Chłopak
przekręcił kilkakrotnie kluczyk w drzwiach i wszedł do domu. Ściągnął buty i
kopnął je w kąt przedpokoju, nie chciało mu się ich układać. Zatrzasnął za sobą
wcześniej niezamknięte drzwi. Przechodząc przez kuchnie zgarnął ze sobą butelkę
wody i przeszedł do salonu. Pokój był dość duży, ale przy tym przytulny,
pomalowany na kolor kawy z mlekiem. Na jednej ze ścian wisiały trzy gitary,
zawieszone w równych odstępach obok siebie. W centrum pomieszczenia znajdowała
się ogromna liliowa kanapa, na której Niall właśnie się rozłożył. Była pokryta
miękką tkaniną, a na jej boku był rozrzucony koc, którego chłopak wcześniej nie
zdążył złożyć. Kanapa była zwrócona w stronę kominka, który tak naprawdę nie
został użyty ani razu od czasu, kiedy Niall się tu przeprowadził. Nad nim
wisiał telewizor, który został właśnie włączony. Włochaty kremowy dywan
zajmował powierzchnię pomiędzy kanapą a kominkiem. Stała na nim niewielka ława,
którą łatwo było odsunąć. Na suficie znajdowały się pomalowane na biało
drewniane belki, pomiędzy którymi w czasie świąt wieszane były światełka. Tuż
przed kominkiem mieścił się skórzany brązowy fotel, na którym była położna mała
wzorzysta poduszka. W jedną ze ścian wbudowane były dwa regały w całości
pokryte przez ogromną kolekcję płyt. W nieczęste słoneczne dni promienie słońca
wpadały do pokoju przez przestronne okna, które można było zakryć jasnobrązowymi
zasłonami.
Chłopak co chwilę przełączał pilotem kanały,
nie mogąc znaleźć nic konkretnego. Ostatecznie zrezygnowany wyłączył telewizor.
Sięgnął po koc i przykrył się nim, na chwilę zamykając oczy. Był wykończony.
Zastanawiał się, czy ma jeszcze siłę się umyć. Najwyżej może to załatwić rano.
Rozważał opcje przeniesienia się do sypialni, ale nie specjalnie chciało mu się
już wstawać. Sięgnął tylko ręką po poduszkę znajdującą się na fotelu i podłożył
ją sobie pod głowę. Sen miał przyjść teraz dość łatwo, powinno wystarczyć
zamknięcie oczu i odwrócenie się na lewy bok. Nie wystarczyło. Minęły dwie,
trzy, pięć, dziesięć i dwadzieścia minut, a on wciąż nie mógł zasnąć. Wlepił
oczy w ciemny sufit. Nie mógł przestać myśleć - nie mógł przestać myśleć o
Jade, nie od dziś ani nie od wczoraj. Sam nie był pewny kiedy nastąpił ten
moment. Wcześniej jeszcze przed pojawieniem się w jej życiu było podobnie,
następnie nastał moment ukojenia, kiedy zaczął się u niej pojawiać. Jednak już
od dłuższego czasu Jade znów zaczęła nawiedzać myśli i sny chłopaka. Różnica
była tylko taka, że dawniej były to wyrzuty sumienia, a teraz to o czym bał się
jej powiedzieć. Tak bardzo chciałby mieć to za sobą, wyrzucić z siebie wszystko,
odpuścić sobie i jej, ale bał się, że Jade tego nie przyjmie, a on sobie z tym
nie poradzi. Realnie myśląc mógł się może łudzić o wybaczenie i nie oczekiwać
na nic więcej, bo to powinno wystarczyć. To powinno być wszystkim. Nie powinien
chcieć sięgać po więcej i miał tego świadomość. Starał się ignorować głosy z
tyłu głowy, podpowiadające mu, że chodzi o coś zupełnie innego niż samo
wybaczenie. Czuł się zaplątany, zagubiony, zawstydzony i przestraszony własnymi
uczuciami. Miał wrażenie, że stoi w martwym punkcie, z którego nawet nie ma
drogi ucieczki. Chciał od tej dziewczyny zdecydowanie zbyt wiele. Chciał żeby
dała mu to co on mógłby jej ofiarować, gdyby tylko zechciała. Wiedział, że nie
może jej tego powiedzieć. To byłoby jak przerzucenie ciężaru tajemnicy z niego
na Jade. Podrzucenie kłopotu, jak gdyby Jade miała ich mało. Tak jakby
powiedział: "Masz oddaję ci mój problem, teraz ty się z nim uporaj".
