- Co, jej zrobiłeś, dlaczego płakała? - Otworzył pilotem samochód i spojrzał na
przyjaciela z wyrzutem.
- Nic jej nie zrobiłem – powiedział Louis, kiedy oboje wsiadali do auta. Niall
włożył kluczyki w stacyjkę i odpalił auto. - Tylko z nią rozmawiałem.
- A ona tylko zaczęła płakać? Zapnij pasy. – Chłopak upewnił się, że nic za nim nie
jedzie i wycofał samochód spod domu Jade.
- Powiedziałem jej tylko, że chciałbym jej pomóc, a ona się
wtedy zdenerwowała. Nie chciała żadnej pomocy, nie potrzebowała jej i wiesz?
Miała rację. Poprosiłem ją, żeby m i pomogła, bo uświadomiłem sobie, że to ja tej
tego potrzebuję, a ona wtedy zaczęła płakać, ale skinęła głową. Następnie wszedłeś
ty i potem nie chciała już nic mówić. – Niall milczał przez chwilę, analizując to,
co powiedział Louis.
- Z tą pomocą, to u niej ciężki temat. Ona musi się czuć
samodzielna. Lou, ona nie miała racji.
Nie chce pomocy, ale tak naprawdę jej potrzebuje. I nie chodzi mi tu o to, że jest na wózku.
Jest pełna sprzeczności. Jednocześnie tak pewna i niepewna siebie. Stara się
nie zwracać na siebie uwagi, jakby bała się, że patrzenie na nią boli. Chodzi o
to, że ona nie potrafi zaakceptować siebie.
Ale my też jej potrzebujemy, a Jade nawet nie ma pojęcia jak
bardzo.
- Wydawało mi się, że tak jakby potrzebowała tego, że to ona
może komuś pomóc, a nie ktoś jej.
- Bo pewnie tak było, teraz może poczuć się do czegoś
potrzebna. Masz szczęście, że płakała tylko z tego powodu, bo uwierz marny
byłby twój los - zażartował.
- Mam szczęście, że dała mi szansę. – Oparł głowę o szybę i spojrzał na Nialla.
- Mamy szczęście, wielkie szczęście.
***
Położyła się na łóżku, poprawiła sobie poduszkę pod głową,
wzięła głęboki wdech. Należało się w końcu uspokoić. Co się przed chwilą stało?
Nie do końca to rozumiała. Co się stanie
teraz, czy to coś zmieni? Jak Niall i Louis wpłyną na jej życie? Nie miała
pojęcia, jak to wszystko ma teraz wyglądać. Zastanawiała się, co powinna zrobić,
jeśli chodzi o Louisa. Nie znała go i nie wiedziała czego tak naprawdę powinna
się po nim spodziewać. Czy naprawdę zamierzał wkroczyć do jej życia i zostać w
nim na dłuższy moment? Kiedy tu był, przeszło przez nią tak wiele różnych
emocji, które wcale nie powinny się ze sobą spotkać. Przecież nienawiść nie powinna się łączyć ze
współczuciem, a strach z odwagą. Tylko czy to naprawdę była nienawiść? Chyba
niekoniecznie. No może złość, a nawet wściekłość, ale nie nienawiść. Teraz
wiedziała to na pewno. Nie żywiła już nienawiści do tych dwóch chłopaków. Odeszła
ona wraz z kolejnymi spotkaniami z Niallem, na których Louis nieświadomie
skorzystał. Jade zrobiła postęp jeśli chodzi o Nialla i Louisa, jednak wciąż
tkwiła w martwym punkcie nienawiści do samej siebie.
- Jade wszystko w porządku?- dziewczyna odwróciła się do
ojca, który właśnie wszedł do jej pokoju. – Mama mówiła, że był tu dzisiaj Niall z tym drugim
chłopakiem.
- Wszystko ok. - Mężczyzna stał jeszcze chwilę przy
drzwiach, patrząc na córkę. Po chwili podszedł i przysiadł na łóżku.
