Śniło
jej się, że jest małym płomieniem świecącym w ciemności. Odrobiną światła w
ogromnej przestrzeni. Samotnym punktem na horyzoncie. Płomień ma to do siebie,
że łatwo go ugasić. Wystarczy lekki podmuch i tak zwyczajnie, po prostu
zgaśnie. Płomień nie może się ruszyć z miejsca, nie może też świecić wieczne.
Oczywiste jest, że w końcu skończy się jego żywot. Ale co gdyby spojrzeć na to
z innej strony? Tak naprawdę mały płomień może wywołać ogromy pożar. Zająć całą
przestrzeń, nie pozostawiając nawet małego fragmentu nieogarniętego ogniem.
Wystarczy tylko znaleźć dobrą podpałkę, a po wcześniejszym mroku nie będzie
śladu. Płomień i podpałka potrafią stworzyć razem coś olbrzymiego. Natomiast
wiatr, tym razem, zamiast ugasić pożar, sprawi że rozniesie się on jeszcze
dalej. Jade jednak nie zauważyła tego potencjału, więc posłusznie czekała na
podmuch, który zniszczy to światło. Nie starała się uciekać, zwyczajnie stała w
miejscu i patrzyła w dal, nie dojrzewając niczego prócz ciemności. Jak to się
mówi? Najtrudniej jest zauważyć to, co ma się tuż pod swoim nosem, czy jakoś
tak. A Jade miała naprawdę porządną podpałkę. Tyle, że zwyczajnie jej nie zauważyła, więc nie była specjalnie
zdziwiona, kiedy w końcu zgasła. Małego płomyka już nie było, została tylko
ciemność. Dobrze, że sny to tylko sny.
Brunet
zastukał do drzwi, ale nikt mu nie odpowiedział, po chwili wszedł więc do
pokoju. Okazało się, że Jade jeszcze spała. Była dwunasta godzina, ale mieli
jeszcze czas, dlatego postanowił jej nie budzić. Usiadł w fotelu, wyciągnął
telefon i zaczął coś na nim przeglądać. Minęło, może jakieś 20 minut i w pokoju
zaczął dzwonić przeraźliwe brzmiący budzik. Jade nie otwierając oczu dorwała
urządzenie i wyciszyła je. Po chwili ponownie wlepiła głowę w poduszkę i wydała
jęk zawodu, dokładnie oznaczający ubolewanie, że trzeba w końcu wstać. Chłopak
prychnął śmiechem.
-
Kto nastawia budzik na 12.20? - dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy i zlokalizowała
Louisa siedzącego na fotelu.
-
Co tu robisz? - posłała mu niezadowolone spojrzenie.
-
Poza tym, taki budzik powoduje nagłe wyrwanie się ze snu, co z kolei nie wpływa
dobrze na twoje zdrowie. Budzik powinien być stopniowany, najpierw delikatne
dźwięki, a potem trochę mocniejsze, wtedy pobudka nie będzie taka bolesna.
Przyjechałem po ciebie - dodał, kończąc swój wywód.
-
Przyjechałeś po mnie? Po co? - buntowniczy ton jej głosy tylko go rozśmieszył.
-
Masz dzisiaj rehabilitacje - wytłumaczył
odkrywczo.
-
No właśnie mam, więc dlaczego tu jesteś? - przetarła oczy i ziewnęła.
-
Zawiozę cię tam.
-
Czemu ty? - zdziwiła się.
-
Najwyraźniej, nikt inny nie może.
-
I czemu nic o tym nie wiem? - spojrzała na niego z powątpiewaniem.
-
Pewnie nikt nie chciał cię budzić.
-
Ale jak wszedłeś do domu?
-
Twoja mama zostawiła klucz pod doniczką. - chłopak zamachał małym przedmiotem w
ręce.
-
Nie zrobiliby mi tego, nie zostawiliby mnie z tobą. - Kręciła głową z
niedowierzaniem.
-
A jednak. - Posłał jej szeroki uśmiech.
-
Bajki opowiadasz - stwierdziła. - Co zrobiłeś?
-
No dobra, zgłosiłem się na ochotnika. - Popatrzyła na niego jak na idiotę.
-
Że, co?
-
Po prostu chciałem cię zawieźć i tyle. - Spojrzała na niego kpiącym wzrokiem.
-
Jesteś nienormalny. Kto mnie odbierze? Też się zgłosiłeś na ochotnika?
-
Nie, twój tata.