Nie mógł jej tego zrobić, tak przynajmniej myślał. I wszystkie te obawy były
przyprószone strachem, który go przeszywał i paraliżował. Zamykał mu usta, nie
pozwalając się wydobyć żadnemu niepożądanemu słowu. Obawa, że mógłby stracić
wszystko na co do tej pory zapracował, nie pozwalała mu się przyznać. Wolał
wszystko przemilczeć. Jeżeli nie mógł tego wszystkiego ukryć przed sobą, mógł
chociaż skryć to przed Jade. Tak było lepiej.
Według
niego.
***
Jade
usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Wzrokiem spróbowała zlokalizować
telefon. Na biurku przy, którym siedziała z całą pewnością go nie było.
Odwróciła się, rozglądając. Dostrzegła go na łóżku. Przesunęła się i sięgnęła
po niego. Odblokowała komórkę i na ekranie wyświetliło się powiadomienie "
Masz wiadomość od: xxleaxx". Otworzyła ją i odczytała.
xxleaxx:
Co robisz mały frajerze?
Jade
przewróciła oczami.
Jadee12:
NIC FRRAJERZE.
xxleaxx:
nudzi mi się, siedzę przed sekretariatem i czekam, aż ktoś przyjdzie.
Jadee12:
na uczelni? po co?
xxleaxx:
no, muszę podbić legitymacje, zanim jakiś kanar zorientuje się, że jest nieważna.
xxleaxx:
to moje drugie podejście, ostatnio okazało się, że sekretariat w poniedziałki
jest nieczynny.
xxleaxx:
siedzę sama w pustym korytarzu! o zgrozo!
xxleaxx:
zostalam sam na sam z kamerą na suficie.
Jedee12: suuuppperrrrrrr!
Jadee12:
suuuu
Jadee12:
ppper! :D
xxleaxx:
fantastycznie! idziesz jutro ze mną na zakupy?
Jadee12:
nie
Jadee12:
chce mi się.
xxleaxx:
chodź.!
Jade12:
czekaj, bo mi niewygodnie na telefonie się pisze.
Dziewczyna
otworzyła laptop i szybko włączyła komunikator.
Jadee12:
jestem
xxleaxx:
chodźże, obiecałaś mi, ze pomozesz mi wybrać sukienknę na wesele Melissy.
Jadee12:
twoja kuzynka jest głupia
xxleaxx:
tym bardziej musze wyglądać dobrze :P
xxleaxx:
masz ze mna iść!!!
Jadee12:
masz auto na jutro?
xxleaxx:
no, tata mi łaskawie odstapił na jeden dzień.
xxleaxx:
no to?
Jadee12: dobra, to o której?
xxleaxx:
10?
Jadee12:
moze być
xxleaxx:
suuuu
xxleaxx:
ppper!
Jadee12:
ale stawiasz mi kody
Jadee12:
lody*
Jadee12:
CYNAMONOWE
xxleaxx:
no nie może byc
xxleaxx:
moj Boze jestem taka zaskoczona
xxleaxx:
doprawdy!
xxlexx:
Jade jesteś taka nieprzewidywalna.
- Cześć.
- Dziewczyna odwróciła się. Do pokoju właśnie wszedł Louis.
- Cześć
- odpowiedziała i pokazała mu, żeby usiadł. Wróciła spojrzeniem do komputera. -
Poczekaj chwilę.
- Ok,
nie ma sprawy - powiedział, choć miał wrażenie, że Jade i tak go nie słucha.
Jadee12:
idę już,
Jade12: czekaj sobie na tym korytarzu
Jade12:
w towarzystwie jednookiej kamery
Jade12:
żegnam frrajerze :)
Dziewczyna
zamknęła okno komunikatora, nie czekając na odpowiedź przyjaciółki i znów
odwróciła się w stronę Louisa. Chłopak jak zwykle usiał w fotelu.
- Co
tam? - zagadnęła.
- Powiedziałbym,
że neutralnie. - Chłopak wzruszył ramionami. - A co u ciebie?
- Jadę
jutro z Leą na zakupy. Idziemy wybierać sukienkę.