- Na pewno? Wiesz, że jeżeli nie chcesz to nie musisz się w
to angażować? – Podniósł rękę, jakby chciał
pogłaskać ją po głowię niczym małą dziewczynkę, ale w połowie ruchu zawahał się
i odłożył rękę.
- Dam sobie radę, tato. Nie martw się. – Oboje czuli między sobą dystans stworzony
przed laty, a który teraz tak trudno było przełamać.
- Dobrze. – Mężczyzna wstał z łóżka i podszedł do drzwi. – Wiem
, że ci ciężko, ale myślę, że oni naprawdę chcą dla ciebie dobrze – uśmiechnął
się do niej i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
- Wiem, tato - powiedziała cicho.
***
Niall i Louis wyszli ze studia i skierowali się w stronę
parkingu. Było już po dwudziestej, a oni
dopiero skończyli nagrywać materiał. Cały zespół odetchnął z ulgą, kiedy
wreszcie mogli opuścić budynek i udać się na zasłużony odpoczynek. Praca nad nowym albumem nie należała do
najłatwiejszych. A każdy z nich
potrzebował wytchnienia i chwili na siebie. Jednak tempo jakie zostało im narzucone
nie pozwalało na to. Trudno przewidzieć, kiedy będą mogli sobie znów pozwolić
na jakąś dłuższą przerwę. Dzień wolego,
a potem znów trzeba skupić się na pracy.
- Jutro zamierzam jechać do Jade - powiedział Louis opierając się o maskę
swojego samochodu.
- To możemy pojechać razem. Też miałem ją odwiedzić.
- Tylko, że chciałem sam. - Niall spojrzał z
zdezorientowaniem na Louisa.
- Mam nie jechać?
- Wolałbym nie.
- To co, chcesz się teraz umawiać na jakieś dyżury: raz ja,
raz ty? - zapytał sarkastycznie.
- Nie, chcę tylko, żebyś nie jechał jutro. Chciałbym z nią
jeszcze pogadać sam na sam. – Coś sprawiło, że Niall poczuł się odrzucony,
wystawiony do wiatru i wykorzystany. Jak
na zasadzie odwal brudną robotę, a potem poradzę sobie sam. Był zły, zwyczajnie
zły.
- Ok, powiedz Jade, że postaram się niedługo do niej przyjechać.
– Odwrócił się i ruszył w stronę swojego samochodu.
- Powiem -
odpowiedział Louis wsiadają do auta.
***
- Cześć. - Louis niepewnie wszedł do pokoju dziewczyny. - Twoja
mama mnie wpuściła.
- Cześć - mruknęła od niechcenia, sprawiając wrażenie jakby
niepamiętała ich poprzedniej rozmowy.
- Mogę usiąść? - wskazał palcem na fotel.
- Czyli to nie będzie krótka wizyta? - Ściągnęła gumkę z
ręki i związała włosy w kucyka. - Zamierzasz usiąść. To nie zapowiada
pięciominutowej rozmowy - odpowiedziała na pytające spojrzenie Louisa.
- W pięć minut nie naprawię roku. – Usiadł tym razem nie czekając na
pozwolenie.
- Nie naprawisz go nawet za sto lat. - Oparła głowę na dłoni
i uśmiechnęła się tym najgorszym z wszystkich rodzajów uśmiechów. Ale jego to
nie wzruszyło. W końcu byli zawodnikami tej samej kategorii, choć jeszcze żadne
z nich o tym nie wiedziało.
- Ale mogę próbować
przez następne pięćdziesiąt. Nie żyję złudzeniami, sto lat mi nie pozostało. Jak pociągnę do
siedemdziesiątki będzie dobrze - odpowiedział posyłając jej ten sam uśmiech.
- Nie ma co próbować, nie da się naprawić tego, co już
minęło.