-
Wolałabym wiedzieć, że planujesz takie niespodzianki. - Sięgnęła po butelkę
wody na szafce nocnej i wzięła, łyka. - Jakoś nie przepadam za tym, kiedy ktoś
się na mnie gapi, gdy śpię.
-
Robisz wszystko na przekór, więc nie zgodziłabyś się. Jaki wniosek? Najlepiej o
niczym ci nie mówić. Wybacz, że położę kres twoim fantazjom, ale nie gapiłem
się. - Posłał jej ironiczny uśmiech.
-
Ej, jeszcze nie przeszliśmy do momentu, w którym ty masz prawo do sarkazmu. Na
razie tylko ja mogę cię obrażać. Wczuj się w rolę. Masz prawo wszystko znosić z
pokorą i potakiwać - zażartowała.
-
Tak pani - chłopak wstał i złożył ukłon.
-
No chłopcze, pozwalasz sobie na zbyt wiele, lepiej by było gdybyś w ogóle
zamilkł. - Machnęła teatralnie ręką.
-
Byłoby też lepiej, gdybyś spojrzała na zegarek. - Jade zerknęł więc na wspomniany
obiekt, wiszący na ścianie. Było już późno, a ona się jeszcze nie ubrała.
-
No dobra, wynocha za drzwi. - Louis znów wstał i pokierował się w stronę
wyjścia. - No, pospiesz się, muszę się przebrać. - Rzuciła w niego poduszką, by
go popędzić. - Już, do widzenia, do wiedzenia!
-
Ok. - Wychodząc odrzucił jej poduszkę, trafiając ją w twarz i zatrzasnął za
sobą drzwi. Po chwili Jade usłyszała głośny śmiech i sama się uśmiechnęła.
***
- Co tam u ciebie Jade? - odezwał
się w drodze do ośrodka rehabilitacyjnego. Dziewczyna spojrzała na niego
dziwnie i prychnęła.
- Naprawdę zaczynam podejrzewać,
że nie wszystko z tobą w porządku. "Co tam u ciebie Jade", serio?
- Jakoś trzeba zacząć. - Zatrzymał
się na czerwonym świetle i posłał jej krótkie spojrzenie.
- To nie jest najlepszy sposób.
- No to jaki jest najlepszy twoim
zadaniem, hm?
- Jedź, zmieniło się na zielone -
upomniała go, a on zmienił bieg i ruszył. - Nie wiem, jaki jest najlepszy, ale
ty pytasz się w środku rozmowy co u mnie, to dziwne.
- No to, jak idzie rehabilitacja?
- spytał, nie mogąc znaleźć innego tematu do rozmowy.
- I akurat ty o to pytasz?
Zastanów się, czy rzeczywiście chcesz o tym rozmawiać. Bo mi nie wydaje się,
żeby to był dobry temat. Żadna rehabilitacja nie byłaby potrzeba gdyby nie wy,
więc nie, to naprawdę nie byłaby dobra rozmowa. - Głoś jej drżał ze
zdenerwowania, wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze. - Po prostu
czasami byłoby lepiej, żebyś zamilkł.
- Przepraszam. - Rzucił szybkie
spojrzenie dziewczynie, sprawdzając, czy aby czasem nie zaczyna płakać.
Wyglądała na zdenerwowaną, ale nie widać było łez.
- Ok, jest ok. - Odwróciła głowę
w stronę szyby, by na niego nie patrzeć. A on nie bardzo wiedział, co mógłby
teraz powiedzieć, więc tak jak sugerowała, po prostu milczał. - Czasami muszę
się wyładować, czasami nie wytrzymuję - odezwała się po dłuższej chwili.
- Rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz. Nikt nie
rozumie. To wzbiera się we mnie przez dłuższy czas, odkłada i odkłada. I w
końcu ktoś mnie prowokuje, a ja wybucham. Nawet nie muszę mówić zbyt dużo, to
może być kilka słow. To chodzi o to co się dzieje we mnie. Czuję jakby mnie coś
rozsadzało od środka. Taka tykająca bomba w okolicach żołądka. I chce krzyczeć,
i walić głową o podłogę ale nie mam siły, i czuję, że moje mięśnie są takie
wiotkie i słabe. Jestem bezsilna i wściekła. - Louis ukradkowo spojrzał na nią,
w rękach miała całkowicie zgniecioną butelkę po wodzie mineralnej. Wyplątał ją
z rąk dziewczyny i wyrzucił na tył samochodu.
- Ja rozumiem. Możesz myśleć, że
nie, ale ja naprawdę rozumiem.
- Ty też tak masz - bardziej
stwierdziła niż zapytała.
- Tak.
