piątek, 19 grudnia 2014

9. Przecież lepiej utopić się raz a dobrze

Leżała na łóżku. Jej ciało było ułożone na wznak, a oczy były wlepione w sufit. Chłopak stał przez dłuższą chwilę w drzwiach pokoju, ale ona chyba go nie zauważyła. Podszedł do łóżka i położył się na nim w tej samej pozycji co ona. Zdziwiona odwróciła do niego głowę i spojrzała na Nialla, by po chwili wrócić do gapienia się w ten sam punkt. Teraz oboje mieli oczy wlepione w sufit. 
- Wiesz, że jest dopiero siedemnasta? – rzucił jej ukradkowe spojrzenie. – To jeszcze nie ta pora, o której powinnaś się znaleźć w łóżku.
- Mhm. -Usłyszał tylko ciche mruknięcie.
- Powiesz o co chodzi? – spytał z nadzieją, że uzyska jakąś dłuższą odpowiedź. Jednak dziewczyna milczała.  – Jade, proszę. – Myślał, że tym razem usłyszy coś typu „Niall nie musisz o wszystkim wiedzieć” lub „Nie interesuj, się to nie twoja sprawa i jeśli raczysz, to rusz swój tyłek i stąd wyjdź”, to byłoby całkiem w jej stylu, ale zdziwił się.
- Już nie pobiegnę. – Mogłoby się zdawać, że to już koniec jej wypowiedzi, bo zrobiła długą pauzę. Jednak tak nie było. – Nie żebym wcześniej jakoś lubiła to robić. Szczerze mówiąc, nie bardzo za tym przepadałam. Wiesz przychodzi lekcja WF-u, i nauczyciel mówi „No to dziś biegamy”, a w moich umyśle od razu pojawia się myśl: „znowu?”. Uwierz, bieg na kilometr, to była dla mnie katorga. Miałam wrażenie, że równie dobrze mogłabym wypluć płuca. Biegnę, wiatr świszczy mi w uszach. Z oczu zaczynają mi lecieć łzy. Nie, nie myśl, że płaczę, to nie to. To tylko krople, które uwalnia wiatr. Włosy obijają się o moją twarz. Przeszkadzają mi. Zaczyna mnie boleć głowa, a okazuję się, że to dopiero dwieście metrów. I po prostu mam dość. Zresztą kogo, jak nie mnie, może zacząć boleć głowa podczas biegu? Mam okropną kondycję. Miałam. Tak naprawdę nienawidzę biegać, ale teraz wiem, że już nigdy tego nie zrobię. Nie mogę tego znieść. I właśnie teraz chciałabym to zrobić. Wstać i pobiec. Niech włosy lecą w każda możliwą stronę, niech wiatr zacznie świszczeć mi w uszach. Niech łzy spadają po moich policzkach i niech zacznie mnie boleć głowa. Niech moje nogi zaczną biegnąć, aż zabraknie im sił, by postawić następny krok, ale nie mogą. Nienawidzę tego jeszcze bardziej niż biegu na tysiąc metrów.  – Oczy dziewczyny powoli stawały się szkliste. – Ale oprócz tego były przyjemne rzeczy. Spacer, łyżwy, narty, rower, rolki i pewnie jeszcze wiele innych. Dwa lata temu byłam pierwszy raz na łyżwach. Trochę się bałam. Jak weszłam na lód to okazało się tak przyjemnie proste. Potem byłam jeszcze dwa razy, a późnej już nigdy. Nie mogłam. Czasami budzę się rano i myślę, że to dobry dzień na spacer, ale chwile po tym przypominam sobie, że to dobry dzień tylko dla kogoś, kto może chodzić. – Teraz łzy, przed chwilą jeszcze powstrzymywane siłą woli i próbami niemrugania, spadały swobodnie po twarzy Jade. – Wiesz, jeszcze nigdy z nikim nie tańczyłam. Zawsze się wstydziłam. Pewnie podeptałabym komuś palce. To bardziej niż pewne. Albo nie, raz w życiu tańczyłam. – Brunetka wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk, coś na kształt śmiechu wymieszanego z płaczem. – Z Leą. To było straszne, a nawet więcej niż straszne. Ona jest okropną nauczycielką. I wtedy pomyślałam sobie „nigdy więcej” tylko nie miałam pojęcia, że moje życzenie się spełni.  