- Racja, przeszłości nie zmienię, więc popracuję nad
przyszłością - pokiwał teatralnie głową. Jade nic mu na to nie odpowiedziała,
tylko ruszyła w stronę drzwi i wyjechała
z pokoju. - Gdzie idziesz, znaczy jedziesz? - Chłopak wstał, ale nie zdążył
nawet zrobić dwóch kroków, gdy drzwi sąsiedniego pokoju się zamknęły - Aha, okej…
no to poczekam?
Stojąc w pokoju, rozglądnął się po nim.
Pomieszczenie było niewielkie. W centralnym punkcie znajdowało się łóżko, które zajmowało większą
część miejsca. Przy oknie stało biurko, na którym walało się pełno książek i
masa innych kartek. Nad łóżkiem wisiała fotografia uśmiechniętej dziewczyny na
rowerze. Miała rozwiane włosy i wyglądała na szczęśliwą. To tak wyglądała dawna
Jade, z której teraz tak niewiele zostało.
Była tu jeszcze drewniana szafa i
w kącie duży wygodny czarny fotel, na którym Louis z powrotem usiadł. Minęło kilka
minut i Jade wróciła, podjechała do łóżka. Gdy chłopak zobaczył, że
dziewczyna ma zamiar się na nie
przesiąść zerwał się z fotela, by jej pomóc.
- Uspokój się - skarciła go. - Dam sobie radę. - Już po
chwili siedziała na łóżku.
- Myślałem…
- Wiem – przerwała mu. - Gdzie zgubiłeś Nialla? - Zmieniła
temat. Ku jej zdziwieniu, chłopak usiadł na wózku. Oparł ręce na kołach i zaczął się poruszać w
przód i w tył.
- Wygodny -
stwierdził mimochodem. – Niall powiedział, że jak znajdzie czas, to niedługo
cię odwiedzi. - Postanowił przemilczeć fakt, że sam wcześniej nie zgodził się
na to, by wspólnie tu przyjechać.
- Tak wygodny, że prawdopodobnie zostanie ze mną do końca
życia - uśmiechnęła się gorzko. Louis odchrząknął, zastanawiając się co mógłby
odpowiedzieć.
- Przepraszam. - Wstał i usiadł koło Jade. – To było głupie.
- Trochę tak - roześmiała się, co go wyraźnie zdziwiło. - Naprawdę
musisz być głupi.
- Całkiem, możliwe Jade, że się nie mylisz - powiedział też
się śmiejąc.
- Chciałeś powiedzieć, że na pewno.
- Chciałem powiedzieć, że kiedyś razem wywalimy przez okno
ten wózek. Jeszcze zobaczysz.
***
Jak na osobę, która nie wierzy w miłość, Jade była całkiem
specyficzna. Natknięcie się na godzinę typu 22:22, powodowało klaśnięcie w
dłonie i myśl, że ktoś o niej myśli. Nocami zaś kreowała niemożliwe scenariusze
o rzeczy, która w jej oficjalnej wersji nie miała prawa bytu. Zwyczajnie nie
istniała. Lecz gdzieś, tam w środku, głęboko Jade była niepoprawną romantyczką,
czekającą na rycerza w pięknej zbroi. Nie lubiła tej wersji siebie, dlatego tak
bardzo starała się ją ukryć, nawet przed samą sobą. Nie była stworzona do bycia
tym, kim się stała, ale nie mogła tego powiedzieć nikomu, bo nie potrafiła przyznać
tego samej sobie. Ale noce odkrywały ją.
Myśli krążyły nie chcąc się ulotnić. Choć tak bardzo chciała przestać myśleć,
wyłączyć się i zapomnieć o wszystkim - nie dało się. Noc odsłania kłamstwo i
choć w pewnym stopniu pozwala stanąć twarzą w twarz z prawdą. Jade nie miała
pojęcia, czy kiedykolwiek będzie gotowa stać się sobą i przestać być kimś, kto
wciąż udaje. Gdzieś pośród tego
wszystkiego zgubiła siebie, ale nawet nie próbowała się z powrotem odnaleźć.