- Wstrętne uczucie - powiedziała
już całkiem innym tonem.
- Okropne - dodał Louis, oboje
uśmiechnęli się pod nosem.
- Jesteś pewny, że dobrze
skręciłeś? To chyba nie tędy. - Jade zorientowała się, że nie kojarzy tej
drogi.
- Zaufaj mi, to dobra trasa.
- Na pewno? Nie znamy się, to
oczywiste, że ci nie ufam - dodała ironicznie.
- A Niallowi? - znów zerknął w
jej stronę, by sprawdzić jej reakcje.
- Co Niallowi? - zdziwiła się.
- Czy jemu ufasz? - Dziewczyna
zamilkła na chwilę, zastanawiając się.
- Tak, jemu tak. - po chwili
dodała - Ufam Niallowi.
I choć Louis przegrał, to nie był
tym specjalnie zdziwiony. Zresztą zakład sam w sobie dawno przestał się liczyć.
Teraz byli po jednej stronie. Oficjalnie nie uzgodnili między sobą, że nie ma
sensu dalej ciągnąć tego zakładu, ale oboje dobrze o tym wiedzieli. To się już
nie liczyło, liczyła się tylko Jade. Jej zaufanie było ważne, a tym razem oboje
o nie walczyli. A jeżeli Niallowi się udało, to jemu też mogło.
- Widzisz jesteśmy na miejscu -
powiedział parkując samochód pod ośrodkiem rehabilitacyjnym.
***
Zajęcie
grupowe były obowiązkowym elementem rehabilitacji. Podobno im więcej ludzi, tym raźniej,
motywacja i te sprawy. Grupa Jade liczyła 20 osób, z czego dziewczyna znała
może dwie. Resztę kojarzyła. W końcu jaki był sens nawiązywania z nimi
kontaktu? Szczególnie nie lubiła tych zajęć. Inni patrzą i obserwują co, kto
robi, krótko mówiąc: żenujące, tremujące, zwyczajnie okropne. Zawsze kiedy
przyjeżdżała na zajęcia, w holu było już wiele osób. Oni dobrze się znali, żywo
rozmawiali ze sobą. Opowiadali sobie nawzajem, historię ich życia, a raczej
historie ich wylądowania w tym ośrodku. Chwili się swoimi postępami w
rehabilitacji, albo żalili się o ich brakach. Tylko Jade nie potrafiła się
jakoś dopasować, więc celowym zabiegiem było przyjeżdżanie tu punktualnie o
czasie rozpoczęcia zajęć. Unikanie tych ludzi było najlepszym sposobem na to,
by nie mieć szansy ich poznać.
Wyjeżdżając z szatni po zajęciach Jade dostała
smsa od taty, że będzie dopiero za 15 minut i żeby poczekała w środku. Stanęła
pod ścianą w korytarzu i położyła torbę treningową na podłodze. Z braku zajęcia
rozglądnęła się po pomieszczeniu. Na ścianach wisiało pełno plakatów
promujących rehabilitacje. Poza tym nie było tu nic szczególnego: kilka krzeseł
i tablica korkowa z ogłoszeniami. Jade
odwróciła głowę na dźwięk otwieranych drzwi. Z szatni wyjechała jedna z dziewczyn
z jej grupy. Drobna blondyna na wózku. Jade nie mogła sobie przypomnieć, jak miała
na imię. Znajoma uśmiechnęła się do niej i już wiedziała, że nie ma szans
uniknąć rozmowy.
-
Czekasz na tego chłopaka, który cię przywiózł? - spytała podjeżdżając do Jade,
która pomyślała, że na świecie jednak nie istnieje prywatność.
-
Nie, tata ma po mnie przyjechać - wyjaśniła.
- Jestem Ellie - przedstawiła się i wyciągnęła
do Jade rękę.
-
Jade - brunetka uścisnęła jej dłoń.
-
Dziwnie się tak przedstawiać prawie po roku rehabilitacji.
-
Trochę tak. - Obie sie roześmiały.
-
Zawsze trzymasz się sama. Nie lubisz tu być, co? - zauważyła.
-
Nie, raczej, nie. A ty lubisz?
-
Pewnie, że nie, ale wolę to niż zajęcia indywidualne.
- Ja nie lubię ani tych, ani tych.
-
Mało kto lubi, ale lepiej jest mieć z kim poużalać się nad tym, jak jest tu
beznadziejnie i po obgadywać prowadzących. - Uśmiechnęła się do Jade.
-
Rzeczywiście ciekawe tematy do rozmowy.