Czasami zaczynasz myśleć, że już ci przeszło,  i już wszystko z tobą w porządku. A potem nagle i niespodziewanie,  to znów na ciebie spada. Nie masz siły tego powstrzymać, więc tylko analizujesz kolejny i kolejny już raz.  Nie chcesz tego robić, ale to nie ty wybierasz. To twój umysł, któremu się poddajesz.  Topisz się we własnych myślach, zapadasz się  i już chcesz po raz ostatni utonąć.  Teraz, tak właśnie czuła się Jade. Ale wtedy ktoś wskakuje do wody przeszytej goryczą i wyciąga rękę. Już wiesz, tym razem zostajesz wyłowiony.  Czy ratownikiem ma się okazać  oprawca? Co jeśli mu się nie uda, a ona znów zacznie tonąć. Przecież lepiej utopić się raz a dobrze.    

- Przepraszam, Jade… tak bardzo cię przepraszam.- Niall przysunął jej drobne ciało do siebie i odwrócił w swoją  stronę. Teraz byli do siebie zwróceni twarzami.  Mocną ją przytulił. Dziewczyna miała ręce splecione na klatce piersiowej, i tylko powoli kręciła głową.  Przytrzymał ją jeszcze mocniej i oparł podbródek na jej włosach.   – Za każdym razem kiedy odpalam samochód w moich myślach pojawisz się ty  i to co ci zrobiliśmy. Przestrzegam każdego przepisu drogowego.  Cały czas sprawdzam czy ktoś nie idzie poboczem, bo boję się, że się zagapię i to znów się powtórzy. Mam w domu listę miejsc, w których najczęściej zdarzają się wypadki i omijam je szerokim łukiem.  Mam obsesję, cholerną obsesję. Ale to tak mało w porównaniu z tym co ty przeżywasz.  Uwierz mi naprawdę staram się to wszystko naprawić. I już nie robie tego dla siebie. To wszystko dla ciebie, tylko dla ciebie. – wyszeptał dając jej nadzieję, że już nigdy nie będzie tonąć.


