wciąż jednak  ani sukienki, ani spódnice nie weszły do jej stałej garderoby. Problem leżał w tym, że Jade miała gdzieś z tyłu głowy zakotwiczone, że ona nie nosi takich ubrań, że to do niej nie pasuje. To było czymś nienaturalnym, czymś co nie pozwalało na swobodę psychiczną mimo całkowitej swobody cielesnej.
 Jade rozłożyła przed sobą bordową sukienkę i przyjrzała się jej. Wzruszyła ramionami, przecież to tylko sukienka. Tak na prawdę, co jej zależało? I pewnie zastanawiałaby się nad tym wyborem dłużej, ale Louis już za chwilę miał przyjechać. Ściągnęła, więc znoszone już ciuchy i włożyła przez głowę sukienkę. Przygładziła ją na kolanach i poprawiła rękawy. Dobrą chwilę zajęło jej znalezienie niedziurawych rajstop, a jeszcze dłuższą uporanie się z założeniem ich. Podjechała do lustra i rozpuściła włosy z koka, z którego i tak nie wiele zostało po przebieraniu się. Lekko przeczesała włosy palcami i przełożyła na jeden bok, na ręku założyła gumkę, by móc je w każdej chwili związać.
 Zanim jeszcze Louis przyjechał, założyła już płaskie botki. Nie musiała długo na niego czekać, po kilku minutach, chłopak zatrąbił przed domem, dając jej znak, żeby już wychodziła. Zgarnęła po drodze płaszcz i krzyknęła do mamy krótkie "pa", zamykając za sobą drzwi. 


***

- No to ty dzisiaj prowadzisz? - powiedział, poprawiając okulary słoneczne.
- Bardzo chętnie, tylko obawiam się, że nie dam rady - zażartowała, a on spojrzał na nią lekko zsuwając okulary z nosa.
- Pozwól, że sprecyzuję: wskażesz mi drogę do celu.
- Och, nie domyśliłabym się, że o to chodzi. - Oboje się roześmiali.
- No, to w którą stronę? - chłopak rozejrzał się, sprawdzając, czy nic nie jedzie.
- W lewo. - Wrzucił kierunkowskaz i ostrożnie wyjechał na drogę.
- Daleko ta twoja lodziarnia?
- To bardziej kawiarnia. Zobaczysz, nie tak daleko.
- Czemu akurat tam?
- Bo mają najlepsze lody - powiedziała, jakby to było coś oczywistego.
- No tak, głupie pytanie - uśmiechnął się, patrząc prosto na drogę.
- Poważnie, pokochasz to.
- Jade, nawet gdyby mi nie smakowało, powiedziałbym, że to najlepsze lody w moim życiu.
- I jak ci tu wierzyć? - stukała o szybę palcami w rytmie piosenki, lecącej w radiu. - Skręć tu w prawo.
- To byłoby kłamstwo w dobrej wierze. Nie chciałbym ci robić przykrości - powiedział z udawaną powagą.
- To rzeczywiście zmienia postać rzeczy - zaśmiała się.
- No, myślę. - Na jego twarzy pojawił się ten krzywy uśmieszek.