- Dla
ciebie?
- Nie,
dla niej. Idzie nie długo na wesele kuzynki - wytłumaczyła.
- Nie
byłem na żadnym weselu chyba ze sto lat.
- Ja
też. Ostatnim razem, gdy byłam na jednym, chodziłam z bibułą i owijałam nią
gości, kiedy tańczyli - przypomniała sobie. - Miałam wtedy chyba ze sześć lat.
- To ja
chodziłem z innymi dzieciakami i przebijaliśmy balony koło uszu innych. Myślę,
że teraz nie uszłoby nam to na sucho. - Oboje się roześmiali.
- Mhm, z
pewnością - zgodziła się.
-
Zapomniałem, przyniosłem coś dojedzenia. - Chłopak zamachał siatką, którą
wcześniej położył na podłodze. - Chińszczyzna, nie wiem czy lubisz.
- Kto
nie lubi? - spytała retorycznie, śmiejąc się. - Chodź zjemy na łóżku - wskazała
jedyne wygodne siedzenie w tym pokoju, na którym obydwoje się zmieszczą.
Louis ze
swoją siatką przeniósł się na wskazane miejsce i zaczął wykładać jedzenie.
Dziewczyna przełożyła laptop na łóżko i sama się na nie przesiadła. Zaczęła
otwierać pudełka, analizując ich zawartość. Zmarszczyła nos na widok pałeczek.
- Idź do
kuchni po widelce, kompletnie nie umiem się tym posługiwać.
- Może
warto się nauczyć, hmm? - Chłopak zaśmiał się widząc jej minę. - Mogę cię
nauczyć - zaproponował.
- Skoro
podejmujesz się wyzwania. - Jade wzięła pałeczki do rąk i spróbowała nabrać
nimi kawałek kurczaka.
- Może
najpierw warto byłoby je rozdzielić. - Nie mógł powstrzymać śmiechu, widząc jej
poczynania. Odebrał jej pałeczki i je od siebie odłączył. - Dobra teraz patrz,
co robię. Weź jeden do prawej ręki...
- Jestem
leworęczna. - przerwała mu.
- No to
do lewej. I połóż jedną tak, jak ja mam - spojrzał na nią - Nie, nie tak. Patrz,
ma być w zgięciu kciuka i masz nią nie ruszać, ma być nieruchoma. No, a teraz
weź drugą tak, jakbyś miała długopis trzymać. - Pokręcił głową, widząc że nie
bardzo jej to idzie. Spróbował, więc sam ułożyć jej poprawnie patyczki. W końcu
stwierdził, że jest w porządku. - I poruszasz tylko tą drugą pałeczką, no i
spróbują teraz coś zjeść. - Jade wzięła jedno pudełko i starała sie operować
pałeczkami tak, jak Louis jej wskazywał, jednak ani razu jej się nie udało. -
Jade, patrz! Tak, a nie tak - starał się dalej tłumaczyć, jednak dalsze próby
wciąż były nieudane. - Dobra, nie. To ja już lepiej pójdę po te widelce -
powiedział zrezygnowany.
- No i
czy nie proponowałam tego od początku - roześmiała się, a Louis tylko pokręcił
głową, wychodząc po widelce. Kiedy wrócił, usiadł z powrotem na łóżku i podał
jej jeden. Ostatecznie też postanowił zrezygnować z pałeczek i biorąc się za
jedzenie, użył widelca.
- To
taki z ciebie znawca pałeczek - ironicznie powiedziała Jade, swobodnie nabierając
ryż na widelec.
- Nie
używam ich, żeby nie robić ci przykrości pokazem moich zdolności - uśmiechnął
się złośliwie. - A ty rzeczywiście jesteś w tym beznadziejna.
- Rzeczywiście,
ogromnie ubolewam nad tym, że nie potrafię się nimi posługiwać. To taka
olbrzymia strata. - Jade otarła nie istniejącą łzę spod oka.
- Tak
też myślałem - roześmiał się. Chwilę jedli w milczeniu po czym Louis znów się
odezwał. - Moja mama ma za tydzień urodziny. Jak myślisz, co mógłbym jej kupić?
Ja nie mam żadnego pomysłu.
- Nie
wiem, a co jej kupiłeś w zeszłym roku? - spytała się, biorąc kolejny kęs.
- Chyba nowy piekarnik - starał sobie
przypomnieć.