***


Niall niedawno wrócił z kliniki do której zawiózł Jade.  Wyciągnął z lodówki mleko i położył je na blacie. Sięgnął do jednej z szafek i wyciągnął płatki. Wsypał je do miski, która leżała na stole i zalał je zimnym mlekiem.  Wziął jedzenie do ręki, po drodze wyciągnął z szuflady łyżkę i ruszył w stronę salonu. Usiadł na kanapie i po chwili wstał gdy zobaczył, że pilot jest na fotelu.  Wziął go  i wrócił na sofę.  Włączył telewizor, przeskoczył kilka kanałów i zatrzymał się na jakimś muzycznym programie. W chwili gdy sięgnął po płatki w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi . Chłopak odłożył miskę i  niechętnie wstał by otworzyć.  Przekręcił zamek, nie zdążył jednak nacisnąć klamki, osoba za drzwiami pchnęła drzwi. Do przedpokoju z impetem wkroczył jego przyjaciel. Przyjaciel, o ile mógł go jeszcze tak nazywać.  Ostatnio wszystko między nimi się psuło. Jednak Niall dobrze wiedział, że nie była to jego wina, Louis też to wiedział. Mógł winić tylko siebie. Przecież blondyn wcale nie chciał go wykluczyć ze swojego planu, on sam wolał się ulotnić zanim zaczęło się to dziać. A potem zwyczajnie nie chciał przyznać , że się mylił. Widok Louis’a tutaj, zaskoczył Niall’a. Zaskoczył, to chyba jednak za mało powiedziane. Zdecydowanie lepiej brzmi: zaszokował, to słowo trafniej opisywało to, co właśnie czuł.
- Posłuchaj nie mam zamiaru cię dłużej kryć.  Przeginasz! Rozumiesz? Przeginasz. Miesiąc? Porąbało cię? Myślisz, że ludzie nie zaczną się zastanawiać gdzie przepadł ich kochany Niall? – wypalił szatyn.
-  Może lepiej mi wytłumacz co ty tu robisz?
- Martwię się o nasz tyłek, skoro ty nie jesteś sam w stanie o niego zadbać. Przecież tu też mieszkają fani. Co jak cię zauważą z jakąś laską na wózku? Wszyscy będą o tym mówić, dosłownie wszyscy.  Ciesz się, że Paul o tym nie wie, bo by ci nakopał do dupy.  – blondyn przewrócił oczami.
- Jak widzisz do tej pory jeszcze nic się nie wydało, więc nie masz się o co martwić. Dzięki za troskę. 
- Nie wydało się, bo ja i chłopaki tłumaczymy się za ciebie. – Niall spojrzał na przyjaciela i już wiedział, że wcale nie chodzi o to.
- Och, jak już mówiłem wielkie dzięki.   A teraz możesz mi powiedzieć po co naprawdę tu jesteś?- Szatyn nie spodziewał się, że chłopak tak szybko zorientuje się, że  przyjechał  po coś innego.  – Przecież nie jesteś tu tylko po to, żeby mi to powiedzieć, prawda? Równie dobrze mogłem to usłyszeć przez telefon.   – Louis zdjął kaptur z głowy i przeczesał włosy ręką.  Oparł się o drzwi i wlepił oczy w ścianę. Po chwili się odezwał.
- Chcę ją poznać.  – Rzucił szybkie spojrzenie blondynowi.
- Genialny pomysł! – wykrzyknął Niall zbyt entuzjastycznie. -  Szczególnie po twoim zachowaniu w studio. Jade będzie zachwycona.
- Niall poważnie. Chcę ją poznać.
- Wydawało mi się, że już to zrobiłeś. Zresztą w bardzo delikatny, jak na ciebie sposób  – powiedział z wyrzutem.
- Nie wiedziałem, nie miałem pojęcia jak się zachować. Nie rozumiesz? Wystraszyłem się tego, jak może zareagować kiedy mnie zobaczy… - Louis próbował się tłumaczyć przed przyjacielem i samym sobą.  Jednak tu nie było dobrego usprawiedliwienia.  Wstydził się, cholernie się wstydził tego co zrobił .
- I dlatego zachowałeś się jak skończony dupek?
- Co mam ci powiedzieć? Że żałuję? Tak żałuję  i to cholernie. I chcę to naprawić, więc daj mi szansę.  Chcę w tym uczestniczyć.
- To nie ja przydzielam tutaj szanse   – Nie mógł przecież mu obiecać, że Jade go wysłucha. Nie mógł go zaprosić do salonu, posadzić wygodnie na fotelu i przyprowadzić do niego niczego nieświadomą Jade.  
- Ale możesz z nią porozmawiać.  Proszę cię tylko o to. Nie chcę wchodzić do jej życia bez jej zgody. Muszę wiedzieć, że ona jest gotowa na to, by uporać się też ze mną. Nie mam zamiaru jej znów skrzywdzić.  Chcę, żeby wiedziała, że na mnie też może liczyć. Nie mogę  być tym, który nie zrobił nic żeby jej pomóc.  – Niall dobrze wiedział, co czuje jego przyjaciel. Jeszcze niedawno on był w tej samej sytuacji.  Nie mógł mu nie pomóc.
- Spróbuję, ale musisz mi dać czas . Ona się ciebie boi. Nie widziałeś jej, kiedy dowiedziała się, że też możesz być w studiu. To  nie jest dla niej łatwe. Najpierw ja, a teraz ty.  – Wszystko co ostatnio działo się życiu Jade nie było łatwe.  I Niall nie chciał tego jeszcze bardziej utrudniać. Ale to mogła być już ostatnia szansa Lousi’a. Może na nią nie zasługiwał , ale on nie miał prawa mu jej odbierać.  Zrobić mogła to tylko ona.
- Wiem, Niall, dobrze o tym wiem.