-
Żebyś trochę posłuchała plotek, które krążą tu o co poniektórych osobach, sama
uznałabyś, że ciekawe. - Dziewczyna sugestywnie poruszyła brwiami na co Jade
się roześmiała.
-
Aż nie wiem czy bym chciała wiedzieć.
-
Przekonaj się i dołącz do nas czasami. Nie jesteśmy tacy źli. Zapewniam. -
Ellie podniosła dwa palce do góry, na
potwierdzenie swoich słów. - To co, pogadasz z nami czasami?
-
Twoja oferta wydaje się ciekawa, czemu nie?
- Znów się roześmiały.
-
Twój chłopak cię tu przywiózł? - blondynka zmieniała temat.
-
Nie, to nie mój chłopak, to... - zastanowiła się przez chwilę. - To mój kolega.
-
Nie wiesz czy jeszcze kolega czy już chłopak, hm? - spytała zainteresowana.
-
Nie, raczej nie wiem, czy już kolega - stwierdziła. - Nie wiem, czy mogę go
nazwać kolegą, dlatego się zastanowiłam.
-
Głębszy temat, co? - Jade pokiwała głową.
-
Tak, głębszy temat. A ty na kogo
czekasz? - spytała, chcąc zmienić temat.
-
Na chłopaka. - Dziewczyna spojrzała na zegarek. - Ma być za pięć minut.
-
Mój tata właściwie powinien już tu być. Spóźnia się dwie minuty. O czekaj,
widzę jego auto. - Podniosła torbę z podłogi - To do zobaczenia, następnym
razem! - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę wyjścia.
-
Do zobaczenia. Jade? - brunetka się odwróciła i skinęła głową, żeby ta mówiła -
Może powinnaś mu pozwolić być kolegą.
***
Lampka
nocna stojąca na dębowym biurku lekko rozświetlała pokój, skupiając główny
strumień światła na łóżku, na którym siedziała Jade. Na ramionach miała
zarzucony miękki koc. Ten sam, który tak niedawno pożyczyła Niallowi. Można
było wyczuć delikatny zapach chłopaka, a raczej jego perfum, który jeszcze nie
zdążył się ulotnić. Jade jednak wolała myśleć o nim jako o zapachu Nialla,
delikatnym i nienatarczywy. Nie do końca potrafiła go określić. Może było w nim
coś z wanilii, nie wiedziała, po prostu był to jego zapach. Tak pachniał Niall.
Przed sobą miała położony laptop, na którym szukała filmu, który mogłaby
obejrzeć, ale jakoś nie mogła znaleźć nić ciekawego. Czasami myślała, że nie
istnieją już takie filmy, które mogłyby ją zachwycić. Wszystko było takie
przewidywalne i oczywiste, no i rzadko kiedy nie kończyło się w łóżku.
Dziewczyna zamknęła laptop i przesunęła go na koniec łóżka. Położyła się na brzuchu i zaglądnęła pod
łóżko, pod którym jednak nie wiele było widać. Odszukała więc rękami stare
pudełko po butach, i położyła je na pościeli. Podniosła się z powrotem do
pozycji siedzącej i odgarnęła włosy z czoła. Pudełko było porządnie zakurzone,
zdmuchnęła więc z niego pył, który uniósł się w górę, wywołując u niej głośnie
kichnięcie. Przetarła jeszcze pokrywkę rękawem swetra i otworzyła je. W pudle
znajdowały się stare kasety wideo, które Jade zaczęła po kolei wyciągać i kłaść
wokół siebie. Kasety zawierały nagrania
z jej dzieciństwa i w większości jej ulubione bajki. Dziewczyna sięgnęła po te z napisem
"Piotruś Pan" i włożyła ją do odtwarzacza wideo, mając nadzieje że
ten nie okaże się zepsuty. Resztę wpakowała z powrotem do pudełka. Odtwarzacz o
dziwo jeszcze działał. Dziewczyna uśmiechnęła się do ekranu telewizora. Miło było znów oglądać przygody małego,
rudego, latającego chłopca. Jade odwróciła się na dźwięk jakiegoś pisku, ale
nic nie zobaczyła. Odwróciła się więc z powrotem myśląc, że może się jej
zdawało. Kiedy jednak dźwięk się powtórzył, zatrzymała wideo i dosięgła lampki,
zmieniając jej obszar padania światła, by lepiej oświetlić pokój. To co
zobaczyła nie mogło jej bardziej zdziwić. Przy krańcu jej łóżka stał kot,
właściwie mały kotek, który kiedy spotkali się wzrokiem znów miauknął.
-
Co tu robisz? - Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. - Skąd się tu wziąłeś, hm?