***

Nad drzwiami kawiarni wisiała czarna tabliczka z napisem "Cinnabook". Na zewnątrz z obu stron drzwi wejściowych znajdowały się drewniane stoliki, a na nich małe doniczki z lawendą. Już od progu roznosił się przyjemny zapach kawy. Louis otworzył przed Jade drzwi, pozwalając jej wjechać do środka i wszedł zaraz po niej. Jade stanęła przy kasie, do której o tej porze i tak nigdy nie było kolejki. Chłopak do niej dołączył. Zza lady wyłoniła się młoda dziewczyna, być może wieku Louisa, mająca na sobie czarny fartuch. Spojrzała na Jade i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, z całą pewnością już ją kojarzyła. Louisa też obdarzyła uśmiechem, ale nie był to uśmiech rozpoznania, z czego chłopak był całkowicie zadowolony. Oboje wzięli dla siebie lody w papierowych kubeczkach. Jade dwie gałki lodów cynamonowych, a Louis jedną cynamonową i drugą czekoladową. Do tego zamówili dla siebie po kawie. Kiedy chłopak zobaczył, że Jade wyciąga portfel, zbył ją słowami "Jade, daj spokój" i sam zapłacił za wszystko. Weszli w głąb kawiarni, gdzie znaleźli nieco odosobnione miejsce w stosunku do całej reszty. Usiedli w miękkich fotelach w poczuciu miłego oddzielenia od tutejszych amatorów kawy. Jade sięgnęła po pojemnik z cynamonem i obficie poprószyła nim swoją kawę.
- Ło ho ho, dziewczyno przystopuj trochę - zaśmiał się, odkładając okulary na stół. - Za chwilę nie będziesz miała czego pić. - Na co Jade uśmiechnęła się i patrząc mu prosto w oczy nasypała jeszcze więcej cynamonu do jego kawy.
- Smacznego - powiedziała, mieszając kawę drewnianym patyczkiem. Chłopak tylko pokręcił głową, śmiejąc się pod nosem.
- Dzięki, teraz z pewnością będzie dobra. - Wsypał do kubka dwie saszetki brązowego cukru.
- Z pewnością - powiedziała, biorąc łyk gorącego napoju. Louis sięgnął po pojemnik z lodami, nabrał trochę na plastikową łyżeczkę i spróbował.
- Jade to najlepsze lody jakie jadłem w moim życiu - wykrzyknął, na co dziewczyna przewróciła oczami.
- A poważnie?
- A poważnie naprawdę są bardzo dobre.
  Siedzieli tak przez pewien czas nic nie mówiąc, po prostu jedząc lody i popijając kawę. Louis prześledził wzrokiem całą kawiarnie. Ściany były utrzymane w waniliowym odcieniu, z wyjątkiem tych, które były zabudowane drewnianą boazerią. Nad stolikami wisiały nisko powieszone brązowe lampy w kształcie dzwonów, zakończone czarnymi uchwytami. Dawały ciepłe światło, rozświetlające każdy pojedynczy stolik. Stoły, niektóre okrągłe, niektóre prostokątne, wszystkie drewniane w ciemnym odcieniu. Za to fotele i krzesła, wszystkie były różne. W tym pomieszczeniu nie znajdowało się ani jedno takie samo siedzenie. Tak jakby ktoś specjalnie objechał wszystkie możliwe wyprzedaże garażowe, kupując w każdym miejscu inne krzesło, czy fotel i kto wie, czy tak właśnie nie było. Louis w końcu zatrzymał wzrok na Jade i patrzył na nią tak przez chwilę.
- Ładnie ci w sukience, Jade - uśmiechnął się, biorąc łyk kawy.
***

 Kiedy wrócili, na podjeździe stał Niall oparty o maskę swojego samochodu, przeglądał coś na telefonie. Louis zaparkował obok, najeżdżając trochę na trawnik. Wyciągnął z bagażnika wózek i pomógł Jade się na niego przesiąść.
- Nikogo nie ma. - Niall wyjaśnił powód swojego bezczynnego stania przed domem.
- Długo tak czekasz? - spytała Jade, naciągając sukienkę na kolana. Nie wiedziała, że chłopak ma zamiar dzisiaj przyjechać.
- Nie. Właśnie miałem do ciebie dzwonić. - Postukał palcem w komórkę, a dziewczyna podjechała do drzwi i wyciągnęła z kieszeni płaszcza klucz, którym je otworzyła.
- No to chodźcie do środka - zaprosiła ich.
- Nie mogę. Muszę już wracać - powiedział Louis, na co ona skinęła głową.
- Dzięki, za dziś. - posłała mu uśmiech, który on odwzajemnił.
- Do usług - zaśmiał się. - Dobra, to lecę. - Podszedł do przyjaciela i uścisnął mu dłoń na pożegnanie. Odwrócił się w stronę Jade i nie za bardzo wiedział w jaki sposób powinien się z nią pożegnać. Podszedł do niej niepewnym krokiem i ostatecznie podał jej dłoń tak, jak Niallowi. Jade, śmiejąc się mocno ją uścisnęła.