***


Powrót czucia głębokiego w stopach u pacjentów z urazem rdzenia notowany jest najczęściej podczas pierwszej doby po wypadku. Śladowe czynności porażonych kończyn pojawiają się zazwyczaj w pierwszym , czasami jednak wiele tygodni po urazie.  Ruchy czynne są jeszcze później coś między  szóstym na dwunastym tygodniem  intensywnej rehabilitacji. Jednak u części pacjentów dzieję się to trochę później. Do tych poszkodowanych należała Jade. Dlatego w pierwszej dobie po wypadku lekarze nie mieli zbyt ciekawych min.  Jednak czucie głębokie powróciło w trzecim dniu.  Ale wiadomo każdy przypadek  jest inny.  Nie można  się do nikogo porównywać.  Ta informacja była trudna „Nie będziesz chodzić,  nie wiadomo czy w ogóle kiedyś to się zmieni”. Jade uwierzyła. Uwierzyła na słowo. Nie żądała żadnego pytania. Po prostu przyjęła to do wiadomości.  I znienawidziła adresatów koperty leżącej na szpitalnej półce. Nie wiele można zdziałać, kiedy się nie wierzy, że to może pomóc.  Pierwsze tygodnie, jak to zwykle bywa, były najgorsze. To co czuła to jedno, to do czego musiała się przyzwyczaić to drugie. Na początku długi pobyt w szpitalu.  Naprawdę trudno było tam wytrzymać.  Potem przyzwyczajenie się do nowego sposobu „poruszania się”, co nie było tak łatwe, jak mogło się wydawać.  Po pierwsze utrzymanie poprawnej pozycji na wózku. Potem uczenie się jazdy, najpierw na płaskim terenie przodem i tyłem. Poruszanie się na dwóch kołach. Bezpieczne upadanie i podnoszenie się po to, by z powrotem znaleźć się na wózku. Nauczenie się poruszać po powierzchniach pochyłych.  I to ciągle jeszcze nie wszystko.  Oprócz tego Jade musiała się nauczyć  radzenia sobie w codziennych czynnościach.  Przechodzenie z wózka na krzesło, podnoszenie się z leżenia do pozycji siedzącej,  ubieranie się, przemieszczanie się do wanny i wiele innych rzeczy.  To wszystko nie było łatwe, ale możliwe do opanowania . Poza tym wszystkim była jeszcze rehabilitacja.  Bardzo intensywna rehabilitacja. To nie tak, że to nic nie pomagało. Brunetka jednak nie potrafiła dostrzec postępów. Czasami udawało jej się napiąć mięście lub delikatnie poruszyć nogami na boki. To wcale nie było takie nic. Ale wciąż był to zbyt mały powód, by uwierzyć, że coś może się zmienić.  Ćwiczenia w Denver  dawały większe postępy. Ktoś mógłby pomyśleć, że miesiąc to mało, ale właściwie udało im się coś osiągnąć.  