- Ach,
no to rzeczywiście musiał być genialny prezent - zakpiła.
- Że
niby co z nim nie tak?
- Równie
dobrze mogłeś jej kupić nowy kibel, cieszyłaby się tak samo - Jade wybuchła
niepohamowanym śmiechem. - Albo patelnie. Rzeczy użytku domowego są fatalnymi
prezentami - starała się wytłumaczyć.
- No cóż
nie wiedziałem. To co mam jej kupić w tym roku? - Grzebał widelcem w prawie już
pustym pudełku.
-
Biżuteria? Perfumy? Oczywiście, jeżeli wiesz jakie lubi. To na pewno bardziej
ucieszy twoją mamę niż piekarnik.
- To już
lepiej biżuteria, bo nie mam pojęcia jakich perfum używa. - Jade pokiwała głową
i odłożyła pudełko z niedojedzonymi
resztkami.
- To
poszukajmy czegoś w internecie. - Położyła laptop przed nimi i wpisała w
wyszukiwarkę hasło "biżuteria". Otworzyła kilka stron i zaczęli je
przeglądać. - Coś złotego czy srebrnego?
-
Złotego, może wybaczy mi ten piekarnik - zażartował.
- Dobra,
to czego szukamy: kolczyki, naszyjnik, pierścionek, bransoletka? - spojrzała na
niego.
- Nie
wiem, nie znam się. A co ty byś chciała? - Jade zastanowiła się chwilę.
- Ja bym
chyba wybrała naszyjnik. Pierścionków nie noszę, u mnie w grę wchodzą tylko
czarne bransoletki, a kolczyków mam zdecydowanie więcej niż naszyjników, więc
tak, ja bym wybrała naszyjnik. Teraz zastanów się jak jest z tym u twojej mamy.
Czy lubi pierścionki i tak dalej.
- Ona
nosi dużo pierścionków, ale to odpada bo to chyba trzeba znać rozmiar, czy coś.
Wydaje mi się, że w jej przypadku naszyjnik też będzie najlepszy.
- No to
szukamy naszyjnika. - zadecydowała Jade.
- Ten
jest nawet ładny. - Louis wskazał palcem, stukając w ekran.
- Trochę
ciężki - oceniała. - Najlepiej, żeby był praktyczny, jednocześnie elegancki i
klasyczny. Wiesz, na każdą okazję.
- Dobra
no to ten odpada, jedź dalej - przyznał jej rację.
- A ten?
- Jade pokazała mu łańcuszek, przerywany w kilku miejscach, złotymi kuleczkami,
z pośród których środkowa była największa. - Co myślisz?
- Wydaje
mi się, że ma już coś podobnego - przypomniał sobie.
- No to
nie. Podobne odpada - uśmiechnęła się Jade.
Przejrzeli
jeszcze parę stron, na których znaleźli kilka potencjalnych prezentów.
Dziewczyna zostawiła otwarte karty, gdyby Louis chciał się na któryś
zdecydować. Stwierdzili, że przejrzą jeszcze jedną stronę, a jak nic
konkretnego nie znajdą, to wybiorą coś z wcześniej znalezionych naszyjników.
- Patrz
na ten, jest śliczny. - Jade wskazała kursorem, o którym mówi.
-
Właśnie miałem ci powiedzieć, żebyś go pokazała - zaśmiał się Louis.
- Jest
śliczny - powtórzyła, powiększając zdjęcie. Na delikatnym łańcuszku w kolorze
ciepłego złota uwieńczony był piękny wisiorek. Wyglądał jak malutki wianek z
listków wypełniony blado różowym kamieniem szlachetnym. Kwarc różowy, jak
pisało w opisie. Żaden inny naszyjnik, który wcześniej oglądali nie mógł się
równać z tym na zdjęciu. Ten łączył w sobie wszystko: klasykę, elegancję i
zarazem delikatność.
- Tak,
ten jest zdecydowanie najładniejszy. - Chłopak pokiwał głową.
- No to
chyba, znaleźliśmy prezent - uśmiechnęła się Jade.