***

- Gdzie byliście? - zapytał Niall, kiedy Louis wyjechał z podjazdu.
- W kawiarni - powiedziała Jade, ściągając płaszcz.
- Czekaj, nie rozbieraj się. - Jade uniosła brwi w zdziwieniu.
- Bez obaw, próbowałam tylko ściągnąć płaszcz, a nie obnażyć się przed tobą - zażartowała, a Niall prychnął śmiechem.
- Pojedźmy gdzieś - wypalił, jakby właśnie na to wpadł.
- Gdzie? - Jade zrezygnowała z rozwiązywania sznurówek swoich botków.
- Przed siebie. - Jade patrzyła na niego z jeszcze większym zdziwieniem. - Przecież i tak nie mamy co robić. Co ci szkodzi?
- O której wrócimy?
- Postaram się cię odwieźć przed północą. - Dziewczyna skinęła, z powrotem wkładając płaszcz.
- No, to jedźmy. - Twarz chłopaka rozjaśnił uśmiech.


***

Jade miała dziwne wrażenie, że Niall nie jedzie tak spokojnie jak zwykle. Jego ręce były kurczowo uczepione kierownicy i tylko kciukiem nerwowo o nią stukał. Na oślep włączył radio, wciskając przy tym wszystkie możliwe guziki. Ewidentnie coś było nie tak. Choć chłopak skupiał całą swoją uwagę na sytuacji na drodze, Jade nie czuła się bezpieczna. Niall nigdy tak nie prowadził, wyglądał jakby jazda go stresowała.
- Wszystko w porządku? - Przez chwilę wydawało jej się, że Niall wystraszył się jej głosu.
- Co? A, tak. W porządku. - Jade pokręciła głową, ale nic więcej nie powiedziała, a jemu nawet nie przyszło do głowy zainteresować się, czemu pyta.
 Sięgnęła po telefon i wysłała sms do mamy informując ją o której wróci. Kiedy próbowała odłożyć komórkę do kieszeni płaszcza, ta spadła na wycieraczkę, wcześniej odbijając się od deski rozdzielczej i hamulca ręcznego. Niall, nawet tego nie zauważył. Schyliła się po niego, jak zwykle przestraszona, że uszkodziła ekran.  Komórka dalej nie była uszkodzona, mimo jej wielu upadków. Widocznie telefon Jade należał do kategorii tych "niezniszczalnych". 
 Jade odwrócił  głowę w stronę szyby i łokciem podparła podbródek. Oglądała wszystkie mijane domy, kiedy deszcz zaczął bębnić o okna. Niall włączył wycieraczki i ogrzewanie. Krople deszczu nieśpiesznie spływały po szybach, a Jade śledziła placem ich drogę. W końcu boczne okna zaparowały. Niall automatycznie przetarł szybę po swojej stronie, a Jade narysowała na swojej coś, co mniej więcej miało przypominać chłopaka obok, ale on nawet na to nie zwrócił uwagi, wciąż prowadził nienaturalnie wyprostowany. Nie zobaczył też tego, że Jade ma na sobie sukienkę, choć nigdy wcześniej nie nosiła żadnej w jego towarzystwie. Miała niejasne wrażenie, jakby Niall dzisiaj jej nie widział i nawet nie słyszał, zagłębiony gdzieś tam w swoich myślach, dokąd nie docierało nic ze świata zewnętrznego.


***


 - Nie wiedziałam, że to według ciebie znaczy "przed siebie" - powiedziała, kiedy Niall zaparkował samochód przed własnym domem. Wydawało jej się, że spojrzał na nią, jakby zdziwiony jej obecnością.
- Zawiedziona? - odezwał się w końcu.
- Raczej zaskoczona. Wiesz, nie tego się spodziewałam po "przed siebie". - powtórzyła, uśmiechając się ironicznie.
- No widzisz, udało mi się wprawić cię w większe zaskoczenie, zabierając cię tu, niż gdziekolwiek indziej.
- Równie dobrze, mogliśmy zostać u mnie w domu. Patrz jak leje, zanim wejdziemy do domu zdążymy być cali mokrzy. - Rzeczywiście, wyglądało na to, że ulewa rozhulała się na dobre.
- Rzecz w tym Jade, że nie mogliśmy.   