Na początku trzeciego tygodnia pobytu zaczynała chodzić za pomocą balkonika z asekuracją. Sama próba stania na nogach to i tak przełom w tym wszystkim. Można to było odnotować jako sukces. Oczywiście nie było tak, że dostała balkon, wstała z wózka i poszła, to wersja możliwa może w snach. Przynajmniej nierealna jak na ten czas. Jednak wreszcie spróbowała czegoś nowego, czegoś co dawało nadzieję, że do tej pory niewyobrażalne rzeczy mogą się dziać naprawdę. Jade nie była by sobą, gdyby po tym nie próbowała ćwiczyć sama, na własną rękę. Im więcej, tym lepsze efekty, więc gdy tylko Niall wychodził ona próbowała powtarzać to, co robią w klinice.  Dziewczyna podjechała w stronę  szafy i wyciągnęła zza niej kule inwalidzkie, które opierały się o ścianę. Tam była dla nich idealna skrytka.  Niall nie miał pojęcia o ich istnieniu. Wreszcie przyszła pora, by je wypróbować. Chłopak pojechał po zakupy, więc trzeba było to wykorzystać.  Brunetka postawiła kule na krześle i przesiadła się z wózka na krzesło. Tak będzie łatwiej wstać. Wzięła do rąk kule. W myślach powtarzała sobie „dasz radę, dasz radę Jade… to nie może być takie trudne.” Przesiedziała na łóżku jakieś dziesięć minut, przekonując samą siebie, że to wcale nie głupi pomysł.  Wdech, wydech to już czas. Postawiła kule na ziemi. I jeszcze sekundę trwało zastanowienie.  Pierwszy raz:  źle przeniesiony ciężar ciała. Upadek - na szczęście z powrotem na łóżko. Jeszcze jeden raz, tylko jeden raz.  Wstała, tym razem przenosząc ciężar ciała na ręce.  Udało się. Teraz krok, to zmieni wszystko.  Ale czy mogła dać sobie radę nie mając pojęcia, jak poruszać się z kulami? Czterotaktowy, trzytaktowy, dwutaktowy  - rodzaje chodu o których ona nie ma pojęcia.
Klucz przekręca się w drzwiach. Krok. Otwierane drzwi mieszkania. Upadek. Zdezorientowanie. Podłoga. Bieg.
Chłopak wleciał do jej pokoju i prawie się potknął o kule leżące u drzwi. Spojrzał na nie zdziwiony, a potem na dziewczynę, leżącą na podłodze. Miała mocno zaciśnięte oczy, które tamowały  napływające łzy.
- Boże, Jade nic ci się nie stało? – Dziewczyna oparła ręce na parkiecie i podniosła się do pozycji siedzącej.  – Dlaczego – blondyn nie zdążył skończyć.
- Idź, wynoś się stąd! Rozumiesz? Wynoś się! –   szlochała.
-  Jade, proszę, daj mi… - znów nie pozwoliła mu skończyć.
- Wypieprzaj! Słyszałeś co powiedziałam?! Masz się wynosić! – Krzyczała na niego, a on stał osłupiały. Po chwili rzeczywiście wyszedł. Zakryła usta ręką, próbują powstrzymać płacz. Znowu poniosła klęskę. Przecież wiedziała, że to nie może być takie łatwe.  Podniosła głowę gdy usłyszała, że Niall z powrotem wchodzi do pokoju.
- Mówiłam ci coś – zaczęła, jednak nie powiedziała nic więcej, kiedy chłopak przykucnął koło niej i popatrzył jej głęboko w oczy. Jakby chciał powiedzieć, że już nie musi się o nic martwić, bo jest przy niej . Wziął ją na ręce i posadził na łóżku. 