Była słabą kopią, tego kim kiedyś była. Jednak pojawił się on, a teraz jego
przyjaciel i wyciągnęli ręce w poszukiwaniu Jade. Bo skoro ona nie próbowała
się odnaleźć, oni postanowili to zrobić. Teraz tylko musiała uwierzyć, że może
im się udać. Szkoda, że jej wiara też była słaba. Dobrze, że oni nie zamierzali się poddać. W
dzień Jade trzymała swoje myśli na uwięzi, pod ścisła kontrolą, ale w nocy
spuszczała je ze smyczy, dając im trochę swobody. Bała się spustoszenia, jakie
mogą wyrządzić, dlatego tak bardzo starała się je blokować. Niektóre jednak znajdywały
ucieczkę i wędrowały w stronę prawdziwej Jade.
Wracając do rycerza w pięknej zbroi, Jade bała się tego, kim może się on
okazać. A może nawet wiedziała już kim on jest i właśnie to przerażało ją
najbardziej. Naprawdę nie chciała się do
tego przyznać. Chciała krzyczeć i uciec jak najdalej. Bała się. Starała się nie
zauważać i ignorować własne uczucia. Bo miłość przecież nie istnieje, nie dla
takiej Jade. Ale trudno było ukryć przed samą sobą, kto jest ostatnią osobą,
która krąży w jej myślach przed każdym zaśnięciem.
***
Spał mocno, wtulając twarz w poduszkę, oddychał
niespokojnie. Chyba śniło mu się coś złego.
Przewrócił się na drugi bok, wypowiadając jakieś niezrozumiałe słowo. Nagle
w pokoju rozbrzmiał dźwięk telefonu. Chłopak przebudził się i sięgnął ręką po
komórkę, która stała na szafce nocnej. Otworzył oczy w pokoju było ciemno, zerknął
na budzik – wskazywał drugą w nocy. Spojrzał na telefon, a kiedy zobaczył kto
dzwoni, szybko odebrał.
- Jade? Co się stało? - spytał wyraźnie przestraszony. W
odpowiedzi usłyszał pociągnięcie nosem i
coś w rodzaju śmiechu.
- Muszę być strasznie zdesperowana, że do ciebie dzwonię - Chłopak
dalej nic nie rozumiał. – Spałeś?
- Tak. Jade, o co chodzi?
- Przepraszam, jest późno. Nie mogłam spać. To było głupie.
Rozłączam się. – Znów usłyszał, jak dziewczyna pociąga nosem.
- Nie, czekaj. No
kurde, Jade – powiedział, kiedy usłyszał dźwięk przerwanego połączenia. Wybrał
jej numer, a ona po chwili odebrała. -
Teraz to ja chcę pogadać.
- Ok.
- Płaczesz? - Spytał, choć wiedział, że i tak nie otrzyma prawdziwej
odpowiedzi.
- Nie.
- Jade nie jestem głuchy. Przestań udawać - prawie krzyczał.
- Nie potrafię. - Pokręcił głową i potarł ręką czoło. Tak
bardzo chciał jej pomóc, tak bardzo trudno było to zrobić.
- Wiem - powiedział
cicho, a w odpowiedzi usłyszał szloch w słuchawce.
- Boję się – nie powiedziała czego.
- Ja też. – Ale on wiedział, że to ten sam rodzaj strachu. –
Przyjechać do ciebie?
- Nie musisz – teraz wiedział, że chciała.
- Ale ja też chcę.
***
Było sporo po trzeciej, kiedy dotarł na miejsce. Przeszło mu przez myśli, że Jade mogła już
zasnąć. Jednak przekonał się, że się mylił w chwili kiedy dziewczyna otworzyła
drzwi, a on dopiero zamykał samochód. Czekała na niego. Wszedł do domu, szybko zamykając za sobą drzwi, by nie
wpuścić zimnego powierza do środka. Otrzepał się z zimna. Nie miał na sobie
kurtki, dlatego tak zmarzł.