***


Zatrzasnął za nimi drzwi i obrócił się w jej stronę. Spojrzał na Jade i na chwilę stres, który towarzyszył mu cały dzień opadł. Chłopak zaczął się śmiać. Włosy dziewczyny nie były jedynie mokre, były przemoczone do suchej nitki. Mogłaby z nich wykręcić choćby szklankę wody, ale on też nie wyglądał lepiej. Jade przynajmniej ochroniła się płaszczem tak, że jej sukienka pozostała sucha, za to całe ubranie Nialla było doszczętnie przemoczone. Miał wrażenie jakby miał na sobie dopiero co wyciągnięte z pralki spodnie i podkoszulkę. Po karku Nialla spływały jeszcze krople deszczu tak, że przeszedł go dreszcz. Zresztą nie tylko jego. Widać było, że Jade trzęsła się z zimna.
- Twarzowa fryzura - spróbował zażartować.
- Naprawdę? - powiedziała sarkastycznie, ściągając z siebie płaszcz.
- Coś na to poradzimy. - Chłopak poprowadził ją do salonu i kazał tam poczekać. Wrócił po kilku minutach, już przebrany. Przyniósł jej ręcznik, by mogła sobie osuszyć włosy i ciepły wełniany sweter. Jade doprowadziła swoje włosy do stanu niekapania na ubrania i włożyła sweter. Opatuliła dłonie rękawami, żeby szybciej się zagrzały i od razu zrobiło się lepiej. Niall stał oparty o kominek, przyglądając się jej.
- Dlaczego zawsze wpadasz na takie pomysły?
- Jakie? - przekrzywił głowę.
- Niekończące się jednoznacznie pozytywnie.
- Tylko ty prowokujesz u mnie takie pomysły. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to twoja wina - uśmiechnął się.
- Moja wina - powtórzyła. - Z pewnością.
- Tak, właśnie tak.
- Chyba nie będę się sprzeczać.
- Nie powinnaś - pokiwał głową i przez moment milczeli.
- Niall?
- Co?
- Powiesz mi o co chodzi czy nie? - Chłopak przełknął ślinę, stres w mgnieniu oka powrócił.
- Daj mi się do tego przygotować - spróbował się zaśmiać, ale Jade się na to nie nabrała.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Co? A, tak. W porządku - powiedział dokładnie tak samo, jak wcześniej w samochodzie i w tej chwili Jade wiedziała, że na pewno nie jest w porządku.
- To coś złego?
- Nie wiem - powiedział niepewnie.
- Nie wiesz? - zdziwiła się.
- To zależy. - Patrzył na podłogę, jakby było co oglądać.
- Od czego? - Widziała, że unikał jej wzroku.
- Od ciebie Jade.


***


- Jak to ode mnie? - Nie odpowiedział. Podszedł do niej i chwycił za rączki jej wózka. Bez słowa zawiózł ją do jadalni. Zostawił ją tak w progu i przeszedł na drugą stronę pokoju. Oparł się o ścianę. Założył ręce na piersi i spojrzał prosto na nią, czekając na to, co powie. Na stole czekała na nich kolacja, taka ze świecami. Taka, na którą każda dziewczyna chciałaby zostać zaproszona. Taka, o której marzy się, żeby została dla ciebie przygotowana. Ktoś się postarał i chyba dopiero, co się stąd ulotnił, bo wszystko było jeszcze gorące. I wyglądało to pięknie, jeżeli nie bardziej niż pięknie. - Co to jest? - wydusiła z siebie, niczego nie rozumiejąc.
- Usiądź. - Choć Jade nasuwało się, żeby powiedzieć "cały czas siedzę", nie wygłosiła tej myśli na głos. Podjechała do krzesła i przesiadła się na nie, a on zaraz potem usiadł naprzeciw niej.
- Dlaczego to zrobiłeś? - I gdyby tylko Jade spojrzała w kalendarz, gdyby tylko nad tym pomyślała, gdyby tylko sobie o tym przypomniała, wiedziałaby dlaczego.
- Dzisiaj mija pół roku. - W tej samej chwili zrozumiała i tak bardzo bała się, co będzie potem. A on bał się jeszcze bardziej. - I nie wiem, czy to dobrze, czy źle. - A Jade pomyślała: "Nie wiem Niall, to zależy od ciebie. Czy po wszystkim o mnie nie zapomnisz?". Dziewczyna westchnęła, a on nie mógł już wytrzymać jej milczenia. - Jade, wybaczyłaś mi?
 To zabawne, jak niektóre zmiany następują cholernie szybko. Nie wymagają długiego procesu, dzieją się nagle, a czasami niespodziewanie. Zabawne jest też to, że zazwyczaj takie zmiany mają największy wpływ na nasze życie. Jeden moment, chwila, kilka sekund - już. Kto by pomyślał, że wystarczy skinienie głową i cztery słowa.

- Zrobiłam to już dawno. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon by S1K