- Nie jesteś w tym sama, wiesz?  - a ona tylko skinęła głową. 

________________________________________________________________________

Nie znam się na porażeniach kończyn, i całego związanego z tym żargonu medycznego. Wszystkie informacje związane z tym znalazłam w internecie. I nie koniecznie to co pisze pokrywa się z  tym jak to jest w rzeczywistości jeśli chodzi o odzyskiwanie władzy w nogach. No ale w końcu to tylko fikcja literacka. 
Mam nadzieję, że spodoba wam się ten rozdział.Tak jak pisałam, prawdopodobnie jest to ostatni jaki tutaj dodaje, dlatego naprawdę zależy mi żeby poznać opinię każdego kto czyta to opowiadanie, więc proszę zróbcie mi taki prezent na święta i zostawicie komentarz. 



piątek, 5 grudnia 2014

8. Niezaprzeczalnie nieprzewidywalna

Minął tydzień od ich przyjazdu do Denver. Zdążyli już wejść w rutynę. Pobudka o ósmej trzydzieści w porywach do dziewiątej. Godzina dziesiąta: punktualnie na miejscu, w klinice pod salą numer 238. Godzina szesnasta: koniec zajęć. I tak codziennie. Aż do dnia ósmego.  Jade obudziła się o normalnej porze.  Niall  chyba jeszcze nie wstał, przynajmniej w mieszkaniu nie było słychać żadnych kroków.  Zupełna cisza. 
- Niall wstajesz? – krzyknęła do sąsiedniego pokoju. Jednak chłopak  nic nie odpowiedział.  Przesiadła się na wózek, ruszyła do jego pokoju.  Blondyn leżał zwrócony głową do poduszki.  Jade podjechała do jego łóżka.
- Nie wiem, czy wiesz, ale robi się późno i jeżeli zaraz nie wstaniesz, to się spóźnię.  – Na jej słowa Niall wydał tylko jakiś dziwny dźwięk.  –Mówię serio, wstawaj!
- Co? – głos chłopaka wydał się jakiś zachrypnięty. Dziewczyna przyjrzała mu się. Teraz zauważyła, że jego podkoszulka była mocno przepocona. A on sam był cały czerwony.
 - Albo jesteś pijany, albo chory. Pokaż czoło – chłopak uniósł się do pozycji siedzącej. Jade przyłożyła mu rękę do czoła, które tak jak podejrzewała było rozpalone. – Masz niezłą gorączkę. Jest tu w ogóle jakiś termometr?
- Nie sądzę.
- Lekarstw pewnie też żadnych nie ma. – brunetka podjechała do jego szafy, wyciągnęła jakąś podkoszulkę i rzuciła mu ją na łóżko. – Ściągnij tę koszulkę i ubierz tą, jesteś cały mokry.   Jak sądzę dzisiaj nigdzie nie pojedziemy, więc…
- Czekaj, to jakoś się pozbieram i cię zawiozę. – przerwał jej.
-  Dobra, dobra lepiej leż. Zadzwonię do kliniki, że dzisiaj mnie nie będzie.  – Nie czekała, aż Niall zaprotestuje tylko opuściła pokój.  Wzięła telefon do ręki i poszukała odpowiedniego numeru.  Przekazała wiadomość  komuś z recepcji, że nie może dzisiaj przyjechać.  Miała nadzieję, że w kuchni znajdzie jakieś lekarstwa , ale nie było niczego oprócz jakiegoś środka przeciwbólowego, który na nic się nie zda.  Wzięła laptop i poszukała apteki internetowej. Znalazła odpowiednią stronę i zamówiła potrzebne lekarstwa, które miały do nich trafić w przeciągu godziny.  Kiedy była chora jej mama zawsze robiła jej mleko z miodem i czosnkiem. Może to by jakoś mu pomogło. Na razie tylko tyle mogła dla niego zrobić. Wyciągnęła potrzebne składniki z lodówki.  Dorze, że chociaż zakupy były robione na bieżąco.  Przygotowała prowizoryczne lekarstwo  i ostrożnie, żeby nie wylać zawiozła mu je.
- Mleko, miód i czosnek. Obrzydliwe, ale powinno trochę pomóc. – Podała mu kubek, który chłopak niezdarnie chwycił. – Uważaj bo zaraz to wylejesz.
- Dzięki – wziął łyk i skrzywił się. – Racja, obrzydliwe.
- No, teraz masz efekty chodzenia w samym podkoszulku, na taką pogodę. Nie, żebym wcześniej nie wspominała nic na ten temat, ale najwyraźniej ty zawsze wiesz lepiej. No nie?
-  Będziesz się teraz naśmiewała z obłożnie chorego?
- Chyba nie tak bardzo chorego, skoro ma siłę jeszcze  żartować.
- Tak na poważnie,  to czuję się okropnie. Jest mi na przemian zimno i gorąco. – Jego głos wciąż był zachrypnięty.
- Zamówiłam lekarstwa, będą tu za jakąś godzinę. Do gardła nie będę ci zaglądać, ale po twojej chrypce domyślam się, że też cię pewnie boli.  Oddajesz już ten kubek, co? – chłopak kiwnął głową i podał jej go.  – Śpij teraz, potem przyniosę ci leki.
- Dziękuję Jade. – usłyszała wyjeżdżając z pokoju.