- Do twojego pokoju? – spytał, a ona skinęła głową.
Oboje usiedli na łóżku, żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć,
więc oboje milczeli. Cisza dławiła ich gardła i przeszywała serca. Bolało, było
gorsze niż ból fizyczny. To milczenie zawierało tak wiele słów, które teraz nie
mogły zostać wypowiedziane. Każdy oddech wydawał się taki ciężki i pozbawiony
chęci do życia. Jak długo jeszcze będą musieli się przed sobą ukrywać? To
naprawdę było trudne. Tak bardzo potrzebowali siebie nawzajem, ale żadne z nich
nie mogło się do tego przyznać. Kto by pomyślał, że niepewność może zabijać i
równocześnie dawać nadzieję. Nic nie było oczywiste, ani jasne. Cały ich świat był
pogmatwany. Milczenie nie mogło trwać wiecznie, ale minie jeszcze sporo czasu
zanim zostanie wypełnione właściwymi słowami.
- Ciągle się trzepiesz. - Jade sięgnęła po koc i podała mu
go. - Masz przykryj się.
- Dzięki. – Chłopak rozłożył go i okrył nim swoje plecy.
- Nie ma za co. - I znów zabrakło tematu do rozmowy.
Spojrzeli na siebie i było to jak porażenie piorunem, nagłe i niebezpieczne.
Tak jakby ta druga osoba wyrwała ci serce. Natychmiast oboje spuścili wzrok,
siląc się na wmawianie sobie, że nic się nie dzieję.
- To takie głupie, wiesz?
- powiedział ze smutkiem, a ona pokiwała głową, zgadzając się.
- Ale tak musi być. – Przynajmniej tak się jej wydawało.
- Jak długo? – Tak bardzo chciał dotknąć jej ręki, albo
choćby odgarnąć za ucho ten zwisający kosmyk włosów na jej czole, jednak nie
mógł przekroczyć bariery.
- Nie wiem. - Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Nie
wiedziała też, czy kiedykolwiek będzie mogła to zrobić.
- Dlaczego ciągle musimy udawać? To tak jakby prawda była
gorsza.
- Tak jest łatwiej, przecież wiesz. – Chłopak pokręcił
głową.
- Tak się tylko wydaje. Ukrywasz się przed kimś, ale nie
możesz tego ukryć przed samą sobą. Ja nie
mogę, choćbym chciał. Czemu tak trudno nazwać rzecz po imieniu? Dlaczego
rozmawiamy chorym szyfrem?
- Bo nie jesteśmy gotowi porozmawiać naprawdę – wyszeptała,
starając się nie dopuścić, by jakaś łza spłynęła po jej policzku.
- Wiem, że znów
płaczesz. – Skoro już wiedział, przestała je zatrzymywać, uwolniła łzy. I tak
bardzo chciała, żeby ją teraz przytulił, ale przecież nie mogła poprosić.
- Jestem zmęczona tym
wszystkim.
- Ja też. – Wyciągnął
paczkę chusteczek z kieszeni spodni i wyjął jedną. Wahał się przez chwilę, ale
w końcu się zdecydował. – Mogę? - Jade
skinęła głową. Przybliżył się do niej jeszcze bardziej i zaczął delikatnie wycierać
jej twarz mokrą od łez. Kiedy skończył przejechał kciukiem po jej policzku,
ścierając zabłąkaną łzę. Dziewczyna przymknęła oczy, a on powtórzył swój ruch,
chcąc zatrzymać ten dotyk na zawsze. Niepewnie, leciutko oparła głowę na jego
ramieniu, mając wrażenie, że robiąc to ryzykuje życiem. Ale chwilę po tym, on
przygarnął ją do siebie z całych sił, jakby nigdy nie miał zamiaru jej wypuścić.
A kiedy to się stało, ona wreszcie poczuła ulgę.
- Dziękuję, Niall. – A żadne inne słowa tej nocy nie były
potrzebne.