Choć tu, chodź. No chodź malutki. - Kot stał niepewnie w miejscu. - Nie bój się
- dodała by go przekonać. W tym momencie w drzwiach stanął Niall z szerokim
uśmiechem na ustach.
-
Cześć Jade. - Usiadł na łóżku po drodze, biorąc kota na ręce. - Ładny. Nie wiedziałem
że masz kota - powiedział luźno.
-
Bo nie mam kota, Niall. Lepiej powiedz co masz z nim wspólnego? - spojrzała na Nialla
surowo po chwili rzucając spojrzenie na kotka w jego rękach i po prostu nie
potrafiła ukryć uśmiechu.
-
Oglądasz bajkę? - chłopak zaśmiał się, pokazując na telewizor.
-
Nie zmieniaj tematu. - Chłopak lekko się do niej uśmiechnął. - No, nie patrz
się tak na mnie. Lepiej mów co z tym kotem.
-
Plątał mi się koło mieszkania, wiec go w końcu wziąłem. Pomyślałem, że dam go
tobie, bo nie masz zwierząt - wytłumaczył.
-
Dlaczego myślisz, że go chce? - zagryzła wargi, ukrywając uśmiech.
-
Bo się cały czas do niego uśmiechasz. No, Jade, wiem, że go chcesz! - wziął
łapkę kota i nią pomachał.
-
Moi rodzice mogą nie chcieć.
-
Postawisz ich przed faktem dokonanym i nie będą już mieli nic do gadania. - Podniósł
kota i położył go na jej rękach. - To jak mu dasz na imię?
-
Nie wiem, czy to dobry pomysł - wahała się.
-
Wspaniały pomysł. - spojrzała na niego
niepewnie, a on tylko zachęcająco kiwał głową.
-
Ok, no dobra, ok - lekko się uśmiechnęła.
-
No to jak dajemy mu na imię?
-
Teodor.
-
Tak po prostu? Nie zrobimy listy, nie zastanowimy się dłużej? - zapytał
zdziwiony.
-
Nie.
-
Nie? - uniósł brwi.
-
Od zawsze wiedziałam, jak będzie miał na imię mój potencjalny kot - uśmiechnęła
się szeroko.
-
Więc dlaczego Teodor? - spojrzał na nią i też się uśmiechnął.
-
Brzmi dostojnie. - Chłopak pokiwał głową.
-
Rzeczywiście. Jak myślisz, Teodorze, hm? - Podrapał kota pod brodą, a ten
zaczął mruczeć. - Jemu chyba też się podoba - puścił do niej oczko.
-
Też, tak myślę - dodała całując kota w głowę. Niall rzucił okiem na pudełko za
jego plecami i prześledził tytuły kaset. Sięgnął po jedna z nich i zamachał
przed nosem Jade.
-
Piąte urodziny Jade - przeczytał tytuł. - Możemy obejrzeć?
-
Nie. - Spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. - Nie, po prostu nie.
-
Taaaaaak - przeciągnął, a ona tylko pokręciła głową. - To mogę? - przewróciła
oczami, co uznał za niemą zgodę. Przewrócił się na drugą stronę łóżka i
wyciągnął "Piotrusia Pana" z wideo. Włożył kastę i nacisnął start. Na
ekranie telewizora pojawiła się mała dziewczyna w niebieskiej sukience. Na
głowie miała ogromną białą kokardę. Uśmiechnęła się do kamery i zaczęła się
obracać kółko, na polecenie głosu, należącego do osoby operującej kamerą. - Ładna kokarda, Jade.
-
Bardzo śmieszne - pokręciła głową, głaskając kota.
-
Tak śmieszne, że aż Teodor za chwilę wybuchnie śmiechem, popatrz tylko na
niego.
-
Teo jest poważnym człowiekiem, nie mógłby się śmiać. - Chłopak parsknął, po
chwili wracając wzrokiem do telewizora. Tym razem mała Jade stała na krześle i
czekała aż jej mama zapali świeczki na trocie.
- Niall, nie znalazłeś tego kota, prawda? - Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. - On
jest rasowy - wytłumaczyła.
-
Nie znalazłem - przyznał jej racje.
-
Dlaczego mi go dałeś? - spytała, przytulając Teodora.
-
Chciałem, żebyś miała coś ode mnie - powiedział spuszczając wzrok.
__________________________________________________
Przperaszam, że tak długo nie dodwałam ale mam po prostu przerąbane 2 miesiące, a teraz jeszcze sesja. Mam nadzieję, że rodział Ci się spodba :)