***


- No wreszcie, ty stara małpo! Ile można czekać, aż pogadasz z najlepszą przyjaciółką! -  usłyszała Jade na wstępie rozmowy z Leą. Wreszcie miała czas, żeby się z nią skontaktować. Dlatego zadzwoniła do niej na skypie.
- Nie miałam czasu wcześniej, ale jak widzisz teraz wygospodarowałam audiencję dla ciebie.  – Jade wyszczerzyła zęby do ekranu laptopa.
-  Jestem wielce  zaszczycona,  pomijając fakt, że tutaj jest godzina 7.23 rano.  Ty się wyspałaś, a ja biedna zrywam się z łóżka i pędzę do komputera, żeby sprawdzić czy jeszcze tam żyjesz.  Nie odzywałaś się przez ponad tydzień. Hańba ci. Tak w ogóle, co robisz w mieszkaniu. Powinnaś mieć jeszcze zajęcia. Nie myśl, że tego nie spostrzegałam. Wszystko dokładnie wyliczyłam. Masz szesnastą dopiero za półtora godziny.  – Potok słów wypłynął z ust Lei.
- Nie byłam dziś na rehabilitacji. Niall jest chory, więc zostałam w mieszkaniu.
- Niall jest chory? – przyjaciółka powtórzyła po niej.
- Tak, ma gorączkę i w ogóle wygląda źle.
- A ty pewnie  wielkodusznie się nim teraz opiekujesz? – Lea zrobiła wszystkowiedzącą minę.
-  A co mam udawać, że nie widzę, że jest chory?
- Nie, nie skądże znowu, musisz pomóc biednemu chłopcu.  – Jade miała wrażenie, że dziewczyna z niej kpi.  – Z pewnością musi się cieszyć, że ma taką dobrą opiekę.
- Ta, z pewnością…
- No dobrze, dobrze. Wiem, ktoś w końcu musi się nim zająć.  Ale powiedz mi moja droga, jak to jest z nim mieszkać?   - mina Lei mówiła wszystko.
- Nie wiem, co oczekujesz usłyszeć, ale jest zwyczajnie normalnie. Jest miły, bo jak wiesz, musi taki być.
- A może jest miły, bo po prostu naprawdę jest miły, a nie udaje? Zawsze wszystko czarno widzisz.  – Może Lea miała rację. Jade zwykła przypisywać Niallowi złe cechy, jeżeli tylko nadarzyła się taka okazja. W końcu nie może tak łatwo dać się przekonać do niego.  – A tam gdzieś daleko w podświadomości  wiesz, że go lubisz.
- Teraz to go lubię? Już nie wmawiasz mi, że się mi podoba? O jak miło z twojej strony. – zaśmiała się Jade.
- A tego to wcale nie powiedziałam.  Dalej trwam przy swoim stanowisku. Oczywiście, jest pewne prawdopodobieństwo, że jeszcze sobie tego nie uświadomiłaś i dlatego wciąż zaprzeczasz. Ale ja swoje dobrze wiem,  w końcu znam cię lepiej niż ty samą siebie. – Brunetka przewróciła oczami.
- Jak zwykle pełna psychoanaliza...


***


- Niall wstań, mam lekarstwa. – lekko go szturchnęła. Chłopak przewrócił się  na  bok w jej stronę i otworzył oczy.  – Masz zażyj to – podała mu lekarstwo do ręki. – Tu masz wodę.  - Blondyn wziął i przepił tabletkę.  
– Za godzinę musisz zażyć jeszcze to. – pokazała mu nowe opakowanie leków i położyła je na szafce nocnej. Wzięła do ręki reklamówkę, która leżała na podłodze i wyciągnęła z niej kolejne rzeczy. – Tu masz coś na ból gardła, weź od razu. No i jeszcze tu kładę ci zapas chusteczek.  Kupiłam też termometr, więc zmierz temperaturę. 

-  Widzę, że to bardzo nowoczesny model  – zachrypiał.
- O co ci chodzi? Ja uważam, że rtęciowy jest najlepszy  – zaśmiała się.
- Nie, nic. Oczywiście w pełni się z tobą zgadzam . 
-  Głos, to ty masz piękny. Chrypisz jak nie wiem co. No, mierz tę temperaturę. -  Chłopak włożył termometr pod pachę.
- Ile mam to trzymać?
- Sama nie wiem. Ej, no ale nie przesadzaj. Dziesięć sekund to jednak za mało. – chłopak westchnął i wsadził termometr z powrotem.
- Teraz wystarczy?  – powiedział, gdy minęły jakieś dwie minuty.
- No może. Pokaż. – Blondyn podał jej termometr.
-  Trzydzieści dziewięć i trzy. Zadowolony?  Przysięgam, wiedziałam, że tak się skończy twoje nieubieranie się.  – Dziewczyna popatrzyła na niego z politowaniem.
- Tak, już zdążyłem zauważyć, że zawsze wszystko wiesz najlepiej  – przewrócił oczami.
-  To co przed chwilą zażyłeś powinno obniżyć gorączkę  – zignorowała jego słowa.  – Najlepiej by teraz było, gdybyś wziął gorącą kąpiel.  – Niall przytaknął i zaczął się zbierać z łóżka.  – Zrobię nam coś do jedzenia.  