- Dobra,
zamawiamy - powiedział usatysfakcjonowany dokonanym wyborem. Dziewczyna
podsunęła mu laptopa, żeby mógł złożyć zamówienie. Dodał do koszyka naszyjnik i
przeszedł do płatności. Sięgnął po portfel, znajdujący się w kieszeni bluzy i
wyciągnął z niego kartę, z której przepisał dane. Uzupełnił jeszcze pole na
adres i podał swój numer telefonu. - Mają wysłać w ciągu 24 godzin - oznajmił
po tym jak zapłacił.
- No to
nie musisz się martwić, że nie dojdzie na czas - stwierdziła.
- Dzięki
za pomoc, Jade. - Posłał jej wdzięczny uśmiech.
- Nie ma
za co. I co, jedziesz do swojej mamy za tydzień?
- Mhm, w
niedzielę - wyjaśnił.
- To
wiesz, zawsze znów możemy się zaopiekować twoim domem, gdy cię nie będzie. W
należyty sposób, oczywiście - zażartowała.
- Tak i
tym razem, przeprowadzilibyście całościowy remont domu. Jeden pokój, to zdecydowanie
za mało. Koniecznie musicie się rozprawić z całym domem - powiedział
ironicznie.
- Właśnie,
właśnie do tego zmierzam - roześmiała się.
- Tym
razem podziękuję za wasze usługi, ale jak będę potrzebował całkowitej demolki,
to będę wiedział do kogo się zgłosić. Obiecuję, że pierwsza dostaniesz klucze.
***
Jade
usłyszała trąbienie samochodu, przed domem. To oznaczało, że Lea już na nią
czeka. Zdążyła się już przygotować wcześniej, więc teraz narzuciła sobie
jeszcze tylko dżinsową kurtkę na ramiona i wyjechała z domu. Zamknęła za sobą
drzwi i podjechała do auta ojca Lei. Przyjaciółka wysiadła z niego i pomogła
jej się przesiąść na fotel pasażera. Złożyła wózek i położyła go w bagażniku.
Wróciła do samochodu i zapięła pasy.
- Ty też zapnij - powiedziała do Jade,
odpalając samochód.
- Już,
już - mruknęła, po tym jak Lea skręciła z podjazdu na główną drogę. - Chce mi
się spać - ziewnęła.
-
Dziecko drogie, tobie zawsze chce się spać - zaśmiała się Lea.
- Też
prawda. - Jade zamknęła oczy i oparła głowę na szybie. - Puść jakąś muzykę, bo
zasnę - dodała.
- Weź
sobie ze schowka wybierz jakąś płytę albo włącz radio. - Jade otworzyła
półeczkę, przed sobą i wyciągnęła z niej kilka potencjalnych kandydatów. - Z
tym, że wiesz to prehistoryczne kawałki mojego taty, traktuj je z szacunkiem -
zażartowała Lea.
- Uuu,
Abba. - Jade wyciągnęła płytę z pudełka i włożyła ją do odtwarzacza. -
Posłuchamy sobie.
- Okaz w
kolekcji - zaśmiała się Lea.
Chwilę
później obie śpiewały na cały głos "Dancing Queen", wkładając w to wykonanie
całe siebie. Jade chwyciła nawet za składany parasol udając, że jest to
mikrofon.
You
can dance, you can jive
Having
the time of your life
See
that girl, watch that scene
Dig
in the dancing queen
Obie wyły na cały samochód, nie
mogąc powstrzymać się od śmiechu, nie tylko w ciągu tej jednej piosenki, ale też
przez kilka kolejnych, aż do momentu, kiedy dojechały do centrum handlowego.
-
Obiecaj, że nie spędzimy tu całego dnia - powiedziała Jade, kiedy znalazły się
już w środku galerii.
- Obiecuję,
że nie wyjdziemy do póki nie znajdziemy dla mnie sukienki - zachichotała Lea.
- Dwie
godziny maksymalnie - stanowczo zadecydowała brunetka.
- Z hakiem
- dodała od siebie Lea. - Wejdziemy tutaj - wskazała wybrany przez siebie
sklep, który na nieszczęście Jade nie okazał się jedynym, do którego weszły.
Zaglądnęły jeszcze do ośmiu innych, w których Lea też nic sobie nie znalazła.
Za to Jade odprawiała modły o to, by każdy następny w końcu okazał się ostatnim,
a nie kolejnym. Zdecydowanie nie była entuzjastką zakupów w ogromnych galeriach
handlowych. Weszły jeszcze do jednego sklepu, w którym to Lea zarzekała się, że
w końcu coś sobie wybierze. Jade brała po kolei każdą zobaczoną sukienkę i
pokazywała ją przyjaciółce, mając nadzieję, że coś wreszcie się jej spodoba.