***


Dziewczyna właśnie parzyła herbatę, gdy do kuchni wszedł Niall. Na stole  stały dwa talerze z jajecznicą i koszyczek z chlebem.  Chłopak podszedł do szafki ze sztucami, z których wyjął widelce, po czym podszedł do Jade, wziął od niej kubki i położył je na stole.
- Szafki są do mnie przystosowane ale lodówka nie chce ze mną współpracować. Mogę sięgnąć najwyżej do drugiej półki, więc jest do jedzenia to, co jest. 
- Lubię jajecznicę. W zasadzie w ogóle lubię jeść.
- To akurat chyba nic nadzwyczajnego jeżeli chodzi o waszą płeć – zaśmiała się Jade.
- Chyba masz rację – przytaknął. – Z mlekiem? – Niall spojrzał na swoją herbatę.
- Z trzema łyżeczkami cukru. Wszystko według przepisu. – Więc zapamiętała. Chłopak posłał jej wdzięczny uśmiech.   – Lepiej się czujesz?
-  Tak, przynajmniej nie mam już dreszczy i gardło trochę mniej mnie boli.
- To dobrze, chyba spadła ci już gorączka, wyglądasz lepiej. Tylko pamiętaj o tym lekarstwie, które zostawiłam ci na półce. – Tego dnia miała poczucie, że tym razem, to nie ona jest od niego zależna tylko on od niej.  Wreszcie miała wrażenie, że jest do czegoś potrzebna, że tym razem może w czymś pomóc. Wreszcie nie była bezużyteczna. I było jej z tym dobrze.


***


Dwa dni później z Niall’em było już całkiem w porządku. Może jeszcze tylko katar, tak, katar to jednak była zmora. Nie mógł nigdzie wyjść bez zapasu chusteczek. Ale poza tym, naprawdę było dobrze. Jade przywróciła go do stanu używalności. I trzeba było nazwać szczęściem, że przy tym  się nie zaraziła, a przecież mogło być blisko. Teraz oboje siedzieli na kanapie i oglądali kolejny już serial. Właściwie odkąd wrócili z kliniki nie ruszyli się z miejsca. Jade usłyszała dzwonek swojego telefonu, obróciła się, by po niego sięgnąć, ale zapomniała o misce z chipsami, która była za nią i niechcący ją wywaliła.
- Jeśli myślisz, że to teraz pozbieram, to od razu uprzedzam, że strasznie mnie dzisiaj bolą nogi. Normalnie jak z kamienia! Kompletnie mi zdrętwiały. Chyba nic z tego nie będzie – zażartowała Jade. Niall nagle poczerwieniał, następnie zatkał sobie usta dłonią, wydał dźwięk podobny do prychnięcia, a potem zwyczajnie wybuchnął śmiechem.
- Boże, Jade nie chcę się z tego śmiać, to okropne.
- Litościwie pozwalam ci się śmiać z mojego kalectwa. 
- Jesteś straszna, naprawdę jesteś straszna. Może jeszcze powiesz, że jeżeli jednak bardzo chcę to mogę użyć twoich nóg jako miotły?  - Jade odwróciła głowę być ukryć uśmiech, który wkradł się na jej twarz. Teraz należało przybrać poważną minę.
-  Nie no, proszę bardzo. Nie krępuj się. Użyj sobie, użyj. – Chłopak popatrzył na poważny wyraz  twarzy Jade, której jednak nie udało się go długo utrzymać. Zaczęła się histerycznie śmiać, a on z nią.
- Masz bardzo wyrafinowany poczucie humoru, Jade.  
- I chlubię się tym. 

 Nigdy nie przyszło by mu na myśl, że będzie kiedyś drwił razem z nią z jej kalectwa. To wykraczało poza wszelki normy, ale widocznie Jade była właśnie taka.  Niezaprzeczalnie nieprzewidywalna. 

__________________________________________________________________________________

Jest to prawdopodobnie przedostatni rozdział, który dodaje. Nie oznacza to, że następny jest ostatnim. I nie znaczy , że przestaje pisać. Odpowiedzią są wasze komentarze. Jedno słowo trudno nazwać opinią. A ich potrzebuję. Pewnie sądzicie, że w tym miejscu powinnam podziękować za to, że w ogóle coś piszecie.  Ale uwierzcie, że to to jedno słowo nic nie wnosi. Nie mówi, co się wam podobało i nie mówi, co wam nie pasuje. 

Dziękuję L  i JoannieK za komentarze, które można nazwać komentarzami. 

Szablon by S1K