Lea natomiast przy większości propozycji kręciła głową, a przy tych, które
akurat w miarę się jej podobały, albo okazywało się, że źle leżą, albo, że nie
ma już jej rozmiaru.
-
Popatrz na tą. - Jade chwyciła za wieszak z szyfonową sukienką w granatowym
kolorze, na której w górnej części znajdowały się kremowe haftowane elementy.
Sukienka była zwiewna i zdecydowanie w guście Lei.
- Jest
świetna - zawyrokowała przyjaciółka, a na twarzy Jade pojawił się błogi
uśmiech, że w końcu udało się odnaleźć to czego szukały. Lea przejęła sukienkę
i przyjrzała się cenie. Z ulgą przyjęła, że nie wykracza ona poza jej odłożony
na ten cel budżet. - A rozmiar? - Jade przeglądnęła wieszaki.
- Jest.
Przymierz. - Podała przyjaciółce sukienkę.
- To idę
do przymierzalni - powiedziała odchodząc. Chwilę zajęło za nim wróciła, ale
najważniejsze było to, że wróciła z sukienką, a nawet z dwiema.
- Biorę
ją - postanowiła zadowolona.
- Tą
drugą też?
- Nie,
to dla ciebie wypatrzyłam. Patrz jaka ładna. - Lea zaprezentowała bordową,
lejącą się sukienkę z długimi rękawami z delikatną wstawką z koronki w
dekolcie.
-
Przecież ja nie noszę sukienek.
-
Przymierz tylko - nudziła Lea, na co
Jade ostatecznie przystała. Wjechała do przymierzalni i zajęło to dłuższy
moment zanim udało jej się przebrać. Przygładziła włosy, które stały na
wszystkie strony i przyglądnęła się sobie w lustrze. Sukienka ładnie na niej
leżała i do tego było jej w niej wygodnie, nie tak jak inne, które kiedyś
miała. Jednak patrzenie na siebie było w jakiś sposób przykre. Odbijający się w
lustrze wózek, zaburzał cały obraz. Jade nie widziała dziewczyny, która
ślicznie wygląda w tej sukience, widziała za to inwalidkę. W końcu otworzyła
kabinę, by pokazać się przyjaciółce, która czekała przed drzwiami. - Widzisz, jak
ładnie w niej wyglądasz? - powiedziała zachwycona Lea. - Proszę powiedz, że
chcesz ją kupić.
- Ale po
co? Przecież wiesz, że...
- Że nie
nosisz sukienek. - dokończyła za nią. - No i co z tego? Może w końcu powinnaś
zacząć - namawiała ją. - Zastanawiasz się, jakbyś dokonywała wyboru swojego
życia.
- No bo
nie wiem, czy mi się przyda. - Jade przeczesała palcami włosy, namyślając się.
-
Pewnie, że ci się przyda, choćby na co dzień. To nie sukienka balowa na jeden
raz.
- No
dobra, ale jak się przebiorę idziemy od razu do kasy, a potem coś zjeść -
uśmiechnęła się, z niewiadomego powodu zadowolona, że udało się Lei ją
przekonać.
Kiedy w
końcu wyszły ze sklepu ze swoimi zakupami, obie były już poważnie głodne.
Skierowały się w stronę działu gastronomicznego, gdzie zamówiły sobie pizzę. W
czasie oczekiwania zdążyły jeszcze kupić lody. Jade wybrała jak zwykle
cynamonowe i do tego jeszcze gałkę kokosowych, Lea natomiast postawiła na swój
stały zestaw, czyli smak ciasteczkowy i czekoladowy. Zdążyły je zjeść przed tym
nim kelnerka przyniosła ich zamówienie. Po kilku następnych minutach, na ich
stoliku została postawiona pizza i dwie szklanki wody. Okazała się dla nich
trochę za duża, bo nie mogły jej dokończyć.
-
Myślisz, że mu się spodoba? - spytała jakby od niechcenia Jade, biorąc łyk
wody.
- Co? -
Lea wytarła sobie usta chusteczką, udając, że to pytanie wcale jej nie
poruszyło.
-
Sukienka.
- O tak,
z